1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22

2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.

DUM SPIRO-SPERO Forum Onkologiczne Strona Główna

Logo Forum Onkologicznego DUM SPIRO-SPERO
Forum jest cz?ci? Fundacji Onkologicznej | przejdź do witryny Fundacji

Czat Mapa forum Formularz kontaktowyFormularz kontaktowy FAQFAQ
 SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  AlbumAlbum
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat :: Następny temat
Jak pomóc sobie i mężowi
Autor Wiadomość
nastka_ 



Dołączyła: 21 Paź 2013
Posty: 4

 #1  Wysłany: 2013-10-21, 18:35  Jak pomóc sobie i mężowi


Witam,
u mojego męża w 2007r wykryto czerniaka. Od razu wycięto profilaktycznie okoliczne węzły chłonne.
Na początku 2011r oświadczył się (oczywiście przyjęłam jego oświadczyny, bo nie wyobrażam sobie świata bez niego), niestety we wrześniu wykryto u niego przerzuty do płuc i mózgu.
Przeszedł jedną, drugą, trzecią operację mózgu, przyjmował lek IPI, odstąpiono od operacji płuc, gdyż jego stan jest stabilny. W tym roku dodatkowo pojawiły się przerzuty do powłok skórnych. Przed nami kolejna, czwarta już operacja na łopatce.
Od dwóch lat nasz świat się zawalił.Wszystkie nasze plany musieliśmy przełożyć na "potem". Jedyne, co udało nam się zrealizować z przed choroby, to ślub, który mimo jego choroby, był najpiękniejszym dniem w moim życiu.
Niestety, im dłużej "brniemy" w chorobie, tym nasze stany są gorsze. On jest już zmęczony chorowaniem, a ja jestem zmęczona moją bezradnością.
Po tylu operacjach na łopatce, mąż jest dość obolały, a ja nie umiem patrzeć na jego cierpienie.
Nie chcę przy nim okazywać swojego strachu, ale też coraz trudniej opanować mi emocje.
Mąż chodzi do psychiatry i dostaje leki depresyjne, ale nie widzę żadnej poprawy.
Ja byłam u kilku lekarzy, ale żaden nie chce mi pomóc, bo nie tak dawno (8 lat temu wyszłam z depresji). Jeden z lekarzy powiedział mi, że w moim wieku (mam 27 lat) trudno dobrać odpowiednie leczenie.
Mąż nie boi się samej choroby, tylko jak mówi, boi się, że zostawi mnie samą na tym świecie. A ja boję się, że zabraknie mi jego...
Wiem, że czerniak to nie "grypa", już wielu onkologów mówiło mi, że nie dojdzie do ślubu, a jeśli już, to bardzo szybko zostanę młodą wdową.

Jak radzić sobie z takimi słowami lekarzy?
Jak pomóc mężowi? Jak zmotywować go do działania?
Żadne "argumenty", które kiedyś na niego działały, już nie pomagają...

Proszę o pomoc, podpowiedzcie mi, jak pomóc jemu i sobie...
_________________
"Nigdy nie upadaj na duszy, bo z ciałem sprawa ma się inaczej"
 
betsi 



Dołączyła: 03 Sty 2013
Posty: 1068
Pomogła: 107 razy

 #2  Wysłany: 2013-10-21, 22:42  


nastka kochana tak bardzo mi przykro :-( mój mąż ma chłoniaka.teraz będzie miał badania kontrolne i też się bardzo martwię.
ja tak jak ty te z się leczyłam,i dalej mam nerwicę.Powiedz, gdzie mąż miał tego cholernego czerniaka,płaski, ciemny? ja teraz tez się wszystkiego doszukuję,mam pod biustem takiego i boję się iść do dermatologa,bo wiem,ze czerniak to paskudztwo :| czy jest źle?co teraz mówią lekarze?to niesprawiedliwe, czasami mam pretensje do Boga,o tą niesprawiedliwość.nie wiem naprawdę co powiedzieć,trzeba walczyć, wiem,ze chorzy najbardziej martwią się o swoich bliskich,pocieszają,a powinno być odwrotnie.trzymaj się kochana
 
