1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22

2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.

DUM SPIRO-SPERO Forum Onkologiczne Strona Główna

Logo Forum Onkologicznego DUM SPIRO-SPERO
Forum jest cz?ci? Fundacji Onkologicznej | przejdź do witryny Fundacji

Czat Mapa forum Formularz kontaktowyFormularz kontaktowy FAQFAQ
 SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  AlbumAlbum
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat :: Następny temat
Wydzielony przez absenteeism z tematu: Rokowanie rak żołądka
Autor Wiadomość
PuszekOkruszek 


Dołączyła: 16 Kwi 2012
Posty: 7
Pomogła: 1 raz

 #1  Wysłany: 2012-04-16, 19:39  


do sprintera

no nie ładnie tak okłamywać swoje dzieci- mówisz że masz trzech wspaniałych synów tak wspaniałych ze nie zasługują na prawdę??
moj tata choruje na raka żołądka- ma 3 córki z czego najmłodsza nie ma nawet 18lat ale my poznałysmy diagnoze i wiesz co ciesze się że od poczatku wiedziłaysmy o chorobie wiadomo był płacz, byłą ta bezsilnośc ta bezradność z czasem tzreba było bezsilnośc zamienić na WALKE, pomyśl sobie jak 3 córki i żona motywują go do walki z chorobą. w poprzednim tygodniu powtarzał badania jest gorzej, dostaje chemie paliatywnie ale nikt z nas nie tarci nadzieji nawet przez chwile tatko nie może czuć sie samotny. czasami napisze mu sms z dowcipem a czasami napisze mu ze jest jest dla mnie bardzo ważny i ze ja chce mieć tate a moja córcia która ma sie urodzić w sierpniu chce mieć takiego fajnego dziadka jak on....
nie ukrywam ze jest słodko i łatwo ale w kilka osób łatwiej dźwignąć taki ciężąr:)
jeśli kochasz swoich synów to postaraj sie o odrobinę szczerości. życzę ci sukcesów w wace z chorobą PAMIETAJ NADZIEJA UMIERA OSTATNIA!!!

[ Dodano: 2012-04-16, 19:49 ]
jedynie czego załuje ze tak późno mój tato podjął walkę z chorobą:( prawda jest taka że zamiast nas słuchać to łudził się w cudowne leki jakiś szarlatanów letril,B17, migdały itp morze łez wylane póki tata zaczął wierzyć w medycynę konwencjonalną
staram sie go zrozumieć bo siostra,babcia brat babci każdy miał raka żołądka, widział to cierpienie może myślał ze jak tego nie ruszy to rak sam zniknie.... ale mniejsza ztym najważniejsze że teraz podjął walkę, lekarz powiedział ze śmierć nastąpi w ciągu kilku najbliższych tygodni ale my w to nie wierzymy bo on sie dobzre czuje ma dobra wagę hemoglowbine na 14,9 i ma nas MUSI ŻYĆ DLA SWOICH KOBIET:)
a my szukamy sposobów by wydłużyć mu życie bo być może za dzień może dwa a może za rok albo dwa znajdzie sie lek na raka wiec w sumie nie myślimy o cudownym uzdrowieniu ale o maksymalnym wydłużeniu życia....bo WIERZYMY ze da sie POKONAĆ CHOROBĘ. 30% organizm reszta to psychika- a psychike mój tatko ma silną:))
każdemu kto zmaga się z tą choroba życzę chociaż połowę tej wiary która my mamy:))
buziaki dla wszystkich chorusków głowy do góry :-D
_________________
żyj z całych sił i uśmiechaj się do ludzi bo nie jesteś sam... :)
 
sprinter 


Dołączyła: 05 Sty 2012
Posty: 28
Skąd: Poznań
Pomogła: 5 razy

 #2  Wysłany: 2012-04-16, 23:51  


Puszek,
Potwierdzam - moje dzieci są wspaniałe i dlatego, tak bardzo chce im oszczędzić zmartwień, łez. Dać im tyle czasu na życie bez strachu, ile tylko się da. Zasługują jak najbardziej na prawdę. Mają pełną wiedzę na temat pierwszej operacji i chemii. Wiedzą, że drugi zbieg potwierdził przerzut i że na dzień dzisiejszy mam zaproponowaną chemię. O jednym jeszcze otwarcie nie rozmawialiśmy -że nie chcę już chemii.
Staram się myśleć logicznie, ale ostatnio, to nie jest moja najmocniejsza strona.
Pozdrawiam i dziękuję za słowa wsparcia – jednocześnie proszę o odrobinę zrozumienia. To jest znakomity przykład na stwierdzenie ,, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia”.
Uważam, że namawianie, mobilizowanie do walki kogoś bliskiego jest prostsze niż podnieść rękawicę i walczyć samemu.
Jak myślisz?
_________________
sprinter
 
