1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22

2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.

DUM SPIRO-SPERO Forum Onkologiczne Strona Główna

Logo Forum Onkologicznego DUM SPIRO-SPERO
Forum jest cz?ci? Fundacji Onkologicznej | przejdź do witryny Fundacji

Czat Mapa forum Formularz kontaktowyFormularz kontaktowy FAQFAQ
 SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  AlbumAlbum
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat :: Następny temat
Zamknięty przez: Richelieu
2015-04-04, 16:50
Wiecznie diagnozowany Teść chce się poddać :-(
Autor Wiadomość
GardenFlower 


Dołączyła: 14 Mar 2015
Posty: 16
Pomogła: 1 raz

 #1  Wysłany: 2015-03-14, 19:03  Wiecznie diagnozowany Teść chce się poddać :-(


Witam wszystkich serdecznie!
Bardzo cieszę się ,ze trafiłam na to forum i proszę Was, doświadczone głowy o poradę dotyczącą mojego teścia. My już jesteśmy bezsilni a chodzi tutaj już nie o samą chorobę ale o stosunek lekarzy.
W dniu dzisiejszym zostaliśmy zmuszeni zawieźć teścia na oddział paliatywny ponieważ w domu nie mogliśmy już mu pomóc. Moje pytanie brzmi ? O co chodzi lekarzom? Jaki naprawdę jest stan teścia. Pozwólcie ,że opiszę naszą historię , załączę potrzebne wyniki badań.

Godzina 0
Przed tą całą chorobą Teść leczył się na nieustające swędzenie. Piszę to ponieważ nie wiem czy ma to związek czy też nie. Leczył się około rok czasu. Dostawał wysypki w głowie, na ramionach i łydkach. Przerobiliśmy około 5 lekarzy dermatologów, testy, lekarza rodzinnego. Stosowaliśmy leki, maści, sterydy, medycynę naturalną. Zmieniliśmy mydła, szampony, proszki do prania. Nic. Teść cały czas się drapał i chorował na notoryczne świąd, że tak powiem. Na krótko przed wybuchem choroby właściwej świąd ustąpił.

Teść trafia do lekarza rodzinnego, który stwierdza zapalenie oskrzeli. Teśc skarżył się na ból barku, prawej ręki, miewał tez zadyszki i zdarzało się ,ze nie mógł złapać powietrza. Zrobiono prześwietlenie na którym nic niepokojącego nie było. Trafia też do laryngologa ponieważ czuł jakby coś miał w gardle, często też spluwał śliną. Czuł dyskomfort. Laryngolog podejrzewa zmianę nowotworową na przełyku. Mamy zgłosić się do Wielkopolskiego Centrum Onkologii w Poznaniu. Oczekujemy na wizyte. W międzyczasie Teściowi zwęza sie swiatło przełyku, nie może jeść. Dwa dni pożniej nie moze pić. Wszystko się cofa. Cały czas pluje białą śliną, dzień i noc.

04.12.2014
Tesc trafia do szpitala na oddział chirurgiczny w miejscu zamieszkania. Rozpoznanie: K22.2- Niedrożność przełyku.
Rozpoznanie: Zwężenie przełyku, podejrzenie choroby nowotworowej przełyku.
(Lekarze robią biopsje, materiał z żołądka. Oczywiście ten wynik znamy dopiero za około 2 tygodnie .
Wynik: Fragmenty niezmienionego nabłonka wielowarstwowego płaskiego oraz masy martwicze. Konieczna ponowna biopsja) Szpital załatwia Teściowi pobyt w WCO na następny dzień.

12.12.2014
Teściowi w WCO na oddziale chirurgii onkologicznej zakładają stent na przełyk. Pan Doktor sugeruje nam abyśmy udali się do zakładu Brachyterapii ponieważ on nie widzi leczenia chirurgicznego u Teścia.
Wracamy do domu z rozpoznaniem: nowotworowy naciek przełyku. Czekając na wizytę w poradni Brachyterapii.

