1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22

2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.

DUM SPIRO-SPERO Forum Onkologiczne Strona Główna

Logo Forum Onkologicznego DUM SPIRO-SPERO
Forum jest cz?ci? Fundacji Onkologicznej | przejdź do witryny Fundacji

Czat Mapa forum Formularz kontaktowyFormularz kontaktowy FAQFAQ
 SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  AlbumAlbum
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat :: Następny temat
Samotność w chorobie
Autor Wiadomość
drMarta 
Psychoonkolog



Dołączyła: 06 Cze 2011
Posty: 92
Skąd: Warszawa
Pomogła: 89 razy

 #31  Wysłany: 2011-10-27, 10:31  


Kalineczko, czy udało Wam się umówić na wizytę u psychoonkologa? W obecnej sytuacji najlepiej, aby Mama mogła porozmawiać o swoich przeżyciach i wszelkich obawach. Ty, jako Jej córka, jesteś najbliższą osobą, ale Mama może mieć poczucie, że obarczy Ciebie swoją bezradnością, stąd dobrym rozwiązaniem jest wizyta u specjalisty.

To, co z pewnością można zrobić to zadbać o samopoczucie Mamy oraz Twoje.
Cały zeszły tydzień spędziłam na kongresie psychoonkologicznym IPOS w Turcji, gdzie referowanych było kilka wyników badań nad znaczeniem nastroju nie tylko dla jakości życia osób z zaawansowanym nowotworem, ale także dla długości przeżycia. Np. badania Penelope Schofeld w Australii wskazują, że czynnikiem sprzyjającym dłuższemu życiu chorych jest niski poziom depresji. Są na to konkretne dowody naukowe ! Tym samym zadbanie o funkcjonowanie psychiczne jest niezwykle istotne!

Pamiętaj Kalineczko, że oswojenie się z myślą o tym, że choroba jest zaawansowana i możliwe jest spowolnienie jej rozwoju a nie wyleczenie, wymaga czasu. Aby spojrzeć na swoją sytuację w innym wymiarze - tego, że na szczęście można spowolnić chorobę, dostać od losu więcej czasu razem, dobrze go wykorzystać - Mama musi przeżyć wiele emocji - od złości do wielkiego smutku. Pozwól Jej na to. Bądź obok, gotowa na wszelkie możliwości, ale z przekonaniem, ze to jeszcze nie jest ten moment, nie jest to jeszcze ten dzień, w którym przyjdzie Wam się pożegnać. Dziś jesteście razem i to się liczy.

Serdecznie Was pozdrawiam,
MP
_________________
dr Marta I. Porębiak
http://www.ipsycholog.com
 
Zebra 
PRZYJACIEL Forum



Dołączyła: 08 Lip 2011
Posty: 553
Skąd: Gdańsk
Pomogła: 52 razy

 #32  Wysłany: 2011-10-27, 13:47  


drMarta napisał/a:
oswojenie się z myślą o tym, że choroba jest zaawansowana i możliwe jest spowolnienie jej rozwoju a nie wyleczenie, wymaga czasu.
drMarta napisał/a:
Mama musi przeżyć wiele emocji - od złości do wielkiego smutku.
drMarta napisał/a:
Dziś jesteście razem i to się liczy.

Lepiej bym nie napisała :)
_________________
"Bywają rozłąki, które łączą trwale."
 
