1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22

2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.

DUM SPIRO-SPERO Forum Onkologiczne Strona Główna

Logo Forum Onkologicznego DUM SPIRO-SPERO
Forum jest cz?ci? Fundacji Onkologicznej | przejdź do witryny Fundacji

Czat Mapa forum Formularz kontaktowyFormularz kontaktowy FAQFAQ
 SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  AlbumAlbum
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat :: Następny temat
Przesunięty przez: DumSpiro-Spero
2012-09-08, 20:24
po pogrzebie...
Autor Wiadomość
Katarzynka36 
PRZYJACIEL Forum


Dołączyła: 23 Cze 2010
Posty: 2253
Skąd: Poznań
Pomogła: 393 razy

 #31  Wysłany: 2012-09-10, 21:38  


aga.f
U mnie ponad 5 tygodni i też powoli zaczyna docierać, że Taty już nie zobaczę :cry: Alre nadal jakbym walczyła z tą informacją... wchodzi mi do głowy, wypieram ją, a ona znowu się pojawia niczym natrętna mucha....teraz płaczę o wiele więcej niż po samej śmierci czy w czasie pogrzebu... wtedy byłam w jakims nie do końca zrozumiałym transie, amoku, szoku - tak jak już pisałam...
Dobrze, że macie podobne odczucia, bo ja juz się zastanawiałam czy tylko ja jestem jakims dziwolagiem? Czy wariuje już, czy jeszcze nie:(:(
Kolejna moja obsesja to natrętna myśl, czy pogrzeb podobał się Tatusiowi, czy było... godnie? Bije się z myślami, że tak bardzo Go kochałam to mogłam zamiast 2 trąbke zamówić pól orkiestry... wiązankę wiekszą i jeszcze droższą trumnę i jeszcze wieększy nekrolog i jeszcze .... bo przeciez to jedna z niewielu rzeczy jaką mogłam jeszcze dla Tatusia zrobić:(:
I wiem, że się niepotrzebnie zadreczam tymi idiotycznymi myślami, ale nie moge na nie chwilowo nic poradzić...:(

Tatusiu mój, tęsknię za Tobą okrutnie mocno...
K.

[ Dodano: 2012-09-10, 21:38 ]
PS. Dobrze, że tutaj mogę się wyżalic i, że sa Osoby, które mnie rozumieją...
_________________
Katarzynka36
 
 
aga.f 


Dołączyła: 01 Sie 2012
Posty: 18
Pomogła: 4 razy

 #32  Wysłany: 2012-09-11, 22:04  


katarzynka 36,
nic w tym złego, ze dbasz obsesyjnie o grób Taty ( ja z kolei odwrotnie - nie mogę chodzić na cmentarz., nie mogę..., ale jak już pójdę, też mam ochotę wykupić całą kwiaciarnię...). Wydaje mi się, jednak, ze to, co najważniejsze dla Niego zrobiłaś, to fakt, ze przy Nim byłaś przez cały czas, gdy odchodził. Ja paradoksalnie dziękuję za TEN czas z Tatą.
I też, tak, jak Ty zadręczasz się tym, czy podobał Mu się pogrzeb, ja dałabym wszystko, zeby dowiedzieć się, czy nie bolało Go i czy nie bal się, gdy odchodził ( był jak w śpiączce, otumaniony morfiną i haloperidolem, trzymałąm go do końca za rękę, mówiłam, ze kocham, ze rozumiem, i ze dziękuję za wszystko). Chcę to wiedzieć.
Co noc śni mi się Tata,ale te sny . to po prostu odtworzenie ostatnich 2 miesięcy, kiedy nie spałam po nocach, trzymałam grafiku zastrzyków, tabletek, pampersów - zwykłe oczyszczanie się głowy z emocji. A ja wierzę w sny i czekam na znak od Tatusia. W niedzielę przyśnił mi - stał w drzwiach się w swoim ukochanym niebieskim swetrze - przytulił mnie mocno i tulił i tulił. Po raz pierwszy w życiu obudziłam się zanosząc się płaczem...Chodzę do domu Taty - pustego teraz - a Jego tam nie ma i nie ma coraz bardziej. Otwieram drzwi i czuję zapach Taty. Rodzina mówi, zebym sprzedała swoje mieszkanie i przeniosła się do mieszkania Taty ( tak, jak On chciał) - ale ja nie mogę, nie teraz. Dopiero teraz zaczynam z bólu po stracie Taty chodzić po ścianach - po ponad 3 tygodniach od Jego odejścia. Nie wiem co zrobić ze sobą - nie umiem chodzić na cmentarz, nie umiem chodzić do Jego domu, gdzie mieszkał, nie mogę oglądać telewizji, bo Jego programy, nawet cholera jasna w Lidlu dzisiaj zaczęłam płakać, gdy stanęłam nad produktami,które zawsze dla Niego kupowałam. Jest mi wstyd, ze teraz wszystko koncentruję wokół siebie. Może teraz pęka to wszystko, co trzymałam pod kontrolą wiedząc, ze przy Nim nie można płakac?
Przepraszam, ze zajęłam tyle miejsca pisząc o sobie. Coś dzisiaj popłynęłam.mam wspaniałych przyjaciół, ale oni nie zrozumieją, tak jak Ty katarzynka36, tak jak Wy wszyscy tutaj.
Dzięuję
_________________
17 sierpnia 2012, godz.12.20
Dziękuję za wszystko Tatuś. Do zobaczenia.
 