23.12.2014
Teść trafia do szpitala w miejscu zamieszkania ponownie na oddział chirurgii. Nie może od kilku dni jesc, znowu pluje białą śliną. Albo stent opadł albo się zatkał jak zasugerowano nam w szpitalu. Nikt jednak nie chce się podjąć ponownego założenia stentu. Następuje jednak poprawa w przełykaniu, Tesc wzmocniony kroplówkami wraca do domu. Szpital pobiera Teściowi wycinek z okolicy przełyku. (Po 2 tygodniach wiemy, że wynik badań brzmi: W nadesłanym materiale skrzepy krwi i masy martwicze z licznymi leukocytami. Nie stwierdzono zmian nowotworowych)

W miedzy czasie odwiedzamy oczywiście Brachyterapię jak nam sugerowano. Jednakże lekarze z Brachyterapii nie rozumieją dlaczego Teścia skierowano do nich. Chcieliby zrobic Bronchofiberskopię ale Tesc nie jest na czczo. Umawiamy się na inny termin.

W międzyczasie też udajemy się prywatnie do lekarza Onkologa aby na ludzką logikę dowiedzieć się od niego czegoś. Wszyscy lekarza mówią tylko o nowotworowym nacieku a dwie biopsje zaprzeczają ,żeby pobrany materiał zawierał jakieś komórki nowotworowe. Chcemy także jakiś informacji skąd ewentualnie miałby być ten naciek? Niestety lekarz nie jest nam w stanie na dzien dzisiejszy nic powiedziec. Mamy czekac az zmiana będzie większa? Bardziej widoczna? Ogólnie, że w medycynie tak czasem jest, ze trudno zdiagnozować pacjenta.

09.01.2015.
WCO, Zakład Brachyterapii. Bronchofiberskopia. Rozpoznanie: podejrzenie raka płuc z naciekiem przełyku.

19.01.2015
Teść znowu trafia do WCO celem załozenia ponownego stentu ponieważ odzywają się dolegliwości wynikające ze zwężenia światła przełyku.
Rozpoznanie: C15.9, K22K2 Niedrożność nowotworowa przełyku.
Nie wiedząc bardzo co mamy robić dalej "uczepiamy się" zakładu Brachyterapii w WCO bo tam jeszcze najbardziej profesjonalnie podchodzą do Teścia i próbują odgadnąc co jest grane. Lekarze organizują Teściowi biopsję pod TK. Pobierają też popłuczyny oskrzelowe.

22.01.2015
Wynik biopsji wstępny: W ocenionych rozmazach stwierdza sie komórki raka niedrobnokomórkowego.
Wynik końcowy: Obraz cytologiczny i immunofenotyp komórek raka stwierdzonych w ocenionym aspiracie jest najbliższy "carcinoma macrocellualre" pierotnemu z płuca (a zatem badany guz to przerzut) ) 8010/3 T-08000
8. Zakład Brachyterapii nie może nam już więcej pomóc. Teść musi trafić do szpitala specjalistycznego tj. WLKP. Centrum Pulmologii i Torakochirurgii.

10.02.2015
Jest znany wynik popłuczyn oskrzelowych: Cellualae carcinomatosae- adenocarcinoma. (8140/3 T-26500)
Odbieramy te wyniki z zakładu Brachyterapii, Tesc dostaje ponownie kroplówkę i lecimy do szpitala "od płuc". Dostajemy jeszcze skierowanie z napisem PILNE z opisem choroby, z całą dokumentacją, i z zaleceniem rozważenia pilnie chemii. Wchodzimy do szpitala a tam... Krzyczą na nas dlaczego nie mamy zielonej karty. Pani z rejestracji śmieje się, ze ich to nie obchodzi co twierdzą lekarze z WCO i że zadnej chemii tutaj Tesc póki co nie odstanie. Oni muszą sobie najpierw kartę założyć, mamy jechać sobie do domu bo nikt nas juz dzisiaj nie przyjmie i mamy zarejestrować się w inny dzień. Jednym słowem te badania , które do tej pory miał robione Teść mało co znaczą bo oni muszą teraz robić swoje badania. Ubłagałam jakoś żeby to nie trwało znowu dwa tygodnie.

