1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22

2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.

DUM SPIRO-SPERO Forum Onkologiczne Strona Główna

Logo Forum Onkologicznego DUM SPIRO-SPERO
Forum jest cz?ci? Fundacji Onkologicznej | przejdź do witryny Fundacji

Czat Mapa forum Formularz kontaktowyFormularz kontaktowy FAQFAQ
 SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  AlbumAlbum
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat :: Następny temat
Reszka.78 - komentarze
Autor Wiadomość
Reszka.78 



Dołączyła: 29 Lis 2011
Posty: 948
Pomogła: 136 razy

 #256  Wysłany: 2016-12-12, 16:17  


Małgolisiu Siostro moja ^^ Cieplutko Cię pozdrawiam i przytulam bardzo, bardzo mocno. Także już dzisiaj Życzę Tobie i Rodzinie, spokoju, ciepła i Dobrych, Wesołych Świąt :*
 
Reszka.78 



Dołączyła: 29 Lis 2011
Posty: 948
Pomogła: 136 razy

 #257  Wysłany: 2017-07-07, 00:29  


No i znowu mi głupio, bo rzadko tu bywam i jeszcze rzadziej się odzywam, a co gorsze czuje się jak rasowa idiotka, bo zwykle odzywam się w sprawach pewnie tak głupich, że aż wstyd. Jednak jak tego z siebie nie wyrzucę to pęknę. A potem będę mieć wyrzuty sumienia, że niejako publicznie robię z siebie głupka.
Moja rodzicielka zamierza chyba wykończyć mnie psychicznie. Ostatnio w rozmowie z koleżanką wygadała się, że dnia nie ma żeby jej się Mama (a moja Babcia nie śniła). Mnie tego nie powie bo po co. Dzisiaj natomiast potrąciła najwyraźniej stolikiem, spadły nożyczki i moja rodzicielka stwierdza w tym momencie, że duchy po nią przychodzą. Owszem czasem coś spadnie w domu np. w kuchni, torebka się obsunie czy coś, ale żeby takie myśli i stwierdzenia od razu? Owszem też się czasem śmieję, że duchy mamy, jak właśnie coś spadnie w kuchni czy coś, ale nigdy bym nie wpadła na takie teorie.
A jeszcze Mama to mówi tak poważnie... zwariuje przy niej któregoś pięknego dnia.

Pozdrawiam Wszystkich, przytulam i pogody ducha życzę by Was nie opuszczał. I dziękuję za to forum i za to, że jesteście.
 
Małgosia81 
PRZYJACIEL Forum


Dołączyła: 23 Paź 2011
Posty: 791
Skąd: Świętokrzyskie
Pomogła: 97 razy

 #258  Wysłany: 2017-07-07, 12:16  


Hej Reszka. Przewrażliwienie. Duchy tam duchy tu, wydaje się mamci bo jest cały czas w stanie "zagrożenia" a może uświadamia sobie swoje lęki. Podsuń parę książek jak lubi czytać może i na temat duchów ale mnie się wydaje że to jest oznaka ciągłego strachu przed odejściem, chorobą. Trzymajcie się cieplutko :-*
_________________
[*] śpij spokojnie kochana moja (27.09.2015)
 
Reszka.78 



Dołączyła: 29 Lis 2011
Posty: 948
Pomogła: 136 razy

 #259  Wysłany: 2017-07-07, 13:01  


Tego jestem całkiem pewna, po prostu takie gadanie ani jej, ani mnie w niczym nie pomaga, ani nic nie daje. Mama książkami się zaczytuje także akurat w tej kwestii nic więcej nie mogę zrobić. Skumała się z sąsiadką również namiętnie czytającą i się książkami wymieniają. Mam ochotę ją autentycznie strzelić w ucho albo pogryźć.
A co tam u Ciebie i rodzinki Małgolinku? Przytulam Was i myślę, chociaż tak rzadko bywam :*
 
Reszka.78 



Dołączyła: 29 Lis 2011
Posty: 948
Pomogła: 136 razy

 #260  Wysłany: 2019-01-11, 10:09  


To znowu ja Maruda...