PuszekOkruszek 


Dołączyła: 16 Kwi 2012
Posty: 7
Pomogła: 1 raz

 #3  Wysłany: 2012-04-17, 07:31  


do sprintera
punkt widzenia zależy od punktu siedzenia z tym moge sie z Tobą zgodzić, ale ja w wieku 21lat miałam usunietego guzka piersi strachu bylo co nie miara, ale wsparcie rodziny to strasznie ważne....druga sprawa siostra taty chorowała na to samo co tata umierała na naszych oczach bo ostatnie miesiące życia chciała spędzić w domu rodzinnym, ale to było w latach 90tych wtedy medycyna nie wiedziła tego co wie teraz, ona miała przerzuty wszędzie piersi, macica jajniki,jelta,watroba,śledziona,przełyk... w jej organiżnie nie było centymenta wolnego od raka lekarze powiedzieli że w takim zaawansowaniu nie odważa sie rokować wiecej jak miesiąc czasu życia i że tak naprawdę to kwestia dni a wiesz jakiego ona psikusa zrobiła od tej ostatniej diagnozy od ostatnich rokowań jakie lekarze jej dali przeżyła 11miesiący fakt były dni kiedy chemia tak ją męczyła, że starch było na nią patrzeć wymioty, rozdrażnienie, ciągle czuła zapachy, a słuch miała tak wytężony jakby była nietoperzem ale do końca walczyła i do końca była aktywna.
proszę Cie zrób to dla swoich dzieci walcz o siebie, nawet nie wiesz ile jeden dzień dłużej twojego życia może dać im radości- piszę to z perspektywy dziecka kórego rodzic choruje
wiem że możesz być już tym zmęczona, ale PROSZĘ NIE PODDAWAJ SIĘ i porozmawiaj z dziećmi

[ Dodano: 2012-04-17, 07:45 ]
a jeszcze zapomniałam dodać że ja jestem w ciąży i też wszyscy chcą mnie ochronić od złych wiadomości z racji że noszę pod sercem dzidziusia, ale trochę po szpitalach się wyjezdziłam pomimo że nie mam 40-50lat to życie mnie doświadczyło i wiem że rokowania a rzeczywiste przeżycie nie idą w parze.
sprinterze traktuje Cie jak przyszywanego rodzica bo tak jak mój tatko dźwigasz ciężar tej choroby.
ty pokazujesz że jesteś dzielna, mój tatko pokazuje że jest dzielny ja pokazuje że jestem dzielna i cały mój dom pokazuje że jest dzielny w chwialch załamania można sobie popłakać bo to czasmi pomaga ale poźniej podciąga się rękawy i wspólnie walczymy i nie walczymy o wyzdrowienie walczymy o przedłuzenie życia najlepiej o przedłużenie życia o sto lat( taka wersja optymistyczna-czasami za bardzo mnie ponosi) ja to może tego raka traktuje bardziej w kategori choroby typu gruźlica i HIV,że jak się chce jak sie leczy człowiek to można z tym żyć.
rak nie musi być wyrokiem bo wkoncu co chwile jakiś człowiek robi psikusa i wypina sie na rokowania i daje rade chorobie :)
dla WSZYSTKICH ZALECENIE DNIA; NIE TRACIMY NADZIEI

[ Dodano: 2012-04-17, 07:50 ]
Sprinterze mój forumowiczowy rodzicu życzę Ci miłego dnia :)
_________________
żyj z całych sił i uśmiechaj się do ludzi bo nie jesteś sam... :)
 
sprinter 


Dołączyła: 05 Sty 2012
Posty: 28
Skąd: Poznań
Pomogła: 5 razy

 #4  Wysłany: 2012-04-17, 09:29  


do Okruszka,
Nie chciałabym się licytować w temacie, kto i co ma za sobą. Każde doświadczenie w życiu czego nas uczy i jak to mówią ,, co nas nie zabije, to nas wzmocni”.
Może nie napisałam tego wprost, ale moi bliscy są ze mną całym sercem i ciałem !!! Są dla mnie najważniejsi, może właśnie dlatego, tak bardzo martwię się, że moja choroba może zachwiać ich młodym życiem. Wiem, że nie jestem w stanie uchronić ich przed wszystkim, ale czuję jaki ,, bólu” sprawia im moja choroba.

