1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22

2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.

DUM SPIRO-SPERO Forum Onkologiczne Strona Główna

Logo Forum Onkologicznego DUM SPIRO-SPERO
Forum jest cz?ci? Fundacji Onkologicznej | przejdź do witryny Fundacji

Czat Mapa forum Formularz kontaktowyFormularz kontaktowy FAQFAQ
 SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  AlbumAlbum
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat :: Następny temat
Zamknięty przez: DumSpiro-Spero
2013-04-06, 19:58
Żałoba
Autor Wiadomość
Zebra 
PRZYJACIEL Forum



Dołączyła: 08 Lip 2011
Posty: 553
Skąd: Gdańsk
Pomogła: 52 razy

 #1  Wysłany: 2011-08-14, 23:20  Żałoba


Watek dla wszystkich cierpiacych, poszukujacych ukojenia i wypisania sie.

[ Dodano: 2011-08-15, 16:24 ]
Nikt nie pisze, więc może ja zacznę :)

Stratę mojej Mamy uważam za niewyobrażalną, nie dającą się zmierzyć, wyliczyć, opisać, druzgocącą.

Przeżyłam kilka pogrzebów, obie babcie, wujkowie, kolega, nauczyciel, z którymi byłam mniej lub bardzie związana. Był smutek, niedowierzanie, ale normalność powracała.

Śmierć Mamy, z którą byłyśmy jak papużki nierozłączki, nie ma dla mnie porównania z żadnym dotychczasowym bólem i cierpieniem.

Zauważam, że są dni kiedy jakoś sobie radzę, ale też kiedy jestem rozsypana.
Kiedy mam ochotę spotykać się z ludźmi i kiedy denerwują mnie nawet obcy.

Przy okazji wątku Anelii sporo się zastanawiałam nad moim odbiorem przeżywania żałoby przez moich bliskich
1. Mój brat np. powiedział, że gdyby tak usiadł jak ja i rozmyślał to by zwariował. Stąd podwójnie pracuje i wymyśla sobie coraz to nowe zajęcia.
2. Ciocie, wujkowie (Mamy siostry i brat) żyją dalej i chyba nie powinnam pisać, że żyją jakby nigdy nic się nie stało, ponieważ nie wiem co mają w głowach. A że chodzą do pracy, urlopują, itp. to chyba nic złego (jeszcze kilka wątków temu miałam do nich o to pretensje i żal, który czasami się pojawia).
3. Sama chodzę na różne spotkania, kawiarnie, restauracje, planowałam koncert jazzowy (koleżanka z przerażoną miną mi zaproponowała, ponieważ nie wiedziała czy to na miejscu. Ja tylko odpowiedziałam "Aniu a jak myślisz czy moja Mama by nie chciała żebyśmy poszły? Oczywiście, że by chciała, baaa, poszłaby z nami" :) ).
Śmieję się i żartuję, i jak spojrzę na siebie z boku, wyglądam na zupełnie normalnie żyjącą osobę (co nie oznacza, że wewnątrz nie cierpię), normalnie do tego stopnia, że ostatnio znajomy zapytał się o zdrowie Mamy :|

Anelio, a jak Ty widzisz siebie z zewnątrz? Czy czasami się nie śmiejesz? Czy nie idziesz na zakupy? itp.?
 
kruszynka 
PRZYJACIEL Forum


Dołączyła: 23 Sty 2010
Posty: 254
Pomogła: 41 razy

 #2  Wysłany: 2011-08-15, 19:06  


Zebra.

To nie tak ,że ciocie i wujkowie nie przeżywają śmierci Twojej Mamy.

Ty też przecież nie chodzisz po ulicy z chusteczką w ręce.

Moja sytuacja jest taka, że w 2009 roku zmarł mój tata - rak płuc a teraz w czerwcu nagle zmarła mama

Ja też na pozór , żyję normalnie. Chodzę do pracy, rozmawiam, śmieję się nawet. Jednak cały czas gdzieś tam uparcie tkwi myśl "Mama zmarła" . I z taką myślą idę spać i to jest zawsze pierwsza myśl po obudzeniu. Nikt nie widzi moich łez w nocy czy w dzień gdy jestem sama. Nikt nie wie co myślę, a uwierz mi moja Mama jest obecna w każdym momencie w moich myślach.