Powinno być optymistycznie, w końcu Karnawał, kolejny rok przyszedł, za oknem - przynajmniej u mnie - pięknie i biało, a ja niestety mam koszmarnego doła i zamiast jakiś pozytywnych myśli, których powinno tu być jak najwięcej, to przynoszę te moje czarne i ponure. Przepraszam. Zwłaszcza, że piszę tu tak rzadko, a jak już to właśnie z jakimiś problemami.
Przepraszam, bo pewnie wyjdę znowu na rasową idiotkę, ale naprawdę muszę to z siebie wyrzucić, a szczerze mówiąc to poza Wami Kochani Forumowicze i Odwiedzający, nie mam z kim tak szczerze i otwarcie porozmawiać. Moi znajomi niestety jak mają problemy to ja muszę ich wysłuchać, jak ja mam jakiś problem, to nikogo to nie obchodzi, albo robią z tego jakieś śmichy chichy i ogólnie bagatelizują sprawę. Rodziny też nic poza nimi samymi nie obchodzi. A Mama? Mamie nic nie mogę powiedzieć, bo sprawa Jej dotyczy, no i byłoby to paskudne z mojej strony.

W Nowy Rok weszłyśmy obie zasmarkane. Mnie rozłożyło w Wigilię, Mamę zaraz po. Jakiś wirus chyba panuje, bo większość znajomych właśnie chora. No zdarza się.
Niestety od kilku dni, zwłaszcza wieczorami, dopada mnie paskudne myślenie o śmierci Mamy. Niby nie ma ku takiemu myśleniu absolutnie żadnych przesłanek, od diagnozy minęło już ponad 7 lat. Mamie poza kaszlem który ma od wielu lat i przepukliną nic tak naprawdę nie dolega. Owszem dawno nie robiła choćby kontrolnych badań pod kątem onkologicznym, ale wierzymy obie, że jest dobrze. I wszystko byłoby w porządku, gdyby właśnie nie te myśli. Nie wiem skąd się to bierze i dlaczego mnie to teraz dopadło. Sięgając pamięcią wstecz, aż tak bardzo nie bałam się tego odejścia Mamy jak w tej chwili. Strach po prostu mnie dopada i powala na łopatki, robi mi się gorąco - zwłaszcza w głowę, serce wali jak oszalałe, chce mi się płakać. Rzekłabym, że ataki paniki. Łapię się na tym, że robię jakieś tak naprawdę nielogiczne rzeczy, jak dotykanie maminych ubrań, albo złapałam się na tym, że zrobiłam Jej wczoraj ukradkowe zdjęcie telefonem. Jakbym chciała ją zatrzymać, jak najbardziej żywą, gdy już Jej przy mnie nie będzie.
Kompletnie nie wiem co się ze mną dzieje. Bo naprawdę nie mam żadnych logicznych przesłanek by obawiać się Mamy odejścia i nie wiem czym te czarne myśli mogą być spowodowane. Czy to przez to, że w grudniu i styczniu odeszło tyle osób. Tak wiem, codziennie ludzie odchodzą, ale ostatnio nie ma właściwie dnia, bez informacji o śmierci jakiejś znanej osoby, teraz ta tragedia w Koszalinie. Czy to ta moja paskudna nerwica znowu daje o sobie znać w tak podły sposób. Czy też mam jakieś makabryczne przeczucia i coś się stanie....

Przepraszam raz jeszcze.

Pozdrawiam.
 
Bonaj 


Dołączył: 10 Kwi 2014
Posty: 468
Pomógł: 53 razy

 #261  Wysłany: 2019-01-11, 19:13  


Nie zrozum mnie źle, ale wg.mnie wymagasz wsparcia farmakologicznego lub chociaż psychologicznego.
Oprócz tego co opisałaś to normalnie funkcjonujesz czy to Cię tak paraliżuje, że masz problemy z codziennością?
_________________
Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą. – (Aureliusz Augustyn z Hippony)
 
Reszka.78 



Dołączyła: 29 Lis 2011
Posty: 948
Pomogła: 136 razy

 #262  Wysłany: 2019-01-11, 19:23  


Absolutnie nie zamierzam Cię rozumieć źle, bo z całą pewnością masz rację. Nerwicę mam zdiagnozowaną, chociaż od kilku lat była w niejakim uśpieniu i nie dawała właściwie żadnych objawów, poza jakimiś mocniejszymi reakcjami organizmu w sytuacjach stresowych.

Raczej normalnie funkcjonuję, normalnie swoje codzienne obowiązki wypełniam. Z tym nie ma absolutnie żadnego problemu. Dopadło mnie to te kilka dni temu i objawia się właściwie tylko wieczorami, no dzisiaj od rana trzyma.