Napisałaś - ,,proszę Cie zrób to dla swoich dzieci walcz o siebie, nawet nie wiesz ile jeden dzień dłużej twojego życia może dać im radości- piszę to z perspektywy dziecka kórego rodzic choruje”.

Dla mnie zawsze istotna była jakość nie ilość – wiem, w odniesieniu do życia brzmi to bardzo dziwnie. Ale pamiętam, że gdy chorował mój tata (siedem lat przykuty do łóżka ) początkowo kiedy jeszcze mógł rozmawiać, powiedział, że dalby wiele by móc wstać i chodzić. Potem choroba postępowała ( kolejny wylew) i już tylko łzy w oczach mówiły jak jest mu trudno. Wtedy też w modliłam się , aby żył jak najdłużej. Dziś wiem jakim udręczeniem dla niego było takie życie. Zmarł ………….
Pamiętam, że kiedyś (gdy jeszcze nie chorowałam) po kolejnej wizycie u rodziców, powiedziałam mężowi, że nigdy nie chciałabym, aby utrzymywano mnie przy życiu na siłę. Pewnie, nie wiele będę miała w tym względzie do powiedzenia, ale tak zwyczajnie marzy mi się by ktoś to uszanował.

Z całego serca gratuluję Ci – tak bardzo chciałam kiedyś doczekać wnuków !!!

Na razie jestem tylko teściową (od prawie 4 lat). I wiem co masz ochotę powiedzieć – no to poczekaj na wnuki, ślub drugiego syna, skończenie studiów przez najmłodszego i kolejny ślub ..- ja już nie mam tyle czasu, ja już nie mam siły.

Może nie uwierzysz, ale uśmiecham się – czasami tylko gdy nie ma nikogo w domu, łzy same jakoś tak płyną….
Dziękuję, że czytasz, wspierasz, radzisz.
Miłego dnia, pozdrawiam.
_________________
sprinter
 
PuszekOkruszek 


Dołączyła: 16 Kwi 2012
Posty: 7
Pomogła: 1 raz

 #5  Wysłany: 2012-04-17, 10:20  


no łzy to ludzka rzecz, ja też płacze i mój tatko płacze ale po płaczu przychodzi uśmiech i żyje sie dalej. mój tata na początku choroby był tak sceptyczny jak ty, naprawdę musiało dużo czasu upłynać żeby mu sie chciało zadziałać, jakbyś poznała mojego tate to zmieniłabyś stosunek do swojej choroby zawalczyłabyś o wszystko, nawet gdybyś posiadła tylko jedna setną jego opymizmu pozwoliłoby ci to walczyc. pamietaj że cały czas prowadzone są badania kliniczne wiec może być tak że z dnia na dzień pojaiw sie lek na raka w obiegu więc warto dożyć tego momentu, pomyśł że keidyś ludzie umierali na ospę, na płuca a teraz są juz lekarstwa nie trzeba umierać. ludzie podbili kosmos to i z rakiem dają sobie rade. ja z racji ze jestem w ciąży cały dzień jestem w domu szukam informacji na temat raka i różnych stopni złośliwości, czytam jakieś referaty z różnych sympozjum medycznych i np ostatnio czytałam wywiad z doktorem Kaziemierzem drosikiem opiwdał ze na spotkaniu naukowym w Orlando przedstawiono 3tys prac z czego o raku żoładka była najbardziej zaskakująca pokazujące nową możliwość herceptyny, dotychczas stosowanej wyłącznie u chorych na raka piersi. Teraz okazuje się, że jest ona skuteczna także w leczeniu niektórych chorych na raka żołądka na razie sa prowadzone badania kliniczne sa sukcesy i tylko patrzeć jak zaczną to raczysko zwalczać dobrym lekiem, ale do tego czasu tzreba przetrwac, trzeba żyć. więc rób wszytsko żebyś doczekała dnia w którym podają ci lek na raka. nie wiem czy wiesz że polacy jako jedyni na świecie mogą pochwalić się szczepionką na raak skóry czernika nawet amerykańscy naukowcy moga nam tego pozazdrościć niestety ta szcepionka jeszcze nie jest podawana profilaktycznie tylko w przypadku zachorowania ale już coś się dzieje. WIECEJ WIARY KOCHANA!!! ja zrobie wszytsko żeby mój tatko żył jak najdłużej bo wierze że wkoncu uda się przegonić ta chorobe bo medycyna nie stoi w miejscu naukowcy przeprowadzają badania i leczenie chorób nowotworowych teraz różnni sie od leczenia 100lat temu.

