1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22

2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.

DUM SPIRO-SPERO Forum Onkologiczne Strona Główna

Logo Forum Onkologicznego DUM SPIRO-SPERO
Forum jest cz?ci? Fundacji Onkologicznej | przejdź do witryny Fundacji

Czat Mapa forum Formularz kontaktowyFormularz kontaktowy FAQFAQ
 SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  AlbumAlbum
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat :: Następny temat
Nie potrafie sobie z tym poradzic
Autor Wiadomość
izaaa 


Dołączyła: 19 Lip 2011
Posty: 3

 #1  Wysłany: 2011-07-19, 11:36  Nie potrafie sobie z tym poradzic


U mojego ojca jakieś półtora miesiąca temu zdiagnozowano raka płuca z przerzutami do mózgu i kości. Guz z głowy został wycięty, gdyż tata nie mógł już normalnie funkcjonować. Byłam u niego wczoraj, zobaczyłam go pierwszy raz od dwóch lat(mieszkam za granica)...Chciałam być twarda, tata zachowywał się normalnie, rozmawiał normalnie, snuł plany na przyszłość, śmieje się ze ma tego ' co chodzi do tylu'. Ale kiedy się żegnałam, nie mogłam powstrzymać łez. Cala noc przepłakałam, dziś tez łzy same lecą. Chodzi na radioterapie, ale już wyczytałam, ze życia mu to w żaden sposób nie przedłuży... Nie potrafię się z tym pogodzić, tak mi go zal...wiedząc, ze tak niewiele mu zostało...dni, tygodni a może miesięcy...Patrzysz na człowieka i wiesz, ze możesz go widzieć ostatni raz... :-(( (((((
 
ada77 


Dołączyła: 19 Gru 2010
Posty: 8
Pomogła: 1 raz

 #2  Wysłany: 2011-07-19, 13:14  


Bardzo mi przykro. Cóż więcej można powiedzieć. Musisz być silna i czekać. I wykorzystaj jak najlepiej ten czas który wam pozostał na bycie razem. Później będziesz miała chociaż wspomnienia i poczucie, że byłaś przy Tacie w tych trudnych chwilach. Pisząc to sama nie mogę powstrzymać łez bo mi się wszystko przypomina :cry: Wiem co czujesz...
Mojej Mamy nie ma już 49 dni a wciąż nie mogę sobie z tym poradzić. Pozostała taka pustka. Ale wiem, że już nie cierpi. Za to cierpię ja :cry:
Trzymaj się ciepło
 
drMarta 
Psychoonkolog



Dołączyła: 06 Cze 2011
Posty: 92
Skąd: Warszawa
Pomogła: 89 razy

 #3  Wysłany: 2011-07-21, 12:24  


izaaa, w onkologii poza samym przedłużaniem życia, ważna jest jego jakość. Piszesz, że
izaaa napisał/a:
tata zachowywał się normalnie, rozmawiał normalnie
więc ciesz się każdą taką chwilą, namiastką takiej właśnie "normalności". Nikt nie wie dokładnie, ile będzie żył, choroba tylko przypomina nam o śmiertelności i o tym, że przyjdzie dzień, w którym będzie trzeba się pożegnać z bliską osobą. Choroba uświadamia często, jak bardzo jesteśmy dla siebie ważni, często nieobecni, zajęci innymi sprawami. Nie wiesz, czy radioterapia nie przedłuży Tacie życia, zazwyczaj paliatywnie zlecana jest celem przedłużenia komfortu życia, niwelowania objawów choroby, zwłaszcza bólu. Choć wiem, że wolałabyś oczekiwać od metody leczniczej wyleczenia, jednak medycyna życia nie ratuje, a jedynie je przedłuża. Jesteśmy śmiertelni i jedyne, co można z tym faktem zrobić, to żyć do końca, tak bardzo jak tylko to możliwe.
Myślę, że pisząc
izaaa napisał/a:
Nie potrafię się z tym pogodzić, tak mi go zal...wiedząc, ze tak niewiele mu zostało..
najbardziej żal Ci nie Taty, a siebie - że Taty obok Ciebie nie będzie. Nie obawiaj się tych uczuć, a wykorzystaj je jako motywację do przeżycia tych dni, tygodni, a może miesięcy, o których piszesz, tak abyś potem została z dobrymi wspomnieniami tego czasu. Choć fizycznie może być ciężko, trudno jest patrzeć na ból bliskiego człowieka, to jednak ten czas sprzyja prawdziwej bliskości i okazaniu sobie nawzajem miłości. Czasem taki jeden dzień lub tydzień może znaczyć więcej niż całe dotychczasowe życie.
_________________
dr Marta I. Porębiak
http://www.ipsycholog.com
 