Pozdrawiam
 
asia19 
PRZYJACIEL Forum



Dołączyła: 29 Gru 2010
Posty: 625
Skąd: Mazowsze
Pomogła: 111 razy

 #263  Wysłany: 2019-01-11, 22:42  


Wiesz, może pomyśl o terapii i jeśli objawy są dokuczliwe, o wizycie u psychiatry - jednak nerwica i takie myśli z czegoś się biorą, to nie są rzeczy z kosmosu. Sama walczę ze swoją wrażliwością i nerwicą i wcale się tego nie wstydzę. Cieszę się, że mogę sobie ulżyć. Niestety choroba nowotworowa odciska piętno na chorych i rodzinie, wiele osób sobie nie radzi. Nie ma co strugać bohatera na co dzień i żyć z takimi emocjami. Ja też doskonale funkcjonuję na co dzień, ale bywało różnie w aspekcie emocji.
Nie jesteś idiotką, nie jesteś dziwna, po prostu potrzebujesz pomocy. Kojarzę trochę Twoich postów na forum i przypuszczam, że też jesteś bardzo wrażliwa. To nie jest nic złego, za co można się krytykować. Nie myśl o sobie źle. A z natrętnymi myślami trzeba walczyć, bo nie można tak żyć. Ściskam mocno. :)
_________________
Practise random kindness and senseless acts of beauty.
Dobro jest w każdym z nas.
 
Reszka.78 



Dołączyła: 29 Lis 2011
Posty: 948
Pomogła: 136 razy

 #264  Wysłany: 2019-01-12, 12:50  


Dzień dobry

Dziękuję Asiu za Twoje słowa. Tak jak bardzo dziękuję Bonajowi. Też się nie wstydzę nerwicy. Świat jest teraz tak dziki i zabiegany, że większość ludzi ma nerwicę zapewne (część ludzi niezdiagnozowaną), a wizyta u psychologa czy psychiatry to żadna ujma na honorze, ani powód do wstydu. Chodziłam do psychiatry - do psychologa potrzebne było skierowanie i czas oczekiwania taki, że się wszystkiego odechciewało.

Właśnie staram sobie uświadomić z czego to się bierze, bo było dobrze, nic się nie działo, tak jakbym szła równą drogą i te myśli spadły nagle, jakbym na tej prostej drodze się wywaliła, jakby mi ktoś nogę podstawił, albo rzucił mi jakąś kłodę, bo za miło było, za przyjemnie.
Zdaje sobie sprawę, że myśli takie mogą się brać z tego, że poza mamą nie mam nikogo. Rodzina niestety z rodzaju tych z którą się najlepiej na zdjęciu wychodzi. Nie mam partnera, dzieci, ani szczęścia do znajomych, bo gdy oni czegoś potrzebują to ja im pomagam jak mogę, ale jak ja czegoś potrzebuję, albo mam problem, to nagle nie mają czasu, albo bagatelizują sprawę.
Z powodów finansowych mieszkamy razem, więc jesteśmy ze sobą bardzo zżyte.
Więc doskonale zdaje sobie sprawę, że jak mamy zabraknie, to będę sama jak przysłowiowy palec. I myśl, że któregoś dnia, wejdę do pustego domu, że już nie usłyszę mamy głosu, nie będzie jej obecności, jej zapachu, sprawia, że zamiera mi serce i mam dziwne uczucie, że jeśli jej zabraknie to serce mi pęknie z żalu. I chyba bym wolała odejść razem z nią, jak odeszła Debbie Reynolds po śmierci córki.

Czuje się jednak z tymi myślami naprawdę źle, bo choć mama ja już 68 lat, to rodzina należy do długowiecznych. Członkowie najbliższej rodziny odchodzili w wieku kole 90 lat. Kilka przypadków śmierci wcześniejszej, która nastąpiła z powodu choroby nowotworowej czy udaru. I poza przebytą chorobą nowotworową, problemami z kręgosłupem, przepukliną czy jakimiś innymi zwyczajnymi dolegliwościami, to mamie nic nie jest, więc nie mam racjonalnych i fizycznych podstaw by obawiać się mamy śmierci. Jeśli nie będzie nawrotu choroby, albo jakiegoś zdarzenia losowego, to nie ma przeszkód by dożyła tych 90 lat. Więc na logikę mam ogromne szanse cieszyć się mamy obecnością jeszcze przez jakieś dwie dekady. Wiem, że czas szybko leci, już minęło 7 lat od diagnozy i nie wiem nawet kiedy to minęło, ale wiadomo o co chodzi.
Więc naprawdę nie mam pojęcia skąd mi się te czarne myśli wzięły i czemu akurat teraz? Zaczynam się zastanawiać czy to jakieś przeczucie? Jakaś przykra wizja? Co prawda dziadkowie przed śmiercią mi się przyśnili i się ze mną pożegnali, ale babcia już nie, ani żadna z sióstr babci. Nie miałam też żadnych takich czarnych myśli odnośnie dziadka i babci (rodziców mamy), gdy babcia leżała w szpitalu odchodząc na raka wątroby, a dziadek po udarze. A w obu przypadkach było wiadomo, że jest Bardzo źle.
Mamy śmierć i pogrzeb, śniły mi się już tyle razy, a mama nadal żyje, chociaż co prawda chyba nigdy we śnie się z mamą nie żegnam, ale zdarza mi się z nią kłócić, odchodzić od niej, albo mama po kłótni jakoś znika, albo wcale jej we śnie nie widzę, a jedynie jest o niej jakaś myśl, świadomość, że gdzieś jest.