W miarę upływu czasu nie przestaje wcale boleć, a tęskni się coraz bardziej. Brakuje mi codziennych rozmów , telefonów , spotkań , wyjść do Taty na cmentarz.

Gdzie się nie obrócę tam widzę moją najukochańszą Mamę.

I uwierz mi , nikt z mojego otoczenia tak naprawdę nie wie co czuję .....

Mój mąż w tej chwili jest zajęty myślami o swojej mamie , która niestety ma raka żołądka.

Też czasami myślę, jak to możliwe , że ten świat idzie do przodu a ja nie mam ani Mamy ani Taty.

Staram się jakoś sobie to tłumaczyć, ale... sama wiesz . Jest zawsze tylko jedno pytanie DLACZEGO JUŻ ???
 
Funia 


Dołączyła: 30 Mar 2011
Posty: 228
Pomogła: 27 razy

 #3  Wysłany: 2011-08-16, 20:46  


Mogę się podpisać pod oboma postami.
Straszny żal i z pozoru normalne życie, praca, 2 małe córeczki.
Do tego strach o ojca, który właśnie mi zakomunikował, że w domu wszystkie klucze są podpisane, tak na wszelki wypadek, gdyby on też umarł.
Nie wiem czy to żal, bo w końcu został sam po 33 latach małżeństwa, czy nie daj Bóg coś innego.
 
ela1 
PRZYJACIEL Forum


Dołączyła: 27 Lut 2010
Posty: 2479
Pomogła: 516 razy

 #4  Wysłany: 2011-08-16, 21:33  


Funia napisał/a:
Nie wiem czy to żal, bo w końcu został sam po 33 latach małżeństwa, czy nie daj Bóg coś innego

Moim zdaniem to- żal, ogromna nie do wyobrażenia tęsknota,
zdanie sobie sprawy że bez naszych miłości nie ma dla nas miejsca w tym życiu,
a co za tym idzie chęć dołączenia do ukochanej osoby którą straciliśmy.

Mi też po 33 latach wszystko się zawaliło.....
Tak jak Twój tata, bardzo delikatnie, właśnie tak na wszelki wypadek mówię i pokazuje gdzie i co leży, załatwiłam sprawy tak aby........ :-(
_________________
"Odnajdź w sobie zalążek radości, a wtedy radość pokona ból"- R. Campell
 
czkawka 
PRZYJACIEL Forum



Dołączyła: 07 Cze 2010
Posty: 912
Pomogła: 217 razy

 #5  Wysłany: 2011-08-16, 21:34  


Witam....

Żałoba jest najgorszym stanem ducha jaki przyszło mi przeżywać. Cierpiałam z jej powodu już wiele razy, ale ta po odejściu Mamy jest dla mnie najtrudniejsza do wytrzymania.

Mam podobnie jak kruszynka, niby żyję ale ta myśl (że Mama odeszła) nigdy mnie nie opuszcza. Kładę się z nią w głowie i jest pierwszą, która pojawia się po przebudzeniu. Patrząc z boku trudno się domyślić co przeżywam. Już nie płaczę przy ludziach, ma wrażenie, że mogłabym kogoś męczyć...moje łzy tak jak innych płyną w nocy, w samotności.
Przecież to nie tak miało być...nie został mi już nikt, komu tak bezgranicznie bym ufała....

Zebra, też wychodzę, spotykam się z ludźmi- wszytko po to aby nie czuć ciągle tej pustki w domu. Bywają jednak dni kiedy też nie chcę z nikim rozmawiać ani nawet patrzeć.
Nie chcę się izolować zupełnie od ludzi, jednak kiedy jestem w bardzo podłym nastroju wolę światu zejść z oczu....

Dobry pomysł z tym tematem.
_________________
"Ludzkość! Jaka ona szlachetna! Jakże chętna do poświęcenia...kogoś innego."
S. King
 
Anelia 
PRZYJACIEL Forum



Dołączyła: 27 Gru 2010
Posty: 2959
Skąd: Wlkp
Pomogła: 466 razy

 #6  Wysłany: 2011-08-16, 22:50  


Zebra napisał/a:
Anelio, a jak Ty widzisz siebie z zewnątrz? Czy czasami się nie śmiejesz? Czy nie idziesz na zakupy? itp.?