[ Dodano: 2012-04-17, 10:21 ]
wiesz co Sprinterze ja Ci nie odpuszcze ja jestm straszny uparciuch i zawsze jak bedziemy pisać ze sobą to będę motywowała cie do walki z chorobą :lol:

PuszekOkruszek, polecam założyć swój własny wątek, gdzie będziesz mogła opisywać historię Twojego taty i Twoją (Waszą). / Administrator
_________________
żyj z całych sił i uśmiechaj się do ludzi bo nie jesteś sam... :)
 
bogna-bb1 


Dołączyła: 17 Lut 2011
Posty: 73
Skąd: nieopodal Gdańska
Pomogła: 15 razy

 #6  Wysłany: 2012-04-17, 16:07  


Sprinterze, może teraz napiszę trochę ja, córka, która straciła mamę właśnie przez raka. Moja mama nie miała szansy nawet na chemię tak szybko to poszło a tak bardzo liczyła, że ta jej pomoże. Mojej mamy nie ma już 6 lat a ja dalej tak bardzo za nią tęsknię. Walcz dla Siebie przede wszystkim, twoja rodzina da sobie radę, musi nie ma wyboru. Ale to tak bardzo boli kiedy kochana mama odchodzi. A ty masz jeszcze jakąś szansę moja mama już jej nie dostała. Też byłam w ciąży z córką, zdążyłam tylko jej powiedzieć, że to będzie dziewczynka. Tak jak pisze Puszekokruszek my również wierzyliśmy, że ona da radę nie dopuszczaliśmy do siebie myśli, że może jej zabraknąć. Mi udało się wyrwać moją kochaną mamę ze szponów śmierci jeszcze na 7 tygodni, bo uparłam się na lekarza i szpital i w ostatniej chwili ją odratowali i moja mama wszystkim mówiła, że gdyby nie córka to by jej już nie było. Te 7 tygodni wyrwanych śmierci to był trudny a zarazem cudowny czas. nigdy nie podejrzewałabym się o taką siłę w walce o mamę. Pozdrawiam i walcz dla swojej rodziny ale przede wszystkim dla Ciebie.
_________________
ruda
 
PuszekOkruszek 


Dołączyła: 16 Kwi 2012
Posty: 7
Pomogła: 1 raz

 #7  Wysłany: 2012-04-17, 17:00  


bogna bb, może wkońcu przekonamy sprintera do walki:) tak to już jest że jak się kogoś kocha to się walczy o niego do końca.....
super że tak dzielnie walczyłaś o mame ja o tate podobnie walczę, mało tego dla mnie kązdy kolejny dzień jego życia to nagroda tak bardzo wierzę w to że wkońcu znajdą lek na raka że muszę zwyczajnie muszę o niego walczyć i nawet gdyby on sam zwątpił- to ma nas!!!
bogna bb nie myślalam że na forum może być ktoś kto podobnie walczył i kto też był w ciąży, ja mam rozwiązanie w połowie sierpnia mój tatko obiecał mi że wnusie nauczy wszystkiego od chodzenia po wbijanie gwoździ no i jakby miał sie poddać....
ah najważniejsze on jak każdy miewa lepsze i gorsze dni ale świetnie sobie z tym radzi- taki nasz kochany siłacz:)
_________________
żyj z całych sił i uśmiechaj się do ludzi bo nie jesteś sam... :)
 
sprinter 


Dołączyła: 05 Sty 2012
Posty: 28
Skąd: Poznań
Pomogła: 5 razy

 #8  Wysłany: 2012-04-17, 23:45  


Do Okruszka,
Rzeczywiście nie odpuszczasz!
Parę słów historii, aby za bardzo nie przynudzać.
Na początku mojej choroby wcale nie byłam sceptyczna – działałam szybko, zdecydowanie – wymagała tego zaistniała sytuacja . Oczywiście było ciężko, strach , obawy, ale była też rzetelna informacja lekarzy i szansa.
Pracowałam do ostatniego dnia przed operacją –poszłam do szpitala i nikt nie musiał mnie przekonywać do leczenia.
Powiem tak – doceniam fakt, że bardzo chcesz mnie podbudować.