Katarzynka36 
PRZYJACIEL Forum


Dołączyła: 23 Cze 2010
Posty: 2253
Skąd: Poznań
Pomogła: 393 razy

 #33  Wysłany: 2012-09-11, 23:53  


aga.f
Czytając Ciebie upewniam się, że nie zwariowałam jeszcze. Myślałam, że tylko mnie nawiedzaja różne obsesji, ale widzę, że Ty masz podobnie.
aga.f
Podobnie jak Ty miałam po śmierci Taty jedną obsesyjna myśl - jak odchodził, czy cos słyszał, a przede wszystkim czy mój najdroższy Tatko mocno cierpiał, czy mocno Go bolało, czy można było jeszcze coś zrobić dla niego więcej i więcej... Ta obsesyjna myśl była tak bolesna, ze przyprawiał mnie o fizyczny niemal ból i uczucie drętwienia - takie uczucie paniki połączonej z histerią. W końcu moja Mama "zatrzęsła" mną, ze nie mam się zadręczać bo wyląduje w szpitalu:(:( To trwało ponad tydzień. W końcu dałam się przekonać, że dla mojego zdrowia psychicznego bedzie jednak lepiej, zebym trzymała sie mysli, ze skoro jeszcze 3 godziny przed śmiercią tata 3 razy na pytanie czy coś Go boli powiedział trzy raz nie, nie boli, to znaczy, że nie bolało:( No, ale juz nie mielismy z Nim kontaktu, ale staram sie wmawiac sobie cały czas, ze morfina o którą błagałam lekarzy by ja podać, spowodowała, że po prostu nie czuł duszności...:( Muszę tak myśleć... i Ty aga.f musisz spróbowac uwolnic się od tej myśli, bo to Cię wykończy...
Dlatego ja "przerzuciłam" się niejako i zaczęłam obsesyjnie myśleć o tym, czy pogrzeb był wystarczająco... godny, ładny, czy TAM, na Górze nie musiał sie wstydzic za Nas...
Ta obsesja trwała jakieś kolejne 2 tygodnie.
A ostatnio na "topie" pojawiła się kolejna już obsesja dbania o grób Tatulka...o której pisałam powyżej...
Aga.f - piszesz, że nie możesz chodzic na cmentarz. Mój Brat tez ma podobnie - wykańcza Go chodzenie na grób taty. A z kolei ja - mimo, ze tam Taty nie czuję - czuje się jednak lepiej, czuję takie ukojenie, ulge, że codziennie jestem u Niego...że podleje kwiatki, ze zapale kolejne znicze... że cały czas COŚ robię dla Niego... COŚ co tak naprawdę daje ukojenie mnie...

Aga.f, jedno jest pewnie, ból nie mija, tylko człowiek się nie Niego po prostu przyzwyczaja... A ja ciagle nie dowierzam, że mój Tatko nie żyję i czekam... cały czas czekam kiedy Go zobaczę....
_________________
Katarzynka36
 