Teraz gdy to piszę i myślę o tym, to ściska mnie w piersi, robi mi się gorąco, serce wali...

Najgorzej, że mama za chwilę idzie do koleżanki, a ja mam ochotę ją zatrzymać żeby nigdzie nie szła, bo może coś się stanie - chociaż do tej koleżanki mama ma ledwo dwa przystanki autobusem... Paranoja jakaś.

Wstyd mi za takie myśli, mam wrażenie że jest to śmieszne i niepoważne.

Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za wysłuchanie i odpowiedź. Ściskam Was Wszystkich bardzo mocno :)
 
Bonaj 


Dołączył: 10 Kwi 2014
Posty: 468
Pomógł: 53 razy

 #265  Wysłany: 2019-01-13, 10:24  


Brak słońca, krótkie dni, okres świąteczny - w tym czasie zaostrzają się objawy nerwicowo depresyjne.

Patrz co się dzieje - teraz jest dobrze i zamiast się z tego cieszyć to choroba Cię nęka obawami o przyszłość. To nie Twoja wina. To jest silniejsze od Ciebie. Zdajesz sobie z tego sprawę, że Twoje lęki są niewspółmierne do rzeczywistości i świadomość tego dowala Ci jeszcze bardziej.
To się nakręca i samej ciężko będzie Ci to przerwać.
jeszcze sobie dowalasz słowami: "To znowu ja Maruda... " , "czuje się jak rasowa idiotka" ,
"bo pewnie wyjdę znowu na rasową idiotkę",

Masz najnormalniejsze objawy lękowo -depresyjne.
Idź do psychiatry. Długo się czeka , to może prywatnie - wizyta 100-150zł.

P.S.
Piszesz, że teraz tyle złego się dzieje...
Dzieje się tyle samo co zwykle, ale Ty, a raczej Twoja choroba filtruje takie wiadomości i Cię nimi zasypuje. I jeszcze podkręca i potęguje, że na pewno coś złego Cię spotka.
- skąd to wiem? - miałem tak samo :)

Obiecaj, że jutro poszukasz psychiatry.
Albo idź do lekarza pierwszego kontaktu - oni też mogą przepisać leki antydepresyjne.
Chociaż różnie to bywa ;)
Poczytaj o lekach ssri
_________________
Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą. – (Aureliusz Augustyn z Hippony)
 
