1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22

2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.

DUM SPIRO-SPERO Forum Onkologiczne Strona Główna

Logo Forum Onkologicznego DUM SPIRO-SPERO
Forum jest cz?ci? Fundacji Onkologicznej | przejdź do witryny Fundacji

Czat Mapa forum Formularz kontaktowyFormularz kontaktowy FAQFAQ
 SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  AlbumAlbum
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat :: Następny temat
chłoniak DLBCL u osoby w wieku podeszłym
Autor Wiadomość
vv 


Dołączyła: 03 Cze 2014
Posty: 39
Skąd: Warszawa

 #46  Wysłany: 2014-12-11, 18:18  


Dziękuję.

To jest jednak zaskakująca choroba. Miałam już naprawdę czarne myśli, a teraz znowu widać światełko w tunelu. Dziadek dzisiaj został wypuszczony do domu, kolejna chemia na początku stycznia. Wyniki krwi zamiast pogorszyć się po wlewie - poprawiły się diametralnie. Dziadek twierdził dziś (2 dni po zakończeniu chemii) że czuł się fatalnie, ale wrócił do domu sto razy żwawiej niż z niego wychodził tydzień temu. Ma cały arsenał leków i zaleceń, zobaczymy co będzie dalej. Najbardziej się boję tego, że znosi tę chemię tak dobrze, bo nie robi ona na nim - i na jego chorobie - wrażenia, tak jak to było po chemii pierwszego rzutu..
 
JustynaS1975 
Administrator



Dołączyła: 24 Cze 2011
Posty: 12614
Skąd: Warszawa
Pomogła: 2742 razy

 #47  Wysłany: 2014-12-11, 18:33  


vv napisał/a:
znosi tę chemię tak dobrze, bo nie robi ona na jego chorobie - wrażenia

Nie ma takiej zależności :) Skuteczność lekarstwa nie zależy od 'natężenie' jego skutków ubocznych.
Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia. Życzę dobrego czasu.
Pozdrawiam serdecznie :)
_________________
Człowiek ma dwa życia. To drugie zaczyna się wtedy, gdy zrozumiesz, że życie jest tylko jedno.
Choroba moim nauczycielem, nie panem.
 
vv 


Dołączyła: 03 Cze 2014
Posty: 39
Skąd: Warszawa

 #48  Wysłany: 2014-12-11, 18:46  


masz rację, na szczęście. chyba niepotrzebnie sobie wkręcam różne rzeczy i wmawiam pewne zależności. bardzo się martwię co to będzie, zwłaszcza że wszystko wskazywało na to, że tamto leczenie podziałało świetnie, a tu nagle taka progresja choroby nie wiadomo jak i skąd :( znowu dali dziadkowi nieco zmniejszoną dawkę chemii, ale to jednak chemia dużo mocniejsza niż poprzednia, więc mam nadzieję że tym razem wykończy tego beznadziejnego chłoniaka. dziadek ma cały czas świetne nastawienie do leczenia, chyba w samą porę zabrałam mu komputer z internetem.. ;)
 
vv 


Dołączyła: 03 Cze 2014
Posty: 39
Skąd: Warszawa

 #49  Wysłany: 2014-12-19, 13:34  


To pokolenie jest jednak dziwne ;)
Dziadek przez kilka dni po podaniu chemii drugiego rzutu posiedział w domu, po czym stwierdził, że czuje się rewelacyjnie i że następnego dnia rusza w miasto. Na nic się zdały moje protesty i próby przekonywania, że zwłaszcza pod względem zatorowości to NIE jest dobry pomysł. Jestem przerażona, ale już wiem, że nic na tę jego decyzję nie poradzę. Z drugiej strony trochę go nawet rozumiem.. W każdym razie morfologia jest naprawdę OK, samopoczucie i wygląd z dnia na dzień coraz lepsze. Oby tak dalej.
 