Droga Zebro hmm "jak ja siebie widzę z zewnątrz" trudno jest mi na to pytanie odpowiedzieć. Widzę siebie jako taką szarą myszkę uciekającą od rzeczywistości, raz tu raz tam ale bez celu. Poruszam się tak "o" jak czarna owieczka błąkająca się i inna od wszystkich...

Czy śmieję się ? Zapomniałam co to śmiech. Nie pamiętam kiedy ostatnio był uśmiech na mojej twarzy...

Czy idę na zakupy ? Dość często ale są to zakupy takie, które każdego dnia się robi. Zakupy, które też potrafią doprowadzić mnie do łez kiedy np. patrzę na półki z których brałam coś dla tatusia :cry:
Zwykły jogurt potrafi mi przypomnieć jakieś Nasze wspólne chwile ...

Próbuję się ogarnąć , zrozumieć - dlatego też tak często piszę w Swoim wątku.
Spędziłam tu pół roku. Tata odszedł ale ja nie potrafię tak po prostu zakończyć histori Naszej, naszego wątku...
Wiem, że kiedyś nastąpi dzień że przestanę w wątku Swoim pisać ale chcę go zakończyć wtedy kiedy będę mogła napisać, że pojawił się uśmiech na mojej twarzy, kiedy już tak na prawdę dopuszczę do siebie myśl i zrozumię, że taty nie ma, kiedy już będę świadoma, że daję radę...
Chcę powoli, powoli zakończyć Swój tamat ale potrzebuję czasu. To jest tak jak z malutkim dzieckiem, które zaczyna chodzić z pomocą czegoś lub kogoś. Po jakimś czasie przychodzi dzień, że dziecko potrafi już samodzielnie chodzić bez większej pomocy! I tak samo jest ze mną. Uczę się jakby na nowo żyć, funkcjonować.
Żałoba jest właśnie takim momentem, momentem wyciszenia się, zrozumienia tego co się stało, uczenia się stanąć na nogi i jakoś żyć z tym ciężarem.
Ja jestem na etapie oswojenia się z nową rzeczywistością.
Nie chcę powtarzać po raz kolejny jak się czuję, ponieważ czuję się tak jak do tej pory pisałam w Swoim wątku.
Czas chyba faktycznie pozwala przyzwyczaić się do bólu jedank czas jednocześnie sprawia, że tęsknota jest dużo większa ...
Często w swoich modlitwach proszę aby rozłąka pomiędzy Nami nie trwała długo i wyobrażam sobie jak chciałabym się spotkać z tatusiem :cry: !

Kochani życzę Wam więcej siły, mam nadzieję, że Wam jakoś udaje się dalej żyć
i mam nadzieję, że otaczają Was sami dobrzy ludzie-których wiem jak potrzeba czasami, których mi niestety brakuje ale których na szczęście znajduję tu na forum!
_________________
Anelia
Jeśli wiara czyni cuda,trzeba wierzyć,że się uda !
 