Piszesz (cyt),,pamietaj że cały czas prowadzone są badania kliniczne wiec może być tak że z dnia na dzień pojaiw sie lek na raka w obiegu więc warto dożyć tego momentu, pomyśł że keidyś ludzie umierali na ospę, na płuca a teraz są juz lekarstwa nie trzeba umierać. ludzie podbili kosmos to i z rakiem dają sobie rade"

Dla mnie taka argumentacja, jest sporym uproszczeniem.
Wierz mi, wszystko co ma wartość merytoryczną i dotyczy mojej choroby, a ukazało się w necie nie umknęło mojej uwadze. Czasami mam wrażenie, że wiem za dużo. Tak naprawdę, to potrzebuję usystematyzowania tej wiedzy.
Możliwość wykorzystania herceptyny w leczeniu raka żołądka jest mi znana. Nie wdając się w szczegóły ( nie jestem lekarzem, nie powinnam się na ten temat wypowiadać), powiem tylko, że w chwili obecnej, jestem już w zupełnie innym miejscu. Po ostatniej operacji, histopatologicznie potwierdzony przerzut raka żołądka do jajnika (guzy krukenberga) – oto jest mój przeciwnik.

Tymczasem serdecznie pozdrawiam i naprawdę doceniam troskę i zaangażowanie.
Miłych snów - dbaj o siebie i swoje maleństwo!
_________________
sprinter
 
Masza 


Dołączyła: 14 Mar 2012
Posty: 111
Pomogła: 20 razy

 #9  Wysłany: 2012-04-18, 00:10  


Sprinter
Przeczytałam cały Twój wątek i nie mogę przestać o tym myśleć. Jestem na początku mojej walki. W grudniu miałam operację - rak jelita. Miałam i mam jeszcze dużo sił ale nie wiem jak to będzie gdyby- nie daj Boże- pojawiły się przerzuty. Próbuję Ciebie zrozumieć. Chyba masz rację, że "namawianie, mobilizowanie do walki kogoś bliskiego jest prostsze niż podnieść rękawicę i walczyć samemu".
Życzę Ci żebyś podjęła taką decyzję, której później nie będziesz żałować.
Pozdrawiam serdecznie i trzymam kciuki
 
sprinter 


Dołączyła: 05 Sty 2012
Posty: 28
Skąd: Poznań
Pomogła: 5 razy

 #10  Wysłany: 2012-04-18, 07:48  


Masza,
Proszę Cię bardzo, nie zaprzątaj sobie teraz głowy myśleniem w stylu, co by było gdyby?. Tak nie można żyć. Wiem z własnego doświadczenia o czym mówisz. To normalne, rodzi się myśl, a wraz z nią czarna wizja przerzutów. Mogę tylko powiedzieć, że najrozsądniej jest trzymać ją w najgłębszych zakamarkach głowy, jak najdalej od realnej strefy myślenia.
Jak widać próbuję Cię pouczać, doradzać - ale naprawdę chciałabym, abyś wzięła sobie to do serca. Każda droga tej choroby jest inna.
Ciesz się życiem. Jeśli kiedyś wystąpi problem, będziesz musiała się z nim zmierzyć. Ale to nie dziś, nie jutro ……….– a może jest szansa, że nigdy.

Każdy gdy podejmuje ważne decyzje jest przekonany o słuszności swojego wyboru. Taka sytuacja, ma miejsce gdy myśli się logicznie. Niestety coraz częściej odnoszę wrażenie, że się pogubiłam - pytanie jak odnaleźć drogę, jak wrócić?