kalineczka1980 



Dołączyła: 05 Paź 2010
Posty: 185
Skąd: wrocław
Pomogła: 14 razy

 #33  Wysłany: 2011-10-30, 08:10  


Pani Marto,
mama narazie nie chce rozmawiać z psychologiem, ja nie będę jej też do tego zmuszać.
Z tego co obserwuję i jak z nią rozmawiam to wydaje się, że ona wie (bo sama wprost mi tego nie powie) że chemia tylko łagodzi przebieg choroby i jak narazie nie daje efektów poprawy. Narazie za wcześnie aby używać takich sformułowań: teraz mamo będziemy tylko robić tak akbyś się dobrze czuła, bo chemia ni wyleczy cię. Natomiast mama jst osłbiona po chemii, chudnie, ale stara się jest silna, jet bardzo dzielna - gotuje, posprząta sama się rwie do pracy. Wie o ty, że za pół roku będziemy próbować znów nowego leczcenia (teraz mama została z nigo zdyskwalifikowana na pół roku po przebytym zatorze płuc). I ja jej mówię: mamo musisz być silna, musisz dbać o iebie bo za pół roku znów jedziemy do warszawy i będziemy Cę leczyć naprawdę skutecznym nowym lekiem. Ona to wie i tego się trzyma. Ale tymczasem stare guzy ropieją, i w innych miejscach pojawiają się nowe. To mąci spokój, bo to oznacza że chemia nie pomaga niestety, a ja w myślach ma to że za pół roku może być naprawdę kiepsko. Ale mama walczy, naprawdę jest WIELKA. Bo choć nie ma dżo sił to jednak każdego dnia wstaje.
Wczoraj jednak kazała mi oddać całą torbę do PCK ubrań swoich. Nie pytałam dlaczego, ponieważ były to ubrania rozmiaru 46-48 jak mama nosiła przed chorobą. Ubrań ma mnóstwo w szafie i musi robić miejsce na mniejsze ubrania b teraz nosi rozmiar 42-40. tak to sobie tłumaczę. Ale równocześnie czy nie oddaje tych rzeczy bo wie, czuje, że nie będą już jej potrzebne? Mój Boże,niby wszystko wiem, czytam forum, wątki innych osób które bliskie osoby żegnają, godzą się z tym, że one muszą odejść, opiekują się nimi - czy ja podświadomie przygotowuję się na najgorsze? to tak jakbym straciła już nadzieję że mama wyzdrowieje. Jaki człowiek jest głupi, mały, bezradny zupełnie wobec choroby.
 
JustynaS1975 
Administrator



Dołączyła: 24 Cze 2011
Posty: 12614
Skąd: Warszawa
Pomogła: 2742 razy

 #34  Wysłany: 2011-11-06, 16:52  


http://www.facebook.com/p...&type=1&theater

To zdjęcie kojarzy się z samotnością, pustką. Ale również może kojarzyć się z potrzebą przestrzeni, ciszy. Bo często w ciszy dzieje się to co najważniejsze.
_________________
Człowiek ma dwa życia. To drugie zaczyna się wtedy, gdy zrozumiesz, że życie jest tylko jedno.
Choroba moim nauczycielem, nie panem.
 
kalineczka1980 



Dołączyła: 05 Paź 2010
Posty: 185
Skąd: wrocław
Pomogła: 14 razy

 #35  Wysłany: 2011-11-06, 19:36  


a mi się skojarzyło z człowiekiem który został sam albo po stracie kogoś bliskiego albo przytłoczony ogromnym problemem z którym musi sobie poradzić
_________________
Mami *14.02.1961r. [*] 02.02.2012r. godz. 14:10.
 
JustynaS1975 
Administrator



Dołączyła: 24 Cze 2011
Posty: 12614
Skąd: Warszawa
Pomogła: 2742 razy

 #36  Wysłany: 2011-11-06, 19:40  


Jeden z komentarzy pod tym 'obrazkiem': "każdy w duszy krzyczy nad swą czarą goryczy"
kalineczko1980, przytulam Cię :tull:
_________________
Człowiek ma dwa życia. To drugie zaczyna się wtedy, gdy zrozumiesz, że życie jest tylko jedno.
Choroba moim nauczycielem, nie panem.
 
ana7 
PRZYJACIEL Forum



Dołączyła: 06 Lis 2009
Posty: 871
Pomogła: 122 razy

 #37  Wysłany: 2012-02-18, 17:17  


Ja też nie potrafię sobie poradzić...sama ze sobą...

nie potrafię sobie poradzić z pytaniami sąsiadów i co najgorsze z pytaniami dalekiej rodziny. Kiedy pytają jak Tata, coś się we mnie zamyka, blokuje...

dzwoni do mnie przyjaciółka i wśród zwykłej paplaniny słysze bum:

jak Tata?

u mnie wówczas następuje jedna wielka blokada. Nie potrafię wydusić z siebie, że wyniki już są, że dobre nie są

..nie wiem dlaczego tak się dzieje co mną kieruje...


jestem dopiero na początku drogi... niektórzy zaczynają się coraz to bardziej domyślać, że dobrze nie jest... a ja nie potrafię mówić .. bo co?.. opowiadać?.. :|

mówię że wyników jeszcze nie ma..

nie wiem czy robię dobrze...

ale ja sama się jeszcze z tym nie uporałam...

takie to trudne...
 