Reszka.78 



Dołączyła: 29 Lis 2011
Posty: 948
Pomogła: 136 razy

 #266  Wysłany: 2019-01-13, 12:03  


Dzień dobry

Obiecuję, że będę szukać, bo zdaje sobie sprawę, że tym razem sama sobie chyba nie poradzę. Chociaż powiem szczerze, że możliwość wygadania się tutaj i odzew, pomagają. Jak przyszła diagnoza mamy, to były lęki, były paniki, ale jakoś nie aż tak silne jak teraz. I jakoś udało mi się z tego wyrwać, jakoś przepracowałam to sobie sama w głowie, dołożyły się dobre wyniki badań i poza sporadycznymi epizodami nocnymi, wszystko było jak najbardziej w porządku. Mama ma zwyczaj nieodbierania telefonów, odkłada go gdzieś, albo wychodzi i w ogóle go nie zabiera, powtarza, że na smyczy chodzić nie będzie. No to powiem szczerze, że bywało, że się czasem denerwowałam że nie odbiera, nie oddzwania czy, że nie dzwoni - jako że mamy psa, to jak wraca do domu, a ja jestem, to wychodzę po nią na spacer. Ale nie było jakiś głupich schiz, panikowania, co najwyżej się złościłam. Aż do teraz.
A przecież jak sam mówisz, jest pięknie. Dzisiaj kolejny Finał Wielkiej Orkiestry, z telewizora bije mnóstwo pozytywnej energii. Za oknem jest biało - no trochę śnieg topnieje, bo przyszło ocieplenie, ale nadal leży. Za oknem ćwierkolą wróble i sikorki, bo wywieszamy z mamą kule i sypiemy ziarno. Co wieczór zapalamy choinkę, a nawet teraz mama ją zapaliła. A jak chociaż widzę piękno tego, to jakoś mnie to nie cieszy, chociaż do Nowego Roku właśnie mnie to cieszyło, zachwycało. Na Boże Narodzenie i śnieg nadal reaguje jak dziecko, podobnie jak na jesień i leżące na ziemi kasztany.
A teraz mnie coś dobiło, jak mówiłam wcześniej, jakby ktoś podstawił mi nogę na całkowicie równej drodze i ze złośliwym uśmiechem powiedział "za dobrze ci franco było, a masz wywal się".

Co prawda najlepiej się czuje jak nie myślę o mamie, ale wtedy mam jakiś wyrzut sumienia, jakbym ją olewała. No i właściwie koło się zamyka. Już nie mówiąc o tym, że w sumie od wczorajszego ranka na niczym nie potrafię się skupić. Próbuję, ale nie mogę, myśli uciekają do tych moich lęków, analizuję, myślę, tłumaczę sobie, szukam informacji na necie, co też nie zawsze pomaga, bo niektóre informacje czy rozmowy są dość pesymistyczne.

Z informacji bardziej pozytywnych. Wiem, że nie powinno się chwalić dnia przed zachodem słońca, bo różnie może być i w każdej chwili może mi się niebo zwalić na głowę. Na chwilę obecną czuje się co prawda wyczerpana psychicznie i fizycznie, ale jedyne co odczuwam to taki uogólniony niepokój, małe sensacje z brzuchu.

Dziękuję bardzo za wysłuchanie i pozdrawiam serdecznie :)
 
Bonaj 


Dołączył: 10 Kwi 2014
Posty: 468
Pomógł: 53 razy

 #267  Wysłany: 2019-01-13, 12:27  


Czytałem wiele opracowań i artykułów.
Chorzy, którzy wyzdrowieli z choroby onkologcznej i ich rodziny często borykają się z takimi problemami. Gdy jest choroba, to jest działanie i mobilizacja. Gdy nagle chory zdrowieje to jest jakaś pustka. Nie wiadomo co ze sobą zrobić. No i psychika po takim traumatycznym przeżyciu zaczyna pisać różne scenariusze.

Jest taka dziedzina jak psychoonkologia. Według mnie każdy chory powinien z urzędu mieć kontakt z takim fachowcem, ale jest jak jest.

[ Dodano: 2019-01-13, 12:30 ]
Reszka.78 napisał/a:
"za dobrze ci franco było, a masz wywal się"

- Ty masz silnego wewnętrznego krytyka, który Cię strasznie atakuje.
To jest do przerobienia na psychoterapii.
Kto się za tymi głosami kryje? - tato, mama, ? Trzeba by pogrzebać.
_________________
Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą. – (Aureliusz Augustyn z Hippony)
 
Reszka.78 



Dołączyła: 29 Lis 2011
Posty: 948
Pomogła: 136 razy

 #268  Wysłany: 2019-01-13, 14:25  


Podejrzewam, że tym krytykiem tak naprawdę jestem ja sama. Bo mam świadomość, że jestem bardzo niedoskonała, popełniłam w życiu wiele błędów i z całą pewnością wielokrotnie moją mamę zawiodłam. Powinnam się w wielu sprawach bardziej starać, a ja odpuszczałam, mówiąc "jakoś to będzie" I doskonale zdaje sobie z tego sprawę.
Ojciec zawsze miał nas obie w nosie, więc na pewno by mnie w niczym nie krytykował. A mama, to raczej nieba by przychyliła i oddała ostatnią koszulę jak to mama. Pomnik jej powinnam wznieść, a na pewno na rękach nosić. I tak jak napisałam wyżej, chociaż mamę zawiodłam, to tak naprawdę nigdy nie usłyszałam od niej złego słowa, co najwyżej wtedy jak się pokłóciłyśmy z jakiegoś powodu i w złości mi wygarnęła. Jak już coś na mnie pogada, to do swoich koleżanek najbliższych. I z tego też doskonale zdaję sobie sprawę.
Więc nie wykluczam też, że zwaliło się na mnie to wszystko także z powodu jakiś wyrzutów sumienia, że za bardzo skupiłam się na sobie, przestałam o mamie myśleć. Że podświadomość mi jakoś komunikuje, że mija kolejny rok, że chociaż przed nami może być jeszcze ze 20 lat wspólnie przeżytych, to jednak czas płynie nieubłaganie.
 