Margola 


Dołączyła: 19 Lip 2011
Posty: 20
Skąd: Bydgoszcz
Pomogła: 3 razy

 #4  Wysłany: 2011-07-21, 13:51  


izaaa, czuję dokładnie to samo co ty, moja mama jest chora, też nie potrafię się pogodzić z jej chorobą i nawet nie zamierzam próbować tego robić, czuję złość, rozpacz, żal i mam ochotę wrzeszczeć, gdy mama nie widzi popłakuję sobie po kątach, ale cieszę się każdym JEJ dniem w domu, a zostało ich 12 do operacji. Dzisiaj mama czuje się "normalnie", gdyby nie deszcz mogłybyśmy posiedzieć trochę w ogrodzie, ale i tak się cieszę, że wypiłyśmy sobie razem kawkę o którą mnie poprosiła i nawet umyła filiżanki, gdy poszłam po zakupy. Wiem, że jutro znowu może nie wstać, bo będzie ją bolało lub będzie miała duszności, dlatego takie dni ja dzisiejszy to jak spełnione marzenie.
Tak jak napisała dr Marta, to nad sobą rozpaczam, to siebie jest mi żal, bo przecież to mnie biedną TO trafiło, TO, czyli perspektywa utraty mamy. Wiem, że kiedyś i tak by umarła, za 20 .. 30 lat, ale teraz to kiedyś stało się bardziej realne i bliższe i to boli, ale jeśli poprosi mnie o kolejną kawkę, to znowu ją z nią wypiję, posiedzę obok, poplotkujemy i będę szczęśliwa, choćby przez godzinkę. Liczę te godzinki i staram się zapamiętać każdą.
Trzymaj się cieplutko
 
madi356 


Dołączyła: 10 Cze 2011
Posty: 69
Pomogła: 3 razy

 #5  Wysłany: 2011-07-21, 14:48  


Dziewczyny wiem co czujecie :( Mój tata miesiąc temu miał operację usunięcia guza na jelicie grubym. Niestety są przerzuty na wątrobie :( Tata dzisiaj wrócił z pierwszej dawki chemii. Jest załamany, nie wierzy w to, że wygra z chorobą. Na karcie szpitalnej jest napisane, że zastosowano chemioterapię paliatywną.No jeszcze pisze:"Rokowania zle-zaawansowany stopień rozsiana nowotworu". Tata jak to przeczytał to powiedział, że i tak nie wyjdzie z tego tylko niedługo umrze.
Ogarnia mnie taki ból, żal jak patzrę na tatę, na te jego smutne oczy. Też płaczę po kontach.Tak wiele bym chciała zrobić, powiedzieć, nadrobić to, czego nie zrobiłam przez te wszystkie lata, ale czy zdążę? Inaczej odbiera się śmierć, jak ktoś umiera w wieku 80-ciu kilku lat (chociaz tez boli) a inaczej w wieku 50 lat.
Patrzę na tatę i myślę ile jeszcze dni nam zostało.....dlaczego TO spotkało moją rodzinę? Już nic nie będzie jak dawniej. Śmiech już nie będzie tak szczery jak przed chorobą :( Nawet jeżeli chemia choć trochę zadziała, to lęk przed nawrotem już zawsze będzie nam towarzyszył, strach przed jutrem.....
Pytam Boga dlaczego? I nie umiem znaleźć odpowiedzi :(
Ale jest jeden plus tej choroby-zaczęłam zdawać sobie sprawę jak ważny jest każdy dzień z bliskimi i dlatego zaczęłam inaczej traktować bliskich-męża, mamę, brata, przyjaciół. Chcę tak żyć, aby potem nie żałować złych słów, czynów,bo każdemu w nerwach zdarza się powiedzieć coś przykrego, a potem jest już za późno, żeby coś cofnąć.
Trzymajcie się Kochane :) Musimy być silne dla innych.....
 
izaaa 


Dołączyła: 19 Lip 2011
Posty: 3

 #6  Wysłany: 2011-08-29, 00:14  


Troche czasu minelo od napisania pierwszego postu. Dzis mialam sen o tacie. Umieral...