 
Reszka.78 



Dołączyła: 29 Lis 2011
Posty: 948
Pomogła: 136 razy

 #38  Wysłany: 2012-02-18, 18:13  


Samotność w chorobie i niezrozumienie ze strony innych jest dobijające. Moja Mama obecnie zrobiła kilka kroków ze swoją chorobą, na dzień dzisiejszy lekarze mówią, że jest dobrze - mamy nadzieję, że już na dobre i na zawsze, że te kilka kroków to kroki milowe i zostawiła paskudę za sobą, ale wiadomo, że jakieś tam ryzyko zawsze jest. Mamcia próbuje być silna przed wszystkimi znajomymi i rodziną. Śmieje się, żartuje, jak zapytają to twierdzi, że czuje się świetnie. A tylko ja wiem, jak jest. Że wcale nie jest taka super dzielna. Że ma gorsze dni, że popłakuje, że się zamartwia, jest nakręcona tak, że momentami nie panuje nad natłokiem myśli i gubią Jej się wątki, zapomina o różnych rzeczach itd. wiadomo stres potrafi być czasem gorszy od samej choroby. Że ją boli i widzę po Jej twarzy, że myśli czy to nie to złe wgryza się dalej. Ja przeżywam to wraz z Nią, a czasem pewnie bardziej niż Ona. Ganiam Ją po lekarzach, proszę, złoszczę się żeby się leczyła bo - jak mi tutaj wspaniałe Dziewczyny powiedziały - lepiej przesadzić, niż zbagatelizować i zaniedbać. Złości się na mnie o to. Rozumiem Ją doskonale, ale ta moja przesadna troska jest silniejsza ode mnie.
Rodzina jak to rodzina, wiadomo, czasem najlepiej wychodzi się z Nią na zdjęciach, choć rzec muszę, że jeden z Mamci braci dzwoni nawet kilka razy w tygodniu i jego zona też potrafi. Wiemy jednak z Mamcią, że to tymczasowe, bo właśnie zostali dziadkami i zajmą się wnusią. Mamcia żalu nie ma oczywiście. Jest przeszczęśliwa, że jest ciocią-babcią, już chce kupować ciuszki i inne takie :) Drugi brat i jego małżonka. No cóż. Spuszczę na to zasłonę milczenia.
Znajome? Zadzwonią od czasu do czasu, ale raczej milczą. Ma jedną prawdziwą przyjaciółkę z którą może pogadać od serca, wypłakać się na jej ramieniu, poza tym ta przyjaciółka Mamcię rozumie bo sama opiekuje się znajomą, która ma raka płuc z przerzutami do kręgosłupa.
Druga koleżanka (mieszka kilka klatek dalej), jedyne czego w Mamci szuka to sensacji i ona jest chora, a Mamci to nic nie dolega. Jak w zeszłym roku Mamcia się tak już źle czuła, bo miała anemię, to ta koleżanka twierdziła, że Mama to głupia jest, że chce do lekarza, bo przecież nic jej nie jest. Teraz w styczniu była, na kolonoskopii bo ma polipowatość jelit. Powiedziała do Mamci, że ona to jest dopiero chora, a Mama to jest zdrowa i jest głupia, że idzie na wizytę do onkologa, bo jej to niepotrzebne jest. Normalnie miałam ochotę to babsko zagryźć na miejscu!
Ja sama jestem przewrażliwiona na Mamci punkcie, chcę od niej zabrać chorobę, zapewnić bezpieczeństwo, zdrowie i wszystko by nie chorowała więcej. Przy tym należę do osób, które mają potrzebę mówienia o problemach, radzenia się, dowiadywania. Kolejna rzecz to taka, że jestem jedynaczką i singlem, więc nie mam z kim pogadać, wywalić z siebie te emocje i nie mam w nikim wsparcia. Moi znajomi jnie mają ochoty słyszeć o Mamie. Zapytali się raz grzecznościowo, po operacji jak ją przeszła i jakie wyniki histo-pat i wszystko. Temat nie istnieje.
Wiem jedno. Zdrowi nie chcą na te tematy rozmawiać. Więcej zrozumienia jest wśród osób chorych i to wcale nie koniecznie na raka. Wystarczy, że mają jakieś dolegliwości zdrowotne i już inaczej do drugiego człowieka podchodzą.

Uh, ale się rozpisałam. Mam nadzieję, że przynajmniej na temat i zrozumiale, bo mnie moderatornia i admini utłuką ;)

Pozdrawiam serdecznie :)
 
JustynaS1975 
Administrator



Dołączyła: 24 Cze 2011
Posty: 12614
Skąd: Warszawa
Pomogła: 2742 razy

 #39  Wysłany: 2012-02-18, 18:36  


Reszka.78 napisał/a:
Zdrowi nie chcą na te tematy rozmawiać. Więcej zrozumienia jest wśród osób chorych i to wcale nie koniecznie na raka. Wystarczy, że mają jakieś dolegliwości zdrowotne i już inaczej do drugiego człowieka podchodzą.