Ola Olka 



Dołączyła: 11 Lip 2016
Posty: 2640
Skąd: DE / PL śląskie
Pomogła: 281 razy

 #269  Wysłany: 2019-01-14, 08:31  


Reszka.78 napisał/a:
Bo mam świadomość, że jestem bardzo niedoskonała, popełniłam w życiu wiele błędów i z całą pewnością wielokrotnie moją mamę zawiodłam.
Nikt z nas nie jest doskonały, każdy popełnia błędy - takie jest życie - po prostu nie da się wszystkiego przewidzieć i ubezpieczyć się na każdą ewentualność. Dlaczego myślisz że mamę zawiodłaś? Może to ty tak tylko myślisz a ona całkiem inaczej to widzi.
Reszka.78 napisał/a:
Powinnam się w wielu sprawach bardziej starać, a ja odpuszczałam, mówiąc "jakoś to będzie"
Wielu z nas tak myśli i nawet częściej niż ci się wydaje. Dlaczego? Z nadziei że faktycznie nie będzie tak źle, ze strachu i bezsilności że i tak nic nie pomożemy - no i czasami z wygodnictwa niestety też. To takie ludzkie...
Reszka.78 napisał/a:
Więc nie wykluczam też, że zwaliło się na mnie to wszystko także z powodu jakiś wyrzutów sumienia, że za bardzo skupiłam się na sobie, przestałam o mamie myśleć.
Wiesz kiedyś dobry kolega i dobry lekarz psychiatra powiedział mi coś takiego " człowiek robi w danej chwili wszystko na co go w tym momencie było stać, nawet jeżeli nic nie zrobił. Z tym faktem trzeba się pogodzić bo go już nic nie zmieni. Ale to co może cie potem zniszczyć psychicznie to są wyrzuty sumienia."
Patrz do przodu i ucz się na błędach - przeszłość już była...
Pozdrawiam serdecznie
_________________
Niech nasza nadzieja będzie większa od wszys­tkiego, co się tej nadziei może sprzeciwiać.
 
Reszka.78 



Dołączyła: 29 Lis 2011
Posty: 948
Pomogła: 136 razy

 #270  Wysłany: 2019-01-14, 11:48  


Dzień dobry.

Dziękuję Olu za odpowiedź.

Czemu tak myślę? Bo mam takie odczucie. Właśnie w sprawach, które zrobić powinnam, a nie robiłam. Z powodu tego, że moje decyzje lub ich brak, stawiały mamę w takiej czy innej sytuacji, których można było uniknąć, albo zapobiec gdybym właśnie nie odpuszczała, gdybym się bardziej starała. Była większą podporą dla mamy. Mam pełną świadomość tego, że choć mama mi tego nie powie, to napsułam jej nerwów, a wcale nie musiałam. Nie chcę się tak za bardzo publicznie wgłębiać w sprawy prywatne. I tak mam wrażenie, że mocno się uzewnętrzniam. Wiadomo, że każdy ma w życiu lepiej lub gorzej, bywają dobre i złe chwile. Jednak z całą pewnością wiem, że mogło być więcej dobrych, gdybym nie nawaliła.

I powiedzieć muszę, że moje niepokoje miały w sobie coś proroczego... Właśnie niedawno mama do mnie zadzwoniła cała zapłakana, że ukradli jej portfel. Więc można się domyślić jak bardzo się zdenerwowała. Na szczęście w portfelu prawie nie było pieniędzy, ale była karta bankomatowa, karta komunikacji miejskiej, chyba karta emerycka no i różne drobiazgi, bardziej o wartości sentymentalnej niż pieniężnej. Ale to zawsze strata. Na szczęście udało mi się już kartę zablokować, więc tyle dobrego.

Denerwuje się tylko czy mamie z tych nerwów nic się nie stanie złego (zawał, udar, wylew - tak bardzo czarne myśli), bo bardzo to przeżyła.

Pozdrawiam serdecznie.
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  


logo

Statystki wizyt z innych stron
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group