A po poludniu przyjechal brat, dostal telefon z Polski ze tata je i pije przez rurke( od chemioterapii dostal owrzodzen) , nie wstaje, dostaje morfine bo bol kregoslupa jest nie do zniesienia( przerzuty na kosci). Wpajam sobie, ze to przejsciowe, ze takie sa skutki chemii...wyniszcza organizm ale z czasem bedzie lepiej...
Bezsilnosc jest najgorsza. Dlaczego ta choroba tak szybko postepuje?? Dlaczego tak bezwzglednie atakuje, niszczy, nie zostawia ani odrobiny nadzieji? Mysle nawet, ze podanie chemioterapii bylo bledem...
Ja jestem tu. On cierpi tam. Jedyne co moge robic to modlic sie. O sile do walki z choroba. O wygrana. Chociaz wiem, ze nie powinnam sie oszukiwac, bo szanse sa nierowne :-(

Pocieszam sie, ze taka kolej rzeczy. Ze nie znamy dnia ani godziny. Ze kiedys sie przeciez spotkamy...
Pozytywem tej chory jest przygotowanie sie do odejscia...ale oczekiwanie i droga pelna cierpienia jest nie do opisania :-(
 
tessa 



Dołączyła: 26 Sie 2011
Posty: 244
Skąd: Bielsk Podlaski
Pomogła: 20 razy

 #7  Wysłany: 2011-08-29, 12:54  


Ktoś kiedyś mądrze stwierdził, że człowiek to istota działająca. Wydaje się nam, że pomagamy, gdy coś robimy i to nasze działanie przynosi efekt. W chorobie tak nie jest. Pomagasz swojemu Tacie będąc przy nim, modląc się za niego. Teraz tylko to się liczy- bliskość, dobre słowo, serdeczny gest. Sama przez to przechodzę. Pół roku temu odeszła Mama- miała 62 lata, a teraz Tata choruje. Tłumaczę to sobie tym, że chyba nie mogę bez siebie żyć- ale boli- mimo tłumaczenia. Nie napiszę Ci trzymaj się, będzie dobrze, nie ma co się martwić. Nie napiszę Ci tego, bo to puste słowa. Ogarniam Cie moją modlitwą i przytulam serdecznie, łącząc się w Twoim cierpieniu.
 
 
izaaa 


Dołączyła: 19 Lip 2011
Posty: 3

 #8  Wysłany: 2011-08-29, 15:09  


Dzieki dziewczyny serdecznie. Nie ma mnie teraz przy tacie. Mieszkam za granica. Musialam tu wrocic. Prawde mowiac, moj kontakt z ojcem byl dosc ograniczony w przeciagu kilku ostatnich lat...Prawde mowiac, byl znikomy. Ale zawsze mialam go gdzies tam w swoich myslach. Wiem, ze on tez o nas myslal...
A dzis zaluje tych lat, mogl lepiej poznac moich synow, bo tata jest tak naprawde dobrym czlowiekiem. Zbladzil gdzies po drodze i nie potrafil juz sobie z tym poradzic.
Jestem tchorzem, bo boje sie do niego zadzwonic. Paralizuje mnie strach. Inni moga to odebrac jako obojetnosc, niezainteresowanie...Ale tak przeciez nie jest. Po ostatnim spotkaniu ( milym zreszta, odwiedzilismy go w domu po moich dziadkach, gdzie spedzilam najwspanialsze wakacje w dziecinstwie), nie potrafilam sie pozbierac przez 2 dni, ale ukrywalam to.
Zal mi siebie-owszem, ze nie mialam tak naprawde ojca. Ale jego mi zal bardziej-ze tak potoczylo sie jego zycie. Ciesze sie jedynie, ze moi bracia sa gdzies tam przy nim w Polsce. Teraz nie jest sam...
Trudne to wszystko i zagmatwane :-(
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  


logo

Statystki wizyt z innych stron
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group