 
atram 


Dołączyła: 15 Lut 2012
Posty: 19
Pomogła: 3 razy

 #34  Wysłany: 2012-09-12, 23:57  


Dziewczyny,ja mam to samo. 21 września minie 9 miesięcy od śmierci mojego Taty, a wciąż nie mogę pogodzić się z Jego odejściem. Nie ma godziny, abym o Nim nie myślała. Podobnie jak Katarzynka, codziennie chodzę na grób, kupuję świeże kwiaty, podlewam rośliny doniczkowe, dosadzam, nieustannie palę świeczki.Od śmierci Taty nie kupiłam sobie ciastka,ani loda.Nie mogę oglądać filmów, jedynie to wiadomości. Trudno mi też skupić się nad jakąś książką, mimo, że do grudnia była to moja ulubiona forma odpoczynku. Może to wydać się śmieszne, ale w tym roku nie jadłam truskawek, ponieważ był to ulubiony przysmak mojego Ojca. Mogłabym tak wymieniać bez końca, ale nie będę Was zanudzać. Sama nie wiem, czy moje zachowanie jest normalne. Niestety, inaczej nie mogę. W sercu mam wielki smutek i tęsknotę. Chciałabym, aby to był tylko koszmarny sen.Niestety, tak nie jest...
Pozdrawiam Was serdecznie i łączę się z Wami w bólu,Atram
 
formalina 



Dołączyła: 25 Sie 2012
Posty: 93
Pomogła: 11 razy

 #35  Wysłany: 2012-09-13, 22:21  


ja wam powiem tak....
moja mama zmarła 3 tyg temu.
dziś dopiero ją pochowaliśmy.
oczywiście było pożegnanie w kaplicy.
wiecie.... bałam się trochę, obawiałam się jak będzie wyglądać
to w końcu 3 tyg od momentu zgonu
ale powiem wam-wyglądała pięknie....
nawet lepiej niż w szpitalu :)
i teraz zdradzę wam coś :) właśnie dlatego szkole się
w tym zawodzie :) chce pracować w prosektorium....
mi naprawde ulżyło jak ją zobaczyłam
wiem że rodzinom jest dużo łatwiej jak zobaczą zmarłego
w "dobrym stanie".... hmmm tylko po raz pierwszy
wystąpiłam w roli żałobnika.... no
jest mi jakoś dużo lżej że spoczęła już w spokoju.
jakoś lepiej mi z tą myślą... bo te trzy tyg oczekiwania to
tragedia. takie rozdrapywanie ran... wtedy chciałam mieć ten
przeklęty pogrzeb już za sobą.... no.
teraz jest mi łatwiej że już jest pochowana :)
dziękuje za wygadanie się :)
_________________
Będę pamiętać, dopóki bić będzie moje serce
 
madziulena 


Dołączyła: 20 Cze 2012
Posty: 93
Pomogła: 11 razy

 #36  Wysłany: 2012-09-14, 22:25  


Kochani,
czytam co piszecie i powiem,że to niesamowite ile/ilu z nas czuje podobnie.
Mój kochany Tatuś odszedł 2 miesiące temu, chorował 11 miesięcy. Te 11 miesięcy wykończyło mnie do granic możliwości. Jestem osobą bardzo empatyczną i wrażliwą. od czasu postawienia prawdopodobnej diagnozy "podejrzenie npl" rozpoczęło się moje prywatne piekło. Rodzice nie wiedzieli jaką chorobę podejrzewają u Taty, rodzeństwo i mąż powtarzali: daj spokój, jeszcze nic nie wiadomo, nie ma jeszcze co się smucić, a ja ślęczałam przed internetem nabierając z każdą przeczytaną informacją pewności,że Tatuś ma raka. NIKT mnie nie rozumiał, NIKT mi nie wierzył- a ja zatapiałam się w swoim strachu, bólu i rozpaczy- nie rozumiana przez nikogo. Później w każdym dniu choroby Taty- paraliżujący strach, obezwładniająca rozpacz i litry, hektolitry wylanych łez. To ja włóczyłam się od lekarza do lekarza- szukając sama nie wiem czego, to ja towarzyszyłam mu podczas chemio i radioterapii. Moje piekło na ziemi.
W dniu śmierci Taty byłam tak sparaliżowana strachem przed tym co się dzieje,że nawet go nie wyściskałam , nie wycałowałam. Wychodząc z hospicjum tylko pocałowałam Go w rękę- po prostu sytuacja mnie przerosła. Na pogrzebie nie uroniłam ani jednej łzy, kiedy przyjechałam do hospicjum po telefonie Mamy,że Tatin odszedł również nie płakałam- choć czułam się bardzo podle. Dziś też ciężko mi płakać jedyne co czuję kiedy o Nim myślę i wspominam jego ostatnie dni to rozrywający serce ból.