nastka_ 



Dołączyła: 21 Paź 2013
Posty: 4

 #3  Wysłany: 2013-10-22, 06:32  


betsi, dzięki za słowa wsparcia...chyba teraz tego najbardziej potrzebuję...
mąż miał usunięte znamię na prawym łuku żebrowym. Wszystko było ok, do momentu, kiedy usłyszeliśmy, że ma przerzuty do mózgu (miał wtedy 3 guzy, jeden z nich krwawił) i płuc. Jedna z lekarek dała mu paliatywne naświetlania i powiedziała mi, żebym cieszyła się każdym dniem, bo każdy może być ostatnim i że statystycznie w tym stadium choroby, ludzie przeżywają do 2 m-cy. Kolejny potwierdził jej słowa, ze szczególnym uwzględnieniem, że do ślubu nie dojdzie. Dziś minęły ponad 2 lata,a on żyje i jest ze mną...a ja jestem przy nim...
4 m-ce od ich diagnozy, Ci lekarze przecierali oczy ze zdziwienia, kiedy widzieli go na szpitalnym korytarzu...na szczęście dotarliśmy do wspaniałego neurochirurga, który zajął się guzami w głowie i dzięki niemu, mąż nie ma żadnych komplikacji :)
Co dziś mówią lekarze? Niewiele...jedni są zdziwieni, że "jeszcze się trzyma", drudzy dopingują...teraz lekarze skupili się na chirurgicznych zabiegach...
Ale ile jeszcze razy będzie można pociąć mu tą łopatkę? Do tej pory miał na lewej łopatce wyciętych 6 guzów, przed nami kolejny zabieg w poniedziałek.
Jego skóra jest tak naciągnięta, że na samą myśl, boli mnie moja...
Najgorsze jest to, że go ta łopatka boli...a ja nie umiem mu pomóc, bo żaden lek (przepisano mu nawet tramal) nie pomaga...
A ja nie umiem patrzeć na to jak on cierpi...po trzech operacjach mózgu nie był tak obolały jak przy tej łopatce...
Patrzę na niego i sama cierpię :(
Niemoc w chorobach nowotworowych jest chyba najgorsza...
:(
_________________
"Nigdy nie upadaj na duszy, bo z ciałem sprawa ma się inaczej"
 
betsi 



Dołączyła: 03 Sty 2013
Posty: 1068
Pomogła: 107 razy

 #4  Wysłany: 2013-10-22, 14:51  


wiem kochana,chciałoby się pomóc,ale nie można :-( najgorsze jest patrzeć jak bliska osoba cierpi. brak słów!
a twój mąż jak się czuje fizycznie i psychicznie? naprawdę,lekarze nieraz są omylni, i sami nie wiedza czy to cud czy człowiek jest aż tak silny?życzę Wam jeszcze wielu lat bycia razem jak najmniej cierpienia!!!buziaki
 
nastka_ 



Dołączyła: 21 Paź 2013
Posty: 4

 #5  Wysłany: 2013-10-22, 20:52  


Mój mąż, jak każdy ma lepsze i gorsze dni...
Niestety, naświetlania spowodowały u niego brak "pamięci świeżej", i to go bardzo denerwuje, bo nawet nie pamięta, gdzie jest najbliższy sklep :/ staramy się ćwiczyć, trochę pomaga, ale jeszcze przed nami długa, długa droga...

On nigdy nie denerwował się wynikami, bardziej denerwuje się, że musimy wszystkie nasze plany odłożyć. Ostatnio powiedział, że boi się, że nie będziemy mieli dzieci, bo teraz jego leczenie jest najważniejsze, a mi niestety mój zegar biologiczny bije...

Ogólnie mówiąc psychicznie nie jest źle, fizycznie troszeczkę gorzej...stawia niepewne kroki i jest bardzo obolały, ze względu na tą łopatkę...

Trochę to moja wina, bo nie zapewniam mu dostatecznie dużo ruchu...niestety pracuję, bo z czegoś musimy żyć, a jak wracam z pracy, to są domowe obowiązki...nie powiem, jak napiszę mu na kartce "plan dnia", to każde drobne prace w domu wykona: wyjdzie z psem, pozmywa naczynia, odkurzy w domu...ale to wszystko...

Jedyny czas, kiedy mąż ma więcej ruchu, to wtedy, gdy przyjadą moi rodzice. Ja mam czas dla siebie, a on z chęcią spędza go z moim tatą, mamą. Niestety nie przyjeżdżają za często, ze względu na odległość...ale i tak cieszę się z tego, co mam...

Są jednak takie dni, że sama nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Niejednokrotnie miałam ochotę walnąć głową w ścianę.
Kiedy on ma "gorszy dzień", chodzę struta i płaczę po kontach. Wtedy nie mogę być dla niego żadnym wsparciem, a wiem, że on tego wtedy potrzebuje...
Sama nie wiem, co wtedy się ze mną dzieje, boje się, co będzie dalej, że coś złego mu się stanie, a jednocześnie modlę się, żeby wszystko było jak najlepiej...
_________________
"Nigdy nie upadaj na duszy, bo z ciałem sprawa ma się inaczej"
 
betsi 



Dołączyła: 03 Sty 2013
Posty: 1068
Pomogła: 107 razy

 #6  Wysłany: 2013-10-22, 21:53  


nastka naprawdę Tobie współczuję :-( jedyna moja rada,to to,aby nie pokazywać po sobie bezsilności, niemocy i złości.Nie dziwię mu się,że się denerwuje,nie pamięta wielu rzeczy- to niezależne jest od niego.czerniak jest okrutny i najgorsze to to,że daje właśnie przeżuty do mózgu. nie mogę tego pojąc,że takie niepozorne znamię,pieprzyk, takie małe g..no daje aż tyle złego :--: przytulam mocno :tull:
 
nastka_ 



Dołączyła: 21 Paź 2013
Posty: 4

 #7  Wysłany: 2013-10-22, 22:21  


Wiesz, co w całej tej chorobie złości mnie najbardziej?