aneri 


Dołączyła: 29 Mar 2011
Posty: 121
Skąd: Bydgoszcz
Pomogła: 9 razy

 #7  Wysłany: 2011-08-17, 09:16  


mogę się podpisać pod wszystkimi powyższymi wątkami. Za tydzień miną 3 miesięce od śmierci mojego Taty a ja nadal nie mogę uwierzyć w to co się stało. To wszystko potoczyło się tak szybko w lutym pogorszenie samopoczucia, w marcu diagnoza - gruczolakorak a w maju.... :cry: .
Ciąle mam wrażenie, że Tata nadal jest w szpitalu i za chwilkę zadzwoni a telefon niestety milczy :( - to wszystko jest takie niesprawiedliwe. Codziennie sobie powtarzam pytania, które zaczynają się od słowa dlaczego- dlaczego on, dlaczego tak szybko, przecież nawet nie rozpoczął leczenia onkogicznego :(.
Ja również jak Wy staram się na nowo poukładać swoje życie ale przyznaję nie jest łatwo ( teraz czeka mnie zmiana pracy i miejsca zamieszkania bo chcę wrócić do rodzinnej miejscowości żeby być z mamą), więc wiele spraw mam do załatwienia ale trudno jest mi się zorganizować. Ciągle moje myśli krąża wokól Taty, wspominam wspólne chwile, przypominam sobie nasze żarty ale też żaluję, że pewnych rzeczy Mu nie powiedziałam bo pewnie jak większość myśłałam że mam na to jeszcze czas :(.
Trudno jest mi się z tym wszystkim pogodzić, czasami wydaje mi się, że jestem jakby niecałkiem obecna w tym życiu - może to dziwnie zabrzmi ale tak właśnie się czuję. Niby chodzę do pracy, rozmawiam ze znajomymi, robię zakupy itd. ale często mam wrażenie że to wszystko dzieje się jakby tak obok mnie, niby czymś się zajmuję ale robię to mechanicznie a myślę całkiem o czymś innym.

Dziękuję Zebrze za założenie tego wątku, dziekuję że mogłam napisac co czuję. Pomimo tego, że nie byłam na forum długo, stało się ono dla mnie prawie uzależnieniem, kilka razy dziennie tutaj zaglądam, bo tylko tutaj moge spotkać ludzi którzy przeżywają to co ja i którzy rozumieją mnie jak nikt inny.

życzę Wam dużo siły i dziekuję za obecność na forum.

pozdrawiam
 
kuku 


Dołączyła: 21 Lut 2011
Posty: 12
Pomogła: 1 raz

 #8  Wysłany: 2011-08-17, 11:25  pozorna normalność


ja też Zebro śmieję się., wychodzę ze znajomymi.
żyję na pozór normalnie.
ale w głowie , w sercu ... gwiezdne wojny.

potrafię znienacka popłakać się na widok czerwonych kaloszy.
bo to ostatnia taka przyziemna rzecz, o której rozmawiałam z Mamą.

Ktoś zakaszle jak ona - i serce mi staje.
gdzieś mi migną blond włosy w tłumie obcych ludzi.
zadzwoni Pani z banku i poprosi JĄ do telefonu.

odczytam smsa
maila
zobaczę zdjęcie.


i ciach ...sypie się domek z kart.
 
gosiaczek4394 


Dołączyła: 16 Sie 2011
Posty: 5

 #9  Wysłany: 2011-08-18, 19:56  


Od śmierci mojego narzeczonego minęło ponad 4 m-ce, zmarł 7 kwietnia a 7 maja miał odbyć się nasz ślub i wesele. Miał 29 lat ja mam 27. Nowotwór zdiagnozowano 11 października 2010r., rhabdomyosarcoma, mięsak twarzy po stronie lewej. Niecałe pół roku walczyliśmy z chorobą i przegraliśmy walkę. W czasie Jarka choroby poroniłam dwa razy. Wyobraźcie sobie że o pierwszej ciąży dowiedziałam się 10 października, najbardziej radosna chwila w życiu a tu na drugi dzień diagnoza że ukochany ma nowotwór. Nie chcę opisywać wszystkiego bo pomimo że minęło 4m-ce ja ciągle jak o tym wszystkim myślę i przypominam sobie te chwile to płaczę, nie, to nie jest dobre słowo bo tak naprawdę wyję. Nie ma dnia w którym bym nie płakała, tak bardzo za nim tęsknię i za naszymi maleństwami, nawet czasami zastanawiam się za kim bardziej. Sama staram się pocieszyć myśląc i tłumacząc sobie że oni są już tam razem, że Jarek się opiekuje naszymi dziećmi a ja kiedyś do nich dołącze. Jest mi bardzo ciężko bo o moich i Jarka dzieciach nikt nie pamięta, a ja noszę żałobę po całej trójce, po swoich maleństwach i ich ojcu.
Kilka osób chciało mnie już zapoznać z jakimiś chłopakami, mówią: jesteś młoda, całe życie przed tobą i na pewno jeszcze kogoś spotkasz. Ranią mnie takie słowa i to bardzo, może ciocia lub taty kolega chcą dobrze ale uważam że powinni uszanować to że straciłam najważniejsze osoby w swoim życiu, straciłam marzenia i całą wizję przyszłości, chcę ze spokojem w sercu opłakiwać miłość swojego życia i nasze dzieci. Widzę jak też wielu ludzi mi się przygląda, z ciekawością patrzą "jak się trzymam" , ale przecież nikt nie wie co się dzieje w moim sercu,nikt nie wie że jest ono rozsypane na kawałki, że tęsknota za Jarkiem i tymi kruszynkami tak bardzo ściska mi gardło że nie dam rady nic robić.
Napiszę jesZcze tylko, że siłę do dalszego życia, do tego aby wstać rano daje mi modlitwa, bez niej nie dałabym rady.
 