Ściskam Was wszystkich cierpiących po stracie ukochanej osoby :(
_________________
tak bardzo mi źle Tatusiu :(
 
Katarzynka36 
PRZYJACIEL Forum


Dołączyła: 23 Cze 2010
Posty: 2253
Skąd: Poznań
Pomogła: 393 razy

 #37  Wysłany: 2012-09-14, 23:09  


Madziulena,
Rozumiem Cię doskonale...Ty wiedziałaś najwięcej, to Ty najbardziej się stresowałaś chorobą Taty... to ogromne obciążenie psychiczne i fizyczne... U mnie było dość podobnie. Nie chciałam za bardzo stresować wszytskich i to ja siedziałam w necie i to tylko ja tak naprawdę znałam rokowania...Doszłam do wniosku, że wystarczy, że ja wiem co może się zdarzyć, że mimo operacji przerzuty moga się pojawić... po co wszytscy mają żyć w takiej niepewności i ciągłym stresie...

Żałobę rozpoczęłyśmy wcześniej Madziulenia. Wszystkie łzy wylałaś już wcześniej - przez te miesiące strasznej walki z tym podłym przeciwnikiem...
ściskam mocno
_________________
Katarzynka36
 
 
madziulena 


Dołączyła: 20 Cze 2012
Posty: 93
Pomogła: 11 razy

 #38  Wysłany: 2012-09-15, 08:16  


Katarzynka36

dokładnie tak jak piszesz było.... mojej Mamie mówiłam jak najmniej, chociaż raz po wizycie u pewnego profesora, który stwierdził,że "rokowania są złe" rozmawiałam z Mamą i pół nocy płakałam jej do słuchawki, ale to był pojedyńczy przypadek, całą resztę przeżywałam sama:(
do mojego rodzeństwa jakby nic nie docierało, nie wiem czy tak się bronili przed prawdą?
wiem i mam poczucie,że przez chorobę Taty przeszłam prawie sama wyłączając moją kochaną Mamę, która poświęciła się bez reszty przez te 11 miesięcy dla Taty....

tak bardzo chciałabym,żeby Tata był z nami zdrowy- On tak bardzo kochał żyć :(((((

ściskam Cię mocno kobitko :)
_________________
tak bardzo mi źle Tatusiu :(
 
egoiści 


Dołączyła: 03 Wrz 2012
Posty: 30
Pomogła: 5 razy

 #39  Wysłany: 2012-09-15, 15:25  


U mnie wszyscy "dzielili" się chorobą. Tak chyba jest po prostu łatwiej. Nie chciałabym, aby ten ciężar był tylko na mojej mamie, mnie lub innej osobie.

Mojemu Tacie mówiliśmy absolutne minimum i podkreślaliśmy dobre wiadomości, które mogły dać nadzieję. Do chwili śmierci nie wiedział, że ma przerzuty, co najwyżej sam mógł się domyślać. To pewnie zależy od charakteru chorego. Ja wiem, że mojego Tatę prawda by przybiła i zupełnie by zrezygnował.

Pożegnałam mojego Tatę w czwartek, a w poniedziałek będzie pogrzeb. Bardzo się bałam oglądać go bez życia w sobie. Bardzo. Równie mocno się myliłam i obawiałam, ponieważ ten widok napełnił mnie niezwykłym spokojem. Wyglądał tak spokojnie, jakby spał- cicho, spokojnie, bez cierpienia, jakby nie było w nim tej strasznej choroby.
Myślę, że gdybym tego nie doświadczyła, to byłoby dużo gorzej.


Wszystkim życzę by nie byli sami w walce z chorobą! Różnie ludzie reagują i niektórzy udają, że nic się nie dzieje, ale chyba nie do końca zdają sobie sprawę, że zwalają na kogoś bardzo duży ciężar.
 
madziulena 


Dołączyła: 20 Cze 2012
Posty: 93
Pomogła: 11 razy

 #40  Wysłany: 2012-09-15, 18:11  


egoisci,

masz rację zupełnie,że nie powinno zwalać ciężaru na jedną osobę,ale ze mnie nikt nie chciał ani odrobinę tego ciężaru zciągnąć, więc dźwigałam go dla Taty mojego kochanego.
Mój Tatuś też do samego końca nie wiedział o przeżutach, też napewno załamałby się. Ta myśl,że Tata nigdy nie dowiedział się tej strasznej prawdy uspokaja mnie.
Ja Tatę widziałam po smierci w Hospicjum, na pozegnaniu w kaplicy mnie nie było, nie dałabym rady. Mama stwierdziła,że dobrze,ze nie poszłam. Tatuś wyglądał bardzo smutno :( schudł ponad 35 kg :( postarzał się o 20 lat :(
moja siostra mało nie zemdlała w tej kaplicy eh.....
_________________
tak bardzo mi źle Tatusiu :(
 