Dziękuję za wszystko – pozdrawiam.
_________________
sprinter
 
PuszekOkruszek 


Dołączyła: 16 Kwi 2012
Posty: 7
Pomogła: 1 raz

 #11  Wysłany: 2012-04-18, 13:09  


Witam moje smutaski na forum,
ja wczoraj byłam mało aktywna tatko miał "ten gorszy dzień" na szczęście dzisiaj jest już lepiej i cieszymy się tym jak wygraną na loteri. kazdy dzien jest inny od poprzedniego ale jak są te lepsze dni to jest taka radocha że chce się krzyczeć ze szczęścia:))

wiecie co! - mówicie że doradzać jest łatwiej niż walczyć ale ja widzę że opłakiwać swoją sytuacje też jest łątwiej niż podwinąć rękawy i zawalczyć.
och nie można być człowiekiem tak małej wiary. Sprinter jakbyś była moją mamą to naprawdę miałabyś ze mną ciężko, ja nie pozwoliłabym ci na odrobine zwątpienia. szkoda że technika nie poszła tak do przodu że nie można kupić w aptece tabletki nadziei albo syropu szczęścia gdyby takie specyfiki istniały to kazałabym Ci jednego i drugiego suplemetu zażywać podwójną dawkę i po takim leczeniu kazałabym Ci walczyć o siebie. myśl o swoich synach i czekaj na dzień kiedy weźmiesz w ramiona swoją wnusie albo wnusia- taka motywacja to mało???
myśl o swojej chorobie w kategori cukrzyca czy gruźlica- nie trzeba się z tego wyleczyć ale można sobie maksymalnie przedłużyć życie

Sprinterku kochany przesyłam Ci worek nadziei tak z pięć całusów ode mnie i mojej <jeszcze nie narodzonej> córci, hm??? i może z koszyk uśmiechu mam nadzieje,że na dzisiaj to Ci wystarczy:)

[ Dodano: 2012-04-18, 14:59 ]
mam małe pytanie wspomagacie się przy chemioterapii nutridrinkami typu Nutri Protein albo FortiCare???
_________________
żyj z całych sił i uśmiechaj się do ludzi bo nie jesteś sam... :)
 
soja 
PRZYJACIEL Forum



Dołączyła: 04 Lut 2009
Posty: 1263
Pomogła: 194 razy

 #12  Wysłany: 2012-04-18, 15:56  


Witaj sprinter :) . Nie będę cie absolutnie do niczego namawiać, bo każdy ma prawo do swoich decyzji, ale powiem ci coś - moja mama zmarła na raka 5 miesięcy temu . Walczyła o życie jak lew, do samego końca . Walczyła nawet o ostatni oddech, tak bardzo chciała jeszcze żyć :cry: . Chorowała 11 lat i tyle też walczyła . I wiesz co - chyba nie wybaczyłabym jej gdyby się poddała . I wiem, że ona też by sobie nie mogła wybaczyć . Podziwiam ją za to jaka była dzielna . Moja ukochana wojowniczka :-( . Mam nadzieję, że się nie obrazisz, ale uważam, że skrzywdzisz i siebie i swoje dzieci poddając się bez walki . Ja chyba bym zwariowała gdybym się dowiedziała, że moja mama sama z siebie zrezygnowała z walki z rakiem . Poprostu bym sobie pomyślała, że nas nie kocha i że jej na nas nie zależy . Przepraszam za szczerość, ale uważam, że każdy dzień twojego życia jest dla twoich dzieci najcenniejszym darem na świecie . Ja oddałabym wszystko, żeby móc spędzić z mamą chociaż jeszcze jedną godzinkę . Godzinę wartą więcej niż wszystko inne :cry: .
_________________
Mamuś ur. 01.08.1955 - zm. 28.11.2011 godz.22.27 (*) .
 
sprinter 


Dołączyła: 05 Sty 2012
Posty: 28
Skąd: Poznań
Pomogła: 5 razy

 #13  Wysłany: 2012-04-18, 16:58  


Do Bogna-bb1,
Napisałaś
,,Walcz dla Siebie przede wszystkim, twoja rodzina da sobie radę, musi nie ma wyboru. Ale to tak bardzo boli kiedy kochana mama odchodzi” –

i jesteś jedną z nielicznych osób, które powiedziały, że mam zrobić coś dla siebie, a także, że moja rodzina da sobie radę. Być może jestem wyczulona teraz na takie wypowiedzi. Ale generalnie, pozwalają mi poczuć, że jeszcze tu jestem, że mogę jeszcze decydować o sobie. Może to samolubne, głupie? A może po prostu, życie nauczyło mnie odpowiedzialności za siebie , za swoje czyny i już inaczej nie potrafię.
Kocham moją rodzinę, zawsze byli najważniejsi. Moje wszystkie działania były zaprogramowane dla nich.
Ból po stracie bliskiej, kochanej osoby, to uczucie, które nie jest obce tym, którzy mieli nieszczęście tego doświadczyć.
Gdy ta chwila nadchodzi zawsze mówimy, że za wcześnie!?
Pozdrawiam.