Zdrowi, rzeczywiście jest ich mało, z którymi można porozmawiać o chorobie. To są wyjątki, którzy potrafią słuchać (jak już pisałam kilka razy) odważnie, otwarcie, gotowi porzucić swoje wyobrażenia. Natomiast (przyznaję się szczerze i można mnie za to pobić) z niektórymi chorymi nie mam ochoty rozmawiać, zwłaszcza gdy staje się to licytacją : komu jest gorzej, kto jest bardziej nieszczęśliwy. Co często miejsce w poczekalniach przed gabinetami. Wtedy często pomocna jest np. książka, prasa itp. ;)
_________________
Człowiek ma dwa życia. To drugie zaczyna się wtedy, gdy zrozumiesz, że życie jest tylko jedno.
Choroba moim nauczycielem, nie panem.
 
ana7 
PRZYJACIEL Forum



Dołączyła: 06 Lis 2009
Posty: 871
Pomogła: 122 razy

 #40  Wysłany: 2012-02-18, 19:16  


Czy wypada tak po prostu powiedzieć nie chcę o tym rozmawiać?
 
 
Reszka.78 



Dołączyła: 29 Lis 2011
Posty: 948
Pomogła: 136 razy

 #41  Wysłany: 2012-02-18, 19:36  


ana7 napisał/a:
Czy wypada tak po prostu powiedzieć nie chcę o tym rozmawiać?


Oczywiście! Jeśli akurat nie masz na to ochoty, nie czujesz się na siłach to masz prawo tak powiedzieć, a rozmówca ma to uszanować. W końcu jesteś tylko człowiekiem i ma prawo być Ci ciężko i źle z tym wszystkim.

Justysiu, zgadzam się z Tobą, że są osoby, które wręcz kochają prześciganie się w dolegliwościach i licytacjach "komu gorzej" - spotykam się z tym jak tylko korzystam z komunikacji miejskiej i mam (nie)przyjemność znaleźć się blisko osób wiekowych, które choć się nie znają, to rozprawiają o swoich dolegliwościach na cały autobus/tramwaj O.o, ale zdarzają się często osoby, które właśnie wysłuchają i jeszcze podniosą na duchu! Ot choćby taka Żabulka kochana, która choć martwiła się o siebie i swoje zdrowie, to z promiennym uśmiechem, pomagała zdołkowanym :) A to znaczy bardzo bardzo wiele :)
 
danonek2983 


Dołączyła: 14 Lut 2012
Posty: 21

 #42  Wysłany: 2012-02-21, 18:57  


Mnie najbardziej irytują pytania:"jak się Tata czuje?",a jak ma się czuć człowiek śmiertelnie chory?Tak naprawdę została przy mnie jedna osoba,która wiem że jest szczera,która jak pyta o zdrowie mojego Taty to nie chodzi jej o to,żeby mieć o czym potem poplotkować.
Najbardziej rozwaliło mnie,że jedna koleżanka z którą nie rozmawiałam nagle dowiaduje się ze mój Tata ma raka i...mówi mi cześć,nagle,bo wie że Tata jest chory.

Jeszcze jedna rzecz mnie boli,są osoby które wiedzą a obarczają mnie swoimi problemami.Oczywiście mam koleżankę,której zawsze pomogę,nawet jak Tata jest chory,ale są osoby które obarczaja mnie swoimi problemami a ja mam ochote wykrzyceć że mam cięzko chorego Tate a ty mi o takich błachostkach mówisz?

Boli mnie też zachowanie własnego brata.Nie mieszka z nami ,w tygodniu nie mial czasu jechać do Taty,chociaz wydaje mi sie ze to wymowka bo czas zeby sie z dziewczyna spotkac miał-to ja osoba ktora boi sie autem jako kierowca jechac-jedzie 80 km do Taty do szpitala:(Nie rozumiem
 