egoiści 


Dołączyła: 03 Wrz 2012
Posty: 30
Pomogła: 5 razy

 #41  Wysłany: 2012-09-15, 19:25  


No tak. Zapewne gdyby mój Tata wyglądał zupełnie inaczej i smutno, to miałoby to odwrotny skutek. Mój Tato też bardzo schudł, nie wiem dokładnie ile, jednak od momentu rozpoznania choroby do jego śmierci minęły zaledwie 3 miesiące, więc choroba nie zdążyła aż tak go zmienić zewnętrznie. Chociaż to też zależy od przypadku.
W kaplicy wyglądał spokojnie, ładnie (proszę mnie źle nie zrozumieć) i czułam się ukojona tym widokiem.

madziulena przykro mi, że byłaś zdana sama na siebie. Okazałaś się bardzo silna i wiesz, że zrobiłaś dla Taty wszystko :) Wszystko.
 
madziulena 


Dołączyła: 20 Cze 2012
Posty: 93
Pomogła: 11 razy

 #42  Wysłany: 2012-09-15, 20:31  


egoiści,

życzę Ci dużo sił w poniedziałek, i mnóstwo ufności,że Tacie jest lepiej, nie cierpi, ma już za sobą to co w dalszym ciągu przed każdym z nas nieuchronnie,

ściskam
_________________
tak bardzo mi źle Tatusiu :(
 
egoiści 


Dołączyła: 03 Wrz 2012
Posty: 30
Pomogła: 5 razy

 #43  Wysłany: 2012-09-18, 17:36  


Niby jestem spokojna, ale nie dociera do mnie, że Taty nie ma i NIE BĘDZIE. Mam wrażenie jakby gdzieś był, gdzieś dalej. Tymczasem nigdy już go nie usłyszę, nie zobaczę.

Niemal codziennie mi się śni. Dzisiaj śniło mi się, że jednak żyje. Sen był taki dziwny, bo co chwile w nim upadał. Pod pod koniec życia, kiedy jeszcze miał siłę wstać, zdarzyło się parę razy, że upadł. Szedł, szedł i nagle bach. I chociaż w tym śnie ciągle coś mu nie szło, przewracał się i był chory, to byłam taka szczęśliwa, że jest... Ale jak teraz siedzę tu i myślę, to nie chciałabym, żeby tu był i tak cierpiał. Chociaż odszedł spokojnie i choroba była dla niego łaskawa (mam na myśli cierpienie z powodu bólu), to jednak stracił swoją sprawność i niezależność. Chyba taka nasza- rodziny- rola, aby pozwolić odejść.

Tydzień temu , o tej porze, jeszcze był..
 
madziulena 


Dołączyła: 20 Cze 2012
Posty: 93
Pomogła: 11 razy

 #44  Wysłany: 2012-09-18, 20:42  


egoiści,
nasz ludzki rozum nie do końca chyba potrafi ogarnąć odejście kochanej, bliskiej osoby.
To bardzo trudne, mi Tato przyśnił się tylko raz, za to mojej Mamie śni się często i za każdym razem z jakimś przekazem :) który oczywiście realizujemy zgodnie z Taty wolą.
Wiesz zazdroszczę Ci,że tydzień temu jeszcze twój Tata był z Wami, Twoje wspomnienia są takie świeże...
Mi bardzo pomaga wiara, mocno wierzę,że Tatuś jest w lepszym, świecie, nie cierpi i znów się uśmiecha. Mój Tato tak rzadko uśmiechał się podczas choroby :(
_________________
tak bardzo mi źle Tatusiu :(
 
Katarzynka36 
PRZYJACIEL Forum


Dołączyła: 23 Cze 2010
Posty: 2253
Skąd: Poznań
Pomogła: 393 razy

 #45  Wysłany: 2012-09-18, 23:58  


egoiści,
U mnie minęło 6 tygodni i nadal nie dociera, że Taty juz nie zobaczę... Myślę, wydaje mi się, że jest gdzieś w szpitalu...
nie ogarniam tego, nie moge znieść, nie moge objąć rozumem i przetrawić myśli, że Go już tutaj na ziemi nigdy więcej nie zobaczę... :cry:
Nie dociera to do mnie, albo inaczej, moja psychika chce mnie uchronić przed cierpieniem i jak tylko ta myśl się pojawia, to zostaje wyrzucona jakoś z mojej głowy... ciężko mi to opisać, ale tak jakoś jest:(

dużo siły...
_________________
Katarzynka36
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  


logo

Statystki wizyt z innych stron
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group