To, że na świecie jest masa złych, okrutnych i bestialskich ludzi, którzy skrzywdzili innych, wyrządzili wiele złego...
A są ludzie dobrzy, których właśnie spotyka nieszczęście w postaci nowotworu...

To niesprawiedliwe...

Nikomu na świecie, nie życzę źle, ale dlaczego tak właśnie jest?

Dlaczego to spotkało właśnie nas?
Kiedy mąż zachorował, miał 25 lat...czy to nie za wcześnie?

Betsi, masz racje...zwykły pieprzyk, a jak wiele złego może wyrządzić...ale kiedyś ktoś mi powiedział, że "dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą"...i tego staram się właśnie trzymać.
Choć są to trudne momenty w naszym życiu, żyje nadzieją, że przetrwamy te chwile...
_________________
"Nigdy nie upadaj na duszy, bo z ciałem sprawa ma się inaczej"
 
betsi 



Dołączyła: 03 Sty 2013
Posty: 1068
Pomogła: 107 razy

 #8  Wysłany: 2013-10-22, 22:47  


tak, to prawda,na świecie chodzi masa złych, okrutnych ludzi, pijaków, zboczeńców i nic....
mój mąż też jest dobrą osobą i co?młodą -31 lat.i też zachorował :-( mówi się,że cierpimy za grzechy innych!może coś w tym jest?
też zadawałam sobie to pytanie, dlaczego my?
może się kiedyś tego dowiemy...
 
srrokkka 


Dołączyła: 14 Gru 2012
Posty: 22
Pomogła: 1 raz

 #9  Wysłany: 2014-04-10, 16:30  


Doskonale wiem co czujesz!! Mam 25 lat mąż ma 36, jesteśmy małżeństwem od dwóch lat mąż choruję od ponad 3. Ma raka kości z przerzutami do płuc przeszedł już w sumie 7operacji, chwilowo jest dobrze...ale ciągle przychodzi mysl na jak długo?! My żony mamy ciężko bo bardzo kochamy naszych mężów dbamy o Nich staramy się zrobić dla nich wszystko, ale gdzieś w tym wszystkim gubimy siebie...niestety tak własnie jest, niby to dobrze o Nas świadczy bo to pieknę oddać się całkowicie swojej miłości...ale z drugiej strony...nasi mężowie widzą to co się z Nami dzieję...i na pewno im to nie pomaga...
Ja dziękuję Panu Bogu, że mam wsaniałą rodzinę (Mama siostra siostrzeica) to taki mój promyk jak już naprawdę jest ze mną źle spotkam się z Nimi i wszystko znowu jest piękniejsze :)
Moje życie od ponad 3 lat to ciągły lęk, strach, smutek...ale są rówież chwile radości takiej prawdziwej!!! I dzięki temu jeszcze nie zwariowałam...chociaż już dawno nie jestem dziewczyną z przed 3 lat...o nie zupełnie jej już we mnie nie ma...teraz jest KOBIETA która musi zająć się domem, mężem, rachunkami...no i czasem zrobić coś dla siebie...nie ma tego wiele ale uświadomiłam sobie po tych wszystkich latach, że musimy też robić coś dla siebie...bo mąż też to widzi i wtedy jest szczęśliwszy ;) Kocham mojego męża!!! Staram się wspierać go jak potrafię, wiem, że nigdy Go nie zrozumiem...ale staram się pomagać mu na tyle ile mnie stać!! A wiem, że stac mnie na wiele :) Więc mój mąż w swojej walce ma dzielnego żołnierza, który będzie z Nim walczył tag długo jak to możliwe :) Wiem, że każda z NAs marzy o tym by Oni byli z Nami jak najdłużej i każdej z Was tego życzę :*
 
obertas 
PRZYJACIEL Forum



Dołączył: 07 Kwi 2012
Posty: 1340
Skąd: Szczecinek
Pomógł: 184 razy

 #10  Wysłany: 2014-04-21, 01:05  


O pewne sprawy zawsze należy walczyć.
Walczyć o każdy promyk dnia.
Każdą kroplę deczu.
Każdy srebrny błysk księżyca.
Każdy Spokojny Oddech ukochanej osoby.
Moja dziewczyna- żona i ja usłyszeliśmy o chorobie w 2012 roku.
Przyjęłą to strasznie.
Po docince węzła, oznaczeniu węzła wartownika, wynikach spokój trwał dwa lata.
Walka rozgorzała na nowo.
Jest strasznie ciężko.
Czerniak-słowo, które powala, paraliżuje.
Pracuję nad nami, naszą kondycją psychczną.
Miłość, rozmowa, łzy.
To mieszanka wybuchowa, jednak przywraca nadzieję.
_________________
http://www.forum-onkologi...romu-vt6563.htm
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  


logo

Statystki wizyt z innych stron
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group