[ Dodano: 2012-04-18, 17:36 ]
Do Okruszka,
Nie gniewaj się, ale mylisz się - ja nie opłakuję swojej sytuacji, ani nie jestem człowiekiem małej wiary.
Żeby zakasać rękawy i walczyć trzeba znaleźć w sobie przede wszystkim siłę.
Oparcie , wsparcie, mobilizowanie – możesz nazwać to, jak chcesz, jest bardzo potrzebne, ale nie zastąpi bałaganu w głowie. Niestety, to jest jeden z moich problemów, a cudownych środków o których wspominasz w aptece nie sprzedają.
Doceniam sposób w jaki próbujesz do mnie dotrzeć i przekonać. Powoli jednak dochodzę do wniosku, że czas zakończyć mój watek i dać ludziom odetchnąć.
Dużo zdrowia dla Ciebie, Twojego sierpniowego maleństwa oraz Twojego dzielnego Taty.
Pozdrawiam.
_________________
sprinter
 
JustynaS1975 
Administrator



Dołączyła: 24 Cze 2011
Posty: 12614
Skąd: Warszawa
Pomogła: 2742 razy

 #14  Wysłany: 2012-04-18, 17:38  


Sprinter, ja też zabiorę głos w tej sprawie. Z pozycji chorej.
Pierwsze moje spostrzeżenie: większość bliskich będących przy chorych na raka traktuje ich tak jakby stracili rozum, a co najmniej tak jakby stracili zdolności decyzyjnej. Dużo się pisze o godności chorego, ale w kontekście bólu fizycznego. Mówi się, że rak odbiera ludziom godność, zwłaszcza w termalnym stadium. Jednak wg mnie, już traktując chorego (za przeproszeniem) jak 'pozbawionego rozumu', jest już pozbawieniem go godności. Niezależnie od wszystkiego jestem zdania, że każdy ma prawo o sobie decydować (również w tej kwestii "podjąć walkę", czy nie podjąć), i czy ta decyzja nam się podoba, czy nie, mam ją uszanować.
Ale było tak, że jeśli mnie brakowało sił, aby 'walczyć' dla siebie, to znalazłam siły, aby 'walczyć' dla bliskich (tak na marginesie, piszę słowo 'walczyć' w kontekście leczenia onkologicznego, ale bardzo tego słowa nie lubię). Na razie mój staż chorowania to 3,5 roku. Upadam i podnoszę się, ale ... równie dobrze może być tak, że któregoś razu padnę i się nie podniosę.
Bardzo mnie denerwuje, gdy ktoś mnie mówił, że ja muszę, gdy ktoś chce decydować za mnie. Gdy bliska osoba mówi, że ja muszę, bo ona mnie kocha, czuję w tym manipulację i na pewno nie miłość do mnie, czy troskę o mnie, tylko podświadomy niepokój, strach o siebie.
Oczywiście ze swej strony mam nadzieję, że podejmiesz dobrą decyzję i życzę Ci jak najlepiej.
Pozdrawiam Cię serdecznie
_________________
Człowiek ma dwa życia. To drugie zaczyna się wtedy, gdy zrozumiesz, że życie jest tylko jedno.
Choroba moim nauczycielem, nie panem.
 
bogna-bb1 


Dołączyła: 17 Lut 2011
Posty: 73
Skąd: nieopodal Gdańska
Pomogła: 15 razy

 #15  Wysłany: 2012-04-18, 18:13  


Odpowiem tak, godziliśmy się z każdą decyzją mamy. Ale ona nie była tak świadoma tego wszystkiego jak Ty Sprinterze. Twoja rodzina musi zrozumieć, że ma niepowtarzalną szansę żeby świadomie towarzyszyć Ci do końca, my tego nie mieliśmy bo cały czas łudziliśmy się, że będzie lepiej, a Ty dajesz im czas na rozmowy zwykłe, codzienne jak i te najtrudniejsze, które jeszcze przed Wami. Będzie dużo płaczu ale to też jest potrzebne. Podziwiam Cię za odwagę i zaufaj Sobie a Twoja rodzina pomoże Ci we wszystkim, mam nadzieję że zdadzą ten najtrudniejszy egzamin w życiu.
_________________
ruda
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  


logo

Statystki wizyt z innych stron
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group