kruszynka 
PRZYJACIEL Forum


Dołączyła: 23 Sty 2010
Posty: 254
Pomogła: 41 razy

 #10  Wysłany: 2011-08-18, 20:05  


Wyobrażam sbie Twój ból. Strata ukochanego i poronienie.

To naprawdę bolesne.

Ja nadal tęsknię , płaczę , mówię do Mamy. Chcę zapomnieć że Jej nie ma ....


Czy to normalne ???
 
maja12 


Dołączyła: 12 Lip 2009
Posty: 39
Pomogła: 7 razy

 #11  Wysłany: 2011-08-19, 22:09  


Bardzo mi przykro czytając Wasze posty, naprawdę serdecznie Wam wszystkim którzy utracili kogoś bliskiego współczuję. Moja Mama umarła ponad dwa lata temu, w moim domu, pod moją opieką. Mówią że żałoba trwa rok- a myślę że to zostaje na całe życie. Do dziś wspomnienia naszych ostatnich dni wywołują we mnie płacz. Tez na pozór wiodę normalne życie, a w środku w kółko wiele myśli- jak by to mama zrobiła... co powiedziała...
Zresztą chyba najlepszym dowodem na to jest że tutaj jeszcze zaglądamy?
Nie wiem czy to dobrze, czy to jest normalne? Również dwa lata temu zmarła moja teściowa- i nie widzę żeby mój mąż i jego siostra tak samo przeżywali odejscie swojej mamy.Mój świat się zatrzymał, ich kręci się dalej. Być może zależy to od charakteru człowieka? Już nawet sama zaczęłam się zastanawiać czy to co ja czuję jest normalne?
 
Mark 
PRZYJACIEL Forum



Dołączył: 25 Sty 2010
Posty: 361
Skąd: Polska
Pomógł: 149 razy

 #12  Wysłany: 2011-08-20, 09:48  


Nie gniewajcie się forumowiczki, ale jakoś wydaje mi się, że za bardzo celebrujecie żałobę, poświęcacie jej za dużo uwagi. Zastanawiam się czy nie jest tak, że chciałybyście "zatrzymać czas tu i teraz". Oczywistą konsekwencją życia jest przemijanie, to naturalne. Naturalny jest również wpływ czasu na wspomnienia i odbiór tego co już minęło. Z czasem wspomnienia powinny się "zacierać" i ... trochę jak w Waszych twardych dyskach ( w komputerach ) być "nadpisywane" przez nowe wydarzenia. Nie od rzeczy żałoba po zmarłym trwa rok, ten czas jest wystarczająco długi, by to co nowe "nadpisało" stare i by pamięć po zmarłych - pozostała pamięcią po zmarłych, a nie stała się czynnikiem kształtującym nasze życie. Być może takie długie "trzymanie afektu" ( permanentne koncentrowanie się na śmierci bliskiej i ważnej dla nas osoby ) wymagałoby skorzystania z pomocy psychologa, może osoby duchownej albo też kogoś bliskiego, komu ufacie, z kim możliwym byłoby porozmawianie, może w indywidualnych przypadkach podjęcie terapii.
Nie gniewajcie się za ten post, ale jakoś ... leży mi na sercu Wasze dobro, oddajcie zatem zmarłym co jest ich, a żywym, którzy na Was czekają siebie.
_________________
c'est la vie
 