JustynaS1975 
Administrator



Dołączyła: 24 Cze 2011
Posty: 12614
Skąd: Warszawa
Pomogła: 2742 razy

 #50  Wysłany: 2014-12-19, 13:39  


vv napisał/a:
Oby tak dalej.
:uhm!:
_________________
Człowiek ma dwa życia. To drugie zaczyna się wtedy, gdy zrozumiesz, że życie jest tylko jedno.
Choroba moim nauczycielem, nie panem.
 
vv 


Dołączyła: 03 Cze 2014
Posty: 39
Skąd: Warszawa

 #51  Wysłany: 2015-01-27, 13:12  


Ech, wzloty i upadki..
Dziadek jest po drugim wlewie chemii drugiego rzutu, na początku przyszłego tygodnia ma iść na trzeci pobyt w szpitalu. Wszystko było naprawdę nieźle - na tyle nieźle, że dziadek m.in. nie pozwolił się odebrać ze szpitala i wrócił sobie sam autobusem :roll: Niestety od kilku dni znowu gwałtownie poczuł się bardzo słabo. Mówi że przez kilka dni bolała go głowa w jednym miejscu, drętwiała mu część ust, kiepsko widzi obojgiem oczu i musi patrzeć jednym. Podobne objawy (zaburzenia widzenia, drętwienie) zgłaszał już w szpitalu za pierwszym i za drugim razem, ale z tego co wiem, to bez większej reakcji. W każdym razie teraz głównie leży, znowu stracił apetyt (waży ok. 60 kg - przed chorobą 82 :( ), oczy ma zapuchnięte. Nie spał trzy doby, w nocy nie śpi nadal, na szczęście w dzień trochę przysypia, bo w weekend kupiłam mu syrop nasenny i (o dziwo) coś to pomaga. Najgorsze jest to, że nie chce słyszeć o wzywaniu lekarza do domu. Rozmawiałam przez telefon z lekarką ze szpitala, powiedziała że to oczywiście wskazane, ale.. na dziadka nie ma siły. Twierdzi że lada dzień mu się poprawi i że nie ma co robić afery, on sobie spokojnie poczeka do przyszłego tygodnia. A jak dziadek powie "nie", to niestety żadna siła nie jest w stanie go przekonać - perswazja powoduje że zaczyna się naprawdę poważna afera, a wywoływanie takowych jest w jego staniu dosłownie dręczeniem człowieka.. więc tylko go zapewniam, że uważam, że lekarz powinien go zobaczyć, że nie zaszkodzi, a może pomoże, i gdyby się zdecydował, to żeby dał znać, to jak najszybciej umówimy mu wizytę domową.
Masakra, czuję się jeszcze bardziej bezradna niż wcześniej. Znowu dziadek nie daje sobie pomóc. A babcia codziennie się boi, że zaraz umrze.

[ Dodano: 2015-01-28, 11:12 ]
wiem że czytacie.. dajcie znać, co się robi w takich sytuacjach, proszę :(
Dziadek jest strasznie słaby. Znowu nie śpi, mało je, wygląda potwornie. Dziś rano byłam u niego i prosiłam, żeby pozwolił sobie wezwać lekarza. Ledwo żyje, ale zaczął krzyczeć, że nie ma mowy i nie życzy sobie żadnych lekarzy. Rozmawiałam z panią doktor z onkologii ze szpitala, powiedziała żeby postawić go przed faktem dokonanym i wzywać mu lekarza albo pogotowie. Ale sama mówi, że bez zgody pacjenta lekarz nie może nic zrobić. A zgody pacjenta nie ma. Nie wiem co robić. Boję się że dziadek może nie doczekać do poniedziałku, tj. do dnia przyjęcia do szpitala, ale jak tylko chce się mu pomóc, to wstępują w niego siły i zaczyna się afera.. Co robić?!
 