banialuka 
PRZYJACIEL Forum



Dołączyła: 22 Lut 2009
Posty: 1294
Pomogła: 235 razy

 #43  Wysłany: 2012-02-21, 21:03  


ana7 jak przeczytałam co napisałaś to jak bym o sobie przeczytała. Nie cierpie pytań "jak mama, jak sie czuje itp." Żeby nie byc chamską i powiedzieć ze nie chce o tym rozmawiać to mówię po prostu "dobrze" a niech oni sobie myślą co chcą guzik mnie obchodzi, ze widzą mame, widzą ze się zmieniła, schudła i ogólnie wyglada dużo gorzej niż rok temu. Ja zawsze odpowiadam ze dobrze, zeby nie mieli o czym plotkować. Czasem sobie myślę ze moze źle ich oceniam, ze moze to nie jest ciekawośc, ale nie potrafie rozmawiać z nikim o chorobie mamy mimo iż trwa ona już ponad 3 lata.
_________________
Są chwile, by działać i takie, kiedy należy pogodzić się z tym, co przynosi los. /Coelho Paulo/
 
 
cleo33 
PRZYJACIEL Forum



Dołączyła: 04 Lut 2009
Posty: 2484
Skąd: Śląskie
Pomogła: 379 razy

 #44  Wysłany: 2012-02-21, 21:09  


banialuka napisał/a:
mówię po prostu "dobrze" a niech oni sobie myślą co chcą guzik mnie obchodzi, ze widzą mame, widzą ze się zmieniła, schudła i ogólnie wyglada dużo gorzej niż rok temu. Ja zawsze odpowiadam ze dobrze,


Ja również tak mówiłam, cięzko mi było czasami, miałam zapłakane oczy ale i tak uparcie twierdziłam że dobrze nie potrafiłam inaczej choć wiedziałam że niektórzy naprawdę się troszczyli pomimo wszystko nie potrafiłam inaczej :cry:
 
kalineczka1980 



Dołączyła: 05 Paź 2010
Posty: 185
Skąd: wrocław
Pomogła: 14 razy

 #45  Wysłany: 2012-02-21, 21:14  


Danonku, nie powiem Ci że wiem co czujesz, ale się domyślam. Zapewnie odczucia naszrczyli osób współchorych i tych chorych są podobne. tu możesz się wypisać, o tym co Cię boli. Czujesz się samotna w chorobie swojego Taty? A to dlatego że znajomi któzy Cię otaczają - tak mi się wydaje - w większości nie umieją albo nie chcą pomóc. Mówią cokolwiek, pytają o cokolwiek, byleby coś mówić, albo dla spokoju swojego sumienia, albo dlatego bo tak uważają że jest dobrze alb dlatego że po prostu chcą jakiejś sensacji. Dla tych ostatnich nie mam wyrozumiałości. Ale osoby które nie umieją, nie potrafią słuchać, prawdziwie współczuć, pomóc zainteresować się - mam zrozumienie chociaż o to trudno. Masz prawo się wkurzać. Ale oni też mają prawo tak odbierać chorobę twojego taty. Ja to zrozumiałam kiedy chorowała moja mama, chociaż zniektórymi osobami w otoczeniu było tak że chciałam je pogonić jak najdalej. Np. bliską koleżankę mojej mamy, która jak już ją przyszłą odwiedzić to nie wiedziała kiedy ma wyjść (nieważne że moja mama ledwie miała siłę siedzieć z podniesioną głową) i nadawała naokrągło o plotkach i inych nieważnych pierdołach. Dopiero po śmierci mamy powiedziała mi sama,że ona nie zdawałą sobie sprawy z tego że jest tak bardzo źle. I że ona ma wyrzuty sumienia że czasami tak mamę zamęczała swoją gadką. Nic jej nie odpowiedziałam tylko pokiwałąm głową,bo w tym wszystkim wiedziałam że że sama miała chorego w rodzinie, i pamiętałam o tym, jak bardzo nachalnie chciała przyprowadzić swoją koleżankę - która mama ledwo znała - niby w celu odwiedzin, a tak naprawdę szukała sensacji.
Albo moja koleżanka z pracy: jak mi to tłumaczyła kiedy jej powiedziałam żeby mi głupot nie gadała bo nie obchodzi mnie to bo ja mam poważniejszy problem na głowie - że ona chce odwórcić chociaż na chwilę moją uwagę od tego zamartwiania się. I chociaż intencje miała jak najlepsze to jednak jej słowotok -inaczej tego nazwać nie można - tak mnie wkurzał że po porstu wyłąnczałam się i nie słuchałam jej w ogóle.
Ale tacy są ludzie i nie zmienisz ich, :(:(
_________________
Mami *14.02.1961r. [*] 02.02.2012r. godz. 14:10.
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  


logo

Statystki wizyt z innych stron
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group