 
gosiaczek4394 


Dołączyła: 16 Sie 2011
Posty: 5

 #13  Wysłany: 2011-08-20, 14:54  


Mark, każdy człowiek jest inny i w inny sposób przeżywa śmierć swoich bliskich. To nie jest tak, że po roku powinna zakończyć się żałoba, u jednego człowieka trwa to dłużej u innego krócej. Jeżeli ktoś był bardzo związany z osobą, która odeszła, to nie wyobrażam sobie, że po roku w jego życiu powinno się wszystko zmienić. To prawda, życie toczy się dalej i trzeba w nim uczestniczyć, ale przez rok na pewno "to nowe nie zastąpi starego" bo po prostu nie zdąży. Byłam na trzydniowych rekolekcjach pt. :Jak poradzić sobie z żałobą" i wyobraź sobie że były tam osoby, które utraciły swoich bliskich np. 2 lata temu, a pewna pani już 3 lata! I wprost powiedziała, że ona dopiero teraz czuje że jej okres żałoby właśnie się kończy. Ciemne ubrania nosiła rok, ale jej serce potrzebowało 3lat na pożegnanie męża.
Pozdrawiam
 
Katarzynka36 
PRZYJACIEL Forum


Dołączyła: 23 Cze 2010
Posty: 2253
Skąd: Poznań
Pomogła: 393 razy

 #14  Wysłany: 2011-08-20, 16:12  


Przemijanie przemijanie, ale czasem i rok żałoby to za mało by pogodzić się ze śmiercią ukochanej, bliskiej osoby. Bo jak żyć, jak wrocić do życia, jak życie straciło swój sens?

Naturalna kolej rzeczy to gdy odchodza ludzie w podeszłym wieku. Jest ciężko, ale wówczas można powiedziec, że osoba przezyła swoje... odchowała dzieci, doczekała się gromadki wnuków, było jej dane zatańczyć nawet na ślubie wnuczki...Wtedy - przynajmniej w teorii łatwiej - pogodzić się z nieuchronnościa losu. Ale kiedy odchodzi 50- latek, to pogodzenie sie z Jego utratą jest - tak mi sie wydaje - zdecydowanie boleśniejsze.
Nie przeżył wiele lat, nie doczekał się gromadki wnucząt, sędziwego wieku...
Trudno się wówczas pogodzić ze złym losem.
Zresztą żaden wiek nie jest dobry by umierać...

Dla niektórych wystarczy pół roku żałoby, inni potrzebują kilku lat, by sie pogodzić z tym co sie stało.. ale wielką wyrwę w sercu ma się i tak do końca życia...Tyle, że z czasem boli troszkę mniej. Ale jest.
_________________
Katarzynka36
 
 
kruszynka 
PRZYJACIEL Forum


Dołączyła: 23 Sty 2010
Posty: 254
Pomogła: 41 razy

 #15  Wysłany: 2011-08-20, 19:31  


Czym jest żałoba? To nie ma znaczenia, czy noszę czarne ubranie. To tylko symbol może obyczaj.
Trzeba się pogodzić ze stratą bliskiej osoby , to wiadomo. Ale nie da się zagłuszyć ogromnej tęsknoty, poczucia , że już nigdy nic. Moja Mama po roku nadal wyczekiwała na Tatę , szukała Go i nie mogła przestać tęsknić za Nim. Ja może po roku może trochę dłużej , któregoś wieczoru stwierdziłam , że cały dzień nie myślałam o Tacie.

Teraz jest niestety gorzej, bo Mama moja ukochana zmarła nagle. Nikt tego nie przeczuwał nawet Ona sama. Tata był w jakimś sensie "moim bezpieczeństwem" ale Mama była moją najbliższą przyjaciółką . Jej odejście to dla mnie podwójna strata. Przychodzi chwila , kiedy czuję wręcz fizyczny ból , uświadamiając sobie Jej śmierć. Nie mam z kim rozmawiać , na pewne tematy mogłam tylko z Nią.

Nie celebruję swej żałoby. Nie mówię o tym co czuję nikomu , płaczę po cichu w samotności.
Jedynie to forum jest miejscem , gdzie sobie pozwalam na wyrażanie swego żalu bo wiem , że są tutaj osoby , które czują podobnie.
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  


logo

Statystki wizyt z innych stron
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group