JustynaS1975 
Administrator



Dołączyła: 24 Cze 2011
Posty: 12614
Skąd: Warszawa
Pomogła: 2742 razy

 #52  Wysłany: 2015-01-28, 15:36  


vv napisał/a:
Co robić?
:?ale??:
chyba bym spróbowała
vv napisał/a:
postawić go przed faktem dokonanym i wzywać mu lekarza albo pogotowie
(ale wpierw jeszcze raz przemówić do rozumu i powiedzieć, że się bardzo martwisz o Niego i Babcię :?ale??:
:/pociesza:/
_________________
Człowiek ma dwa życia. To drugie zaczyna się wtedy, gdy zrozumiesz, że życie jest tylko jedno.
Choroba moim nauczycielem, nie panem.
 
vv 


Dołączyła: 03 Cze 2014
Posty: 39
Skąd: Warszawa

 #53  Wysłany: 2015-01-28, 17:13  


Dzięki. Ja po prostu wymiękam - jak on zaczyna krzyczeć, to mi się go robi szkoda, że jest taki słaby i go jeszcze denerwuję, i odpuszczam. A to droga donikąd. Przyjechałam do pracy, wzięłam parę głębokich wdechów i stwierdziłam że trudno - najwyżej się na mnie obrazi do końca życia, ale spróbuję z tym lekarzem. Wolę ryzykować w ten sposób, niż potem sobie wyrzucać, gdyby nie daj Boże coś się stało do poniedziałku.
 
vv 


Dołączyła: 03 Cze 2014
Posty: 39
Skąd: Warszawa

 #54  Wysłany: 2015-01-30, 14:01  


Był lekarz. Dziadek się nie obraził, o dziwo. Ale lekarz, mam wrażenie, trochę zlekceważył wizytę - nawet dziadka nie osłuchał ani nie zmierzył temperatury. Jakby dał do zrozumienia, że i tak nic nie poradzi i dziadek jest "na wykończeniu". Mam ambiwalentne uczucia co do niego.. Tak czy inaczej, stwierdził że nie ma potrzeby wiezienia dziadka do szpitala przed poniedziałkiem. No zobaczymy. Nie jest dobrze.
 
vv 


Dołączyła: 03 Cze 2014
Posty: 39
Skąd: Warszawa

 #55  Wysłany: 2015-01-31, 20:44  


Ja zwariuję..
Stwierdziliśmy z dziadkiem zgodnie, że nie ma opcji, żeby w poniedziałek rano sprowadzić go po schodach, zaprowadzić do samochodu i zawieźć do szpitala. Potrzebna jest pomoc. W szpitalu na Wołoskiej teoretycznie ją oferują i zachęcają do skorzystania z niej. Teoretycznie, bo pani dyspozytorka powiedziała, że nie ma problemu, ale potrzebują wydania zlecenia z oddziału. No i tu się zaczęły schody. Zadzwoniłam, żeby załatwić zlecenie, a tu opór - lekarze mówią, że nie mogą go wydać pacjentowi, którego stanu nie znają, i że skoro jest tak źle, to proponują wezwać karetkę i zawieźć dziadka w poniedziałek rano na izbę przyjęć, żeby zajęli się nim internistycznie :shock: Nie jestem lekarzem, ale wiem jedno: na pewno wolimy, aby wszelkie dyspozycje tego typu wydał lekarz prowadzący dziadka po obejrzeniu go na miejscu. Mam wrażenie, że odkąd usłyszeli że dziadek się tak źle czuje, że raczej nie będzie opcji podania mu chemii w wyznaczonym terminie, to chcą się wymówić od problemu. Transport to już pół biedy - załatwię mu prywatny transport medyczny. Ale boję się, że na oddziale go zobaczą i stwierdzą, że teraz to nie ich sprawa i będą tak sobie odbijać dziadka z jednego oddziału/lekarza do drugiego....

[ Dodano: 2015-02-01, 17:28 ]
Dramat :(
Dziś w nocy babcia zadzwoniła, że jest źle i sobie nie radzi. Pojechałam, dziadek znów próbował wstawać, uderzył się głową o szafę i nie mogli go wsadzić do łóżka. Zawołałam karetkę, ratownicy dali zastrzyk, kroplówkę i stwierdzili, że dziadek prawdopodobnie umiera - powoli ustaje krążenie.. Zasugerowali żeby jechać do szpitala po skierowanie do hospicjum. Pojechałam, ale bez wspominania o hospicjum - kazali go przywieźć jutro planowo, z tym że najpierw na SOR. Tak zrobimy. Jest bardzo źle, bo dziadek ma potworne halucynacje, a do tego jest okropnie słaby. Pilnujemy go non stop we dwie plus babcia. Mam nadzieję że jakoś dotrwamy do jutra. Jestem nerwowo skasowana, na każdą akcję walki z dziadkiem (który krzyczy, że mam go zostawić i będzie robił co mu się podoba i zaraz właśnie-że-wstanie) reaguję już płaczem jak durna.

[ Komentarz dodany przez Moderatora: JustynaS1975: 2015-02-01, 17:38 ]
:/pociesza:/

[ Dodano: 2015-02-01, 17:57 ]
Jeszcze coś dopiszę.. Wiecie, jak tak czytałam Wasze różne tematy, to wiele rzeczy "pasuje" do tematu umierania. Niepokój - wstawanie i kładzenie się, zachcianki (niewielkie - tylko tyle, że rano chciał mleko, po czym nawet go nie tknął), planowanie dziwnych rzeczy (dziś mi powiedział, że jutro zrobi przemeblowanie, a w kwietniu pomaluje ściany).. Prawie nic nie je, mało pije, no i te zwidy.. Dziś już m.in. krzyczał do mnie, że mam mu otworzyć "te drzwi", wskazując na ścianę i kręcąc dłonią na niej jakby otwierał klamkę-gałkę. Z drugiej strony kilka godzin temu rozmawiał ze mną długo i całkiem rzeczowo, ze wszystkimi trudnymi słowami, które musiał przywoływać z pamięci. Do tego wszystkiego odmawia brania lekarstw (rano powiedział, że jest wieczór i on na wieczór nie weźmie lekarstw, które ma brać rano). Mam nadzieję że w szpitalu poradzą cokolwiek sensownego, ewentualnie że to hospicjum domowe coś zadziała.. Boję się, że jeśli taki stan będzie się utrzymywał długo, to sobie z nim nie poradzimy w domu - nie wspominając już o tym, że właściwie tylko mnie i babci daje do siebie w miarę pełny dostęp, a ja nie jestem w stanie się do nich przeprowadzić na 24/7. Strasznie to wszystko trudne :( Oby tylko nie cierpiał.. Szczęście w nieszczęściu, że nic go nie boli.
 
marzena66 
MODERATOR



Dołączyła: 13 Lip 2014
Posty: 9836
Skąd: gdańsk
Pomogła: 1765 razy


 #56  Wysłany: 2015-02-01, 18:22  


vv no muszę z własnego doświadczenia powiedzieć, że takie objawy nie wróżyły w naszym przypadku dobrze, sama już to zresztą doczytałaś/zauważyłaś. Ale nie musi być tak u Was. Bardzo mi przykro. Ważne, że dziadka nie boli. Ważne żeby być z bliską osobą, Oni chcą być przy nas, w swoim domu, czuć swoje znane miejsca wtedy czują się spokojniej i bezpieczniej ale jeśli nie dacie sobie rady, będziesz widziała, że jest coraz gorzej z opieką to pomyślcie o hospicjum stacjonarnym tam też można być ciągle i stworzyć namiastkę domu. Oczywiście to będzie Wasza decyzja. Dziadkowi powinno być teraz dobrze, bezpiecznie i bezbólowo to najważniejsze.

pozdrawiam.
 
vv 


Dołączyła: 03 Cze 2014
Posty: 39
Skąd: Warszawa

 #57  Wysłany: 2015-02-01, 19:06  


Dzięki Marzeno, cieszy mnie, że czytacie co tu piszę.
Dziadek nigdy nie lubił i nadal nie lubi uporczywego towarzystwa, więc raczej spoglądam z odległości paru metrów, w razie gdyby trzeba było reagować. On jest nieznośnie samodzielny. Dziś jak ze mną rozmawiał to był całkiem socjalny i ciągle mnie zatrzymywał i i opowiadał jakieś nowe historie, ale ogólnie jest raczej samotnikiem i każde odezwanie się do niego to większe ryzyko "dostania w łeb".
Zobaczymy co powiedzą w szpitalu. Problem polega na tym, że dziadek do pielęgniarek i lekarzy jest o wiele bardziej uległy niż do nas - rodziny.
Dobrze już pewnie nie będzie, nie łudzę się za bardzo - choć przyznam, że wtedy w grudniu też myślałam, że śmierć może przyjść w każdej chwili. Ale wtedy nie było aż tak źle. Najważniejsze jest dla mnie, żeby nie cierpiał.
 
marzena66 
MODERATOR



Dołączyła: 13 Lip 2014
Posty: 9836
Skąd: gdańsk
Pomogła: 1765 razy


 #58  Wysłany: 2015-02-01, 19:57  


I to jest najważniejsze : Żeby nie cierpiał"

Dużo siły życzę.
 
tęcza 


Dołączyła: 19 Mar 2013
Posty: 754
Pomogła: 169 razy

 #59  Wysłany: 2015-02-01, 23:39  


vw :/pociesza:/
 
vv 


Dołączyła: 03 Cze 2014
Posty: 39
Skąd: Warszawa

 #60  Wysłany: 2015-02-03, 15:24  


Mam już trochę nowych informacji ze szpitala.. Po pierwsze - dziadek znowu ma zapalenie płuc. Po drugie - niestety także niewydolność nerek. Po trzecie - tomografia nie pokazała udaru ani zapalenia mózgu, więc te objawy neurologiczne i opadające powieki oczu z przekrwieniem gałek to niestety prawdopodobnie naciek chłoniaka. Rokowanie jest, krótko mówiąc, fatalne. Nie będą mogli go dalej leczyć, bo i nie ma czym.
Dziadek jest okropnie słaby, ale dzisiaj dobrze się z nim rozmawiało - tzn. jest w pełni świadomy i kontaktowy. Ale cały czas kombinuje, że mu się poprawi i wyzdrowieje :( Pytał mnie, co z dalszym leczeniem, więc powiedziałam mu, że teraz leczą zapalenie płuc, a chemii już mu niestety nie dadzą. Pomyślał, pomyślał i stwierdził, że "no tak, nie wiedzą jeszcze czy to będzie konieczne, a zapalenie płuc się przecież leczy antybiotykami". No i nie wiem co mam robić. Nie chcę mu wtedy prostować, o co tak naprawdę chodzi. Z drugiej strony trzymanie go w złudnej nadziei też przecież nie jest uczciwe. Nie wiem co robić. Jeśli uda się załatwić pielęgniarkę do domu na opiekę 24/7, to może nie będzie trzeba stawiać sprawy aż tak jasno, ale jeśli się nie uda i będzie trzeba kombinować z hospicjum, no to już tego nie uniknę..
No i tu się pojawia druga sprawa - hospicjum. Mam ogromny dylemat techniczno-moralny z tym związany. Nawet do posadzenia dziadka na łóżku są potrzebne dwie osoby. W domu tej drugiej nie będzie. Ja mogę tam być dużo i długo, ale przecież nie całodobowo. Z jednej strony chciałabym przy nim siedzieć ile się da i być na każde zawołanie, z drugiej strony wiem że to fizycznie mało możliwe, żeby dać sobie radę z 60-kilogramowym coraz słabszym człowiekiem w pojedynkę. Po dwóch dobach ciągłej opieki nad dziadkiem byłam skasowana, bardziej psychicznie niż fizycznie. Nie mam pojęcia, co zrobić w tej sytuacji.
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  


logo

Statystki wizyt z innych stron
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group