Początek marca.
Teść jedzie do szpitala "od płuc". Nie mogę jechać z nim osobiście. Tesc czuje się bardzo zle, waży 53 kg. Relacja Teściowej - po wielogodzinnym czekaniu przyjmuje ich młoda lekarka, która upędza ich do laboratorium aby pobrac krew i na USG wezłów chłonnych ponieważ bez tego badania nie ma o czym mówić. Tesc ma zrobic więc to badanie i przybyc na nastepną wizytę. Na niesmiałe zapytanie Tescia, ze on bardzo żle się czuje, usłyszał, ze ma isc do rodzinnego lekarza. Wcześniej też lekarka wyprasza Tesciową z gabinetu, Teść wszystkiego nie zapamietuje z nerwów. Oni mają 73 lata, mają prawo nie rozumieć zdań wypowiedzianych w biegu. Przez swoją nieudolność, wyniszczenie chorobą Teść nie daje rady zdązyć na USG. Lekarza już nie ma. Do widzenia. Przyjezdzają do domu. Tesciowa rejestruje Tescia na kolejną wizytę w szpitalu "od płuc", błagając o jak najszybszy termin USG.

Do wizyty w szpitalu od płuc dzieli nas 5 dni. Teśc pluje krwią, krztusi się, nie może oddychać. Ściągamy lekarza onkologa do domu. Robi co moze. Niestety nasza domowa opieka nic nie daje. Tesc na okrągło pluje, krząka, dusi się, nie spi. Ma za to ogromny apetyt. Zaczyna też niesamowicie cuchnąc, odbija mu się czesto. Spuchłu mu nogi. Lekarz decyduje abyśmy go oddali do hospicjum na te kilka dni do czasu az nie trafimy do szpitala "od płuc". Zleca też RTG klatki piersiowej. W miedzyczasie ten sam lekarz załatwia nam pobyt w zakładzie Brachyterapii bo martwi się tym krwiopluciem. Myśli o tym aby uzyc lamp aby zatrzymac krwawienie. W ten sam dzien kiedy mamy stawic się w szpitalu "od płuc" mamy tez byc w WCO. Niestety termin ten zbiega się z terminem wizyty w szpitalu "od płuc" i tym nieszczesnym USG.

Pędze przed 7 rano po Teścia. Biedulek waży 50 kg. Dzielny jest, jedziemy te 50 km. W WCO Doktor robi ponowną bronchofiberskopię i ze smutkiem mówi, nie mozemy jeszcze użyć lamp. Zleca jeszcze RTG stentu. Myślę sobie co dalej ? No nic jedziemy na te USG. Jestesmy przed 13. Najpierw rejestracja. Podchodzę, mówię w czym rzecz, pani zdziwiona patrzy i mówi: o tej godzinie to pani moze klamkę pocałować. USG juz nie wykonują do widzenia. Do prowadzącej lekarki nie ma co iść, nie mamy badania, w ogóle to nikt nie wie gdzie ona sie podziewa. Prosze w rejestracji o jak najszybsze USG. Udaje się, inna pani załatwia nam je za 4 dni. Odjezdzamy z kwitkiem do domu. Tesc jest ledwo zywy.

Zjawiamy się w wyznaczonym terminie na USG. Nie wiemy co na nim jest ponieważ wynik komputerowo został przesłany do Doktor prowadzącej. Po badaniu mamy udac sie na oddział i tam próbowac ją "złapać" jak powiedziała pani rejestratorka.
Po trzech godzinach "łapania" zajetej pani Doktor, wkurzyłam się. W biegu ją złapałam za rękę. Mówię grzecznie kiedy nas zawoła do gabinetu? Powinna przyjmować w poradni, po to Tescia rejestrowałam. Zeby uzyskać poradę i odpowiedz na to co dalej? Doktor nakrzyczała ,ze mielismy sie wtedy na USG stawic a nas nie było. Powiedziałam jej wiec, ze po ostatniej wizycie u niej Tