1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22

2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.

DUM SPIRO-SPERO Forum Onkologiczne Strona Główna

Logo Forum Onkologicznego DUM SPIRO-SPERO
Forum jest cz?ci? Fundacji Onkologicznej | przejdź do witryny Fundacji

Czat Mapa forum Formularz kontaktowyFormularz kontaktowy FAQFAQ
 SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  AlbumAlbum
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat :: Następny temat
Przesunięty przez: Finlandia
2011-03-25, 13:44
emocje -piszcie o nich, to bardzo ważne!
Autor Wiadomość
olaczek 
PRZYJACIEL Forum



Dołączyła: 30 Kwi 2011
Posty: 289
Skąd: Górny Śląsk
Pomogła: 37 razy

 #31  Wysłany: 2011-06-02, 20:25  


Boże, użycz mi pogody ducha,

Abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić,

Odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić,

I mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.



Reinhold Niebuhr (1892-1971 amerykański teolog, protestant, socjolog religii)

[olka] dla mnie - nic dodać, nic ująć. Takie proste a jednocześnie trudne do realizacji.
Wiesz, czasami wygrać z chorobą nie możemy, ale nasze mamy na pewno z całego serca pragną abyśmy były szczęśliwe. Dla nich :heart: :littlehs:
_________________
olaczek
 
Moniusia 


Dołączyła: 09 Maj 2011
Posty: 29
Pomogła: 4 razy

 #32  Wysłany: 2011-06-03, 20:21  


Olaczek, ja brałam ślub ponad 7 miesięcy temu. W tym czasie moja mamusia już miała raka, ale nikt o tym nie wiedział, nawet ona. Już wtedy źle się czuła, o czym mi nie powiedziała, nałykała się tabletek by przetrwać moje wesele. Pół roku po moim ślubie odeszła... Cieszę się, że mogła jeszcze być ze mną w tej chwili, Życzę dużo siły i wytrwałości!
 
fajczarz 



Dołączył: 09 Maj 2011
Posty: 35
Skąd: Warszawa
Pomógł: 9 razy

 #33  Wysłany: 2011-06-03, 23:32  


Witajcie! :) I mnie dotknął nowotwór, tym razem osobiście, już nie towarzyszę chorym, jako zdrowy facet, ale współ-chory... Trzeba mówić o swoich uczuciach, także swoim bliskim, nie wolno ich ukrywać, jest łatwiej obu stronom..., nawet, gdy trzeba i pojawi się łza w oku... :-)
W mojej opinii zbyt mówi się powszechnie o psychoonkologii, jest mało fachowców w tej dziedzinie. Może ten portal wspomógłby, żeby o tej dziedzinie zaczęto mówić szerzej, a nie tylko w zaciszu gabinetu, na oddziale onkologii, etc. Może warto, aby przy coraz większej liczbie chorych na różnorodne nowotwory zainteresować tym tematem media szeroko pojęte, aby rodziny nasze wiedziały na ten temat więcej..
pozdrawiam serdecznie wszystkich czytelników :)
Fajczarz
 
anetaaneta 


Dołączyła: 21 Mar 2011
Posty: 8
Pomogła: 1 raz

 #34  Wysłany: 2011-06-04, 08:35  


Fajczarz- trzymam za Ciebie kciuki i zyczę mnóstwa sily do walki z paskudą!pozdrawiam
Aneta
 
fajczarz 



Dołączył: 09 Maj 2011
Posty: 35
Skąd: Warszawa
Pomógł: 9 razy

 #35  Wysłany: 2011-06-06, 07:22  


Aneto, Dzięki!!!! :)
 
drMarta 
Psychoonkolog



Dołączyła: 06 Cze 2011
Posty: 92
Skąd: Warszawa
Pomogła: 89 razy

 #36  Wysłany: 2011-06-06, 10:02  


Dzień dobry Wszystkim! Dostałam zaproszenie do korzystania z forum i jak to tylko możliwe, będę starała się dzielić moim doświadczeniem nie tylko zawodowym (jestem psychoonkologiem) ale też życiowym w kwestiach związanych z chorobą nowotworową. Fajczarz, zgadzam się, że o psychoonkologii zamiast tylko mówić, należy działać. Wiele osób faktycznie wybiera zacisze gabinetu lub własnego domu na spotkanie z terapeutą. Warto powiedzieć, że psychoonkolog może pomóc nie tylko choremu, ale także jego bliskim. Często nie tylko wspierając, ale udzielając informacji dotyczących samego przebiegu leczenia, sposobów na zminimalizowanie efektów ubocznych leczenia itp. Leczenie wymaga czasu, motywacji, utrzymania nadziei, a jeśli nie kończy się sukcesem - odwagi by żyć godnie aż do końca. Nowotwór to nadal diagnoza wywołująca automatycznie wiele emocji. Niewiele chorób tak bardzo działa na wyobraźnię. Jednak jest coraz więcej osób, które wyleczone z choroby nowotworowej nigdy nie doswiadczają jej nawrotu. Wielu jest także tych, którzy niezależnie od wyników leczenia uczą się żyć pełnią każdego dnia. Tego właśnie sobie i Wam wszystkim życzę. Jeśli mogę w czymś pomóc, piszcie. MP
_________________
dr Marta I. Porębiak
http://www.ipsycholog.com
 
fioko7 


Dołączyła: 05 Sie 2010
Posty: 47
Pomogła: 3 razy

 #37  Wysłany: 2011-06-06, 10:29  


Witajcie
Postanowiłam napisać również w tym dziale, ponieważ nie radze juz sobie po śmierci męża. Nie korzystam z pomocy psychologa. Czuję że juz nie daję radę. Nie mam ochoty na nic, nawet do pracy nie mam ochoty chodzić. Mój mąż miał tylko 29 lat. Nie potrafię sie z tym pogodzić. Wciąż mam wyrzuty sumienia że mogłam zrobić jeszcze więcej. Czuję żal nie CO na Ursynowie nie chciało leczyć mojego męża, tylko powiedzieli że leczenie jest możliwe do przeprowadzenia w regionalnym ośrodku onkologicznym (ale ten sie specjalizuje sie w leczeniu mięsaków). Wciąż zadaję pytanie dlaczego? Nie umiem żyć bez mojego męża, nie mielismy dzieci, nic dla mnie nie ma już sensu. Niedługo będą 4 mies jak jestem sama. Boję się co będzie dalej. Nie mam za bardzo na kogo liczyć, nie znajduję zrozumienia i wsparcia w najbliższej rodzinie. Proszę poradźcie co mam robić. Nie potrafię sie niczym zajać, nie potrafię sprzatać nawet w domu, nie mówiąc już żeby czasem coś ugotować.
 
drMarta 
Psychoonkolog



Dołączyła: 06 Cze 2011
Posty: 92
Skąd: Warszawa
Pomogła: 89 razy

 #38  Wysłany: 2011-06-06, 14:22  


Droga Fioko, śmierć bliskiej osoby zawsze boli, zwłaszcza gdy przychodzi tak wcześnie. Twoje myśli, że mogłaś zrobić więcej są typowe dla świeżej straty i żałoby, wiele osób doświadcza takich uczuć, jakie opisujesz. Jednak nigdy nie wiesz, "co by było gdyby". Nie jest powiedziane, że podjęcie innych kroków dałoby Tobie i Twojemu Mężowi więcej czasu. Podjęliście najlepsze decyzje, jakie mogliście podjąć w tamtym czasie.
W Twoim poście niepokoi mnie, że nie znajdujesz zrozumienia i wsparcia u bliskich. Może onieśmieleni sytuacją nie wiedzą, jak mają z Tobą rozmawiać o tym, co się stało i Twoich z pewnością trudnych uczuciach. Widzę jednak, że się nie poddajesz i szukasz dla siebie pomocy, choćby na forum. To ważne, abyś miała możliwość nazywać to, czego teraz doświadczasz. Ból, żal, nawet gniew - to jest normalne. Żałoba jest procesem, wymaga czasu, ale niekiedy także wsparcia z zewnątrz. Nie wiem, w jakim mieście mieszkasz, ale jeżeli to możliwe, skontaktuj się z psychologiem pracującym z osobami w żałobie. Pomyśl także, może jest ktoś, kogo mogłabyś odwiedzić - przyjaciółka w innym mieście, dalsza rodzina? Czasem dystans geograficzny pozwala na spojrzenie nawet na najbardziej przykre sprawy z innej perspektywy. MP
_________________
dr Marta I. Porębiak
http://www.ipsycholog.com
 
fajczarz 



Dołączył: 09 Maj 2011
Posty: 35
Skąd: Warszawa
Pomógł: 9 razy

 #39  Wysłany: 2011-06-07, 09:44  


Witaj Fioko! Nie chce sie madrzyc, ale pogadaj z najblizszymi, z przyjaciolmi o tym, co czujesz, jak Ci jest! To jest bardzo wazne!!! Nie mozna zasklepic sie w samotnosci! Dr Marta radzi Ci wyjazd, to tez moze dobrze wplynac na Ciebie! Masz prawo do buntu i nie zgadzania sie z tym, co sie stalo. Mozna jednak wrocic do rownowagi, ale trzeba przyzyc zalobe, a to jest czas!
Z cala pewnoscia skontaktuj sie z psychologiem - terapeuta!!! Bardzo Ci to radze!!!
Pozdrawiam i bede sledzil Twoje losy, jesli bedziesz nas tutaj odwiedzala
fajczarz
 
terrat 


Dołączyła: 10 Maj 2011
Posty: 4
Skąd: Żnin
Pomogła: 1 raz

 #40  Wysłany: 2011-06-07, 14:41  


Kochana Fioko.
Mój mąż zmarł 9 marca br. i do tej pory jestem w szoku i bardzo cierpię. Do końca stycznia pracował, a 9 lutego trafił do szpitala. Po sprawdzeniu wyników morfologii przez lekarza w przychodni rodzinnej okazało się, że są tragiczne. Od około 2 m-cy źle się czuł, coś bolało go w plecach, był zmęczony i osłabiony. 18 lutego diagnoza - nowotwór złośliwy szpiczak mnogi. Niestety nie dane nam było zaznać drogi walki. W szpitalu dostał zapalenia płuc, ale kiedy po tygodniu leczenia antybiotykiem była już mała poprawa, nerki przestały pracować. Przez ten miesiąc żyłam nadzieją, że będzie dalsze leczenie na oddziale hematologii w szpitalu w Bydgoszczy i nie dopuszczałam myśli o śmierci, chociaż były sygnały ze strony pielęgniarek i lekarza, że jest bardzo źle. Żeby nie pomoc ze strony najbliższych /siostry, córki, syna/ to nie dałabym rady trwać. Ja leczę od 2 lat depresję i lekarz nie przepisał mi silniejszych leków, jednak mam epizody depresyjne szczególnie pod koniec tygodnia i teraz jestem umówiona na wizytę u psychiatry 9 czerwca i poproszę go o silniejszy lek. Myślę, że objawy o których piszesz pomimo żałoby są oznakami depresji i radziłabym Ci zapisać się jak najszybciej do psychiatry. Pierwszy raz jest potrzebne skierowanie od lekarza rodzinnego, a działanie leku dopiero jest odczuwalne po około 3 tygodniach. Ja z moim mężem byłam 28 lat razem i nie wiem jaka jest różnica w żałobie po długim czy krótkim stażu małżeńskim. Myślę, że ból jest jednakowo silny. Moje dzieci mówią, że mam się uczepić jakiejś dobrej myśli np., że tata miał szczęśliwe życie, w ostatnich latach odbyliśmy kilka podróży w góry, a szczególnie ostatnia była przepiękna w 2009 roku /Łomnica, Rysy, Słowacki Raj, Dolina Pięciu Stawów Polskich i przełęcz Krzyżne/. Może Tobie to też troszeczkę przyniesie ulgę w cierpieniu jeśli będziesz myślała o pięknych chwilach w Waszym życiu. Myślę też, że rodzina i przyjaciele bardzo Ci współczują, ale może nie umieją pocieszyć. Ja myślę, że zrozumienie i pomoc możesz znaleźć tylko u ludzi cierpiących tak jak Ty. Życzę Tobie i sobie abyśmy jakoś brnęły przez ten okres żałoby i może kiedyś okrzepniemy w bólu a może nawet zaczniemy "żyć".
Teresa R.
 
fioko7 


Dołączyła: 05 Sie 2010
Posty: 47
Pomogła: 3 razy

 #41  Wysłany: 2011-06-08, 12:15  


DZIĘKUJĘ za odzew w moim wątku. Dzisiaj są 4 mies jak odszedł mój mąż. Nigdy nie pogodzę się w tym co się stało, nie potrafię nawet zaakceptować tego faktu. Miał całe życie przed sobą, mieliśmy tyle planów, był całym moim światem. Teraz moje życie jest bezsensowne, wszystko robię na siłę, a w domu praktycznie nie robię nic. Wszystko robi za mnie siostra (pranie, sprzatanie). Nie gotuję nawet obiadów tylko kupię coś gotowego na wynos ze stołówki, a jak żył mój Skarb to było inaczej. On był moim napędem do życia, był moim powietrzem, bez którego nie potrafię teraz oddychać. Próbuję ale nie mam sił na życie. Nic mnie już nie cieszy, owszem usmiecham się czasem do ludzi, ale zaraz wraca ból, żal, tęsknota. I te cholerne wyrzuty, że nie dopilnowałam lekarzy, że mogłam coś inaczej zrobić. Cały czas jak bumerang wraca wspomnienie ostatniego dnia, gdy mąż był bardzo słaby.
 
terrat 


Dołączyła: 10 Maj 2011
Posty: 4
Skąd: Żnin
Pomogła: 1 raz

 #42  Wysłany: 2011-06-19, 22:31  


Trafiłam na to forum po śmierci męża i codziennie tu zaglądam, bo to jest dla mnie jak narkotyk. Nie taki miał być mój pierwszy post tzn. pocieszenie kogoś, kogo nie da się pocieszyć. Przytoczyłam tylko argumenty mojej rodziny, które mają pomóc, ale tak naprawdę nie pomagają. Wciąż sobie powtarzam, że mój mąż nie żyje a ja jestem wdową. Po ileś tam razy dziennie i z każdym przewróceniem się w nocy z boku na bok. Normalnie i po ludzku cierpię i tęsknię i czuję się taka opuszczona i samotna. Uciekam z domu, który tak kocham, kiedy tylko zostaję sama. Córka mieszka z rodziną w innym mieście, a syn przyjeżdża do domu w sobotę i w poniedziałek rano odjeżdża. Dom jest taki pusty, a ja nie mam do kogo ust otworzyć. Do tego trzeba się teraz przyzwyczaić i nauczyć się żyć. Czy to jest realne? W tej chwili dla mnie nie.
 
JustynaS1975 
Administrator



Dołączyła: 24 Cze 2011
Posty: 12614
Skąd: Warszawa
Pomogła: 2742 razy

 #43  Wysłany: 2011-07-03, 11:07  


Diagnoza ‘rak’ jest bardzo trudna nie tylko dla chorego, ale również dla osób będących blisko chorych, jego rodziny. To zmienia życie i chorego, i jego najbliższego otoczenia.
Gdy czytam wpisy osób wspierających chorych to często mam łzy w oczach, serce się kraje i pęka na milion kawałków. Czasami myślę, że macie gorzej niż my chorzy, że odczucia, ból psychiczny jest o wiele trudniejszy. ‘Biedni’ jesteście z nami chorymi. Chorowanie na raka to bardzo trudny czas dla obu stron.
Mnie najwięcej wspiera mama, najwięcej się mną opiekuje. I czasami myślę, że ona wolałaby się położyć zamiast mnie do łóżka szpitalnego i wziąć za mnie chemioterapię. Ja ze swojej strony staram się 'cenzurować' niektóre wiadomości, które mam jej przekazać o moim samopoczuciu. Nie chcę jej zbytnio martwić. Wiem, że i tak martwi się bardzo. Często robi ‘dobrą minę do złej gry’ i stara się nie pokazywać jak bardzo czasami jest jej źle. Choć czasami jej się nie udaje, nie da się ukryć wszystkich emocji.
To przecież ja powinnam się nią opiekować, gdy ona będzie mniej pełnosprawna, coraz starsza. To ja jej dziecko powinna się nią zajmować, z czasem coraz więcej troszczyć się o nią, a nie ona o mnie. To powinno być na odwrót.
Bardzo ważni są ludzie, którzy są z nami, przy nas. Jestem im wdzięczna z całego serca za każdą nawet najdrobniejszą pomoc, za najdrobniejszy życzliwy gest, za to, że są ze mną. Bez tej ‘zwykłej’ obecności (niby ‘zwykłej’ obecności, bo to tak naprawdę bardzo niezwykła obecność) chorowanie byłoby o wiele trudniejsze. To wsparcie, obecność kogoś bliskiego, że nie jesteśmy komuś obojętni bardzo często daje siłę, motywację. Chcę żyć, chcę trwać, istnieć jak najdłużej, abym wszystkim ludziom pomagającym mi jakoś się odwdzięczyć. Odwdzięczyć za pomoc, obecność, wytrwałość, poświęcenie, swój czas, który mi oddają i wiele mniej lub bardziej istotnych gestów.

Pozdrawiam
Justyna :)
 
anetaaneta 


Dołączyła: 21 Mar 2011
Posty: 8
Pomogła: 1 raz

 #44  Wysłany: 2011-07-03, 21:25  


Justynko.... jesli data w nicku to data Twoich urodzin, to jesteś tylko 2 lata młodsza ode mnie. Tak mi przykro, że jesteś chora...Opiekując się moim tatą , jeżdżąc z nim na chemię i do lekarzy widzę mnóstwo młodych osób leżących albo siedzących na korytarzu, rzadko jest przy nich osoba towarzysząca. Spotykam raczej ludzi młodszych opiekujących się starszymi/; rodzicami, rodzeństwem.Czasem się zastanawiam, czy podejść do takiego pacjenta, zagadnąć czy możę dać spokój. Czasem tylko się do siebie uśmiechniemy- i tyle... I tak sobie myślę, że następnym razem jednak " zagadam".A ze strony Twojej mamy to nie jest poświęcenie, na pewno nie- po prostu Cię kocha i zrobi wszystko, by Ci pomóc, tak jak ja mojemu tacie. Serdecznie Cie pozdrawiam , życzę siły i zdrowia ;-) Aneta
 
JustynaS1975 
Administrator



Dołączyła: 24 Cze 2011
Posty: 12614
Skąd: Warszawa
Pomogła: 2742 razy

 #45  Wysłany: 2011-07-04, 10:52  


anetaaneta, bardzo dziękuję

anetaaneta napisał/a:
Czasem się zastanawiam, czy podejść do takiego pacjenta, zagadnąć czy możę dać spokój. Czasem tylko się do siebie uśmiechniemy- i tyle... I tak sobie myślę, że następnym razem jednak " zagadam"


uśmiech :) - gdy ktoś się do mnie uśmiecha, to serce mi rośnie, a co najmniej poprawia humor :mrgreen:
zagadnąć - wiem, że całkiem sporo osób nie wie czy 'zagadnąć' czy 'nie zagadnąć' do osoby chorującej na raka. Chociażby dlatego, że nie wie co powiedzieć. A tu nie trzeba specjalnej szkoły i nic specjalnego nie trzeba mówić. :) Myślę, że tak jak do każdej innej osoby, np. o pogodzie :-D , o chorobę również . I nie trzeba się zrażać, gdy ktoś nie odpowie albo odburknie, bo chorzy na raka jak i inni ludzi są mniej lub bardziej otwarci :) .

anetaaneta napisał/a:
A ze strony Twojej mamy to nie jest poświęcenie, na pewno nie- po prostu Cię kocha i zrobi wszystko, by Ci pomóc,


Wiem, że robi wszystko co może. Ja bym wolała jej nie angażować tak swoimi problemami. Teraz powinien być dla niej czas, aby odpoczywała po trudach życia, cieszyła się tzw. 'jesienią życia'. Ale bez niej byłoby mnie niezmiernie trudno, nawet sobie nie wyobrażam chorowania i życia bez niej.


Pozdrawiam Cię serdecznie. Życzę siły, wytrwałości i pomimo wszystko pogody ducha oraz spokoju wewnętrznego (choć trochę). :)
Justyna

[ Dodano: 2011-07-04, 11:15 ]
Może jeszcze dodam, tak przy okazji. Niektóre osoby mają ‘opory’ w stosunku do osób chorujących na raka. Gdy osoby dowiedzą się o chorobie swojego znajomego mają problem typu: czy zadzwonić, czy nie? czy odezwać się czy nie? Itp. Myślę, że wiele osób nie wie co powiedzieć, ma problem, co wypada powiedzieć.
Pewnie, że zadzwonić czy się odezwać. To jest już sygnał dla nas ważny, że ktoś o nas choć przez chwilę pomyślał, że nie jesteśmy komuś obojętni. I nie tworzy się wokół nas pustka. Nie ma odczucia, że zostajemy zepchnięci z życia, poza margines.
Poza tym ‘łaknę’ kontaktu z innymi ludźmi (zwłaszcza, że dość często i długo leżałam w izolatkach i brak kontaktu ludźmi to trudne przeżycie). Kontakt z ludźmi, jakieś słowo - b. ważne.
Ja np. lubiłam słuchać gdy znajomi opowiadali co u nich słychać, jakie mają problemy. Mogą to być nawet problemy ‘trywialne’. Mogą myśleć, że nie będą chorej osoby ‘zanudzać czy ‘zamartwiać’ swoimi problemami. Ja mogę być „zanudzana, czy zamartwiana”. ;)
Niektórzy jak mnie się wygadają, przyjdą ze swoimi problemami, to nabierają dystansu do swoich problemów (ot taka moja nieświadoma i niezamierzona pomoc ;) ).

[ Dodano: 2011-07-04, 11:20 ]
Jeszcze jedna mała uwaga (przepraszam, że tak dodaję i dodaję zamiast jednego postu). Nie lubię litowania się nade mną.
:)

Justyna
jeszcze słonko :sun: , bo dziś go bardzo potrzeba :)
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  


logo

Statystki wizyt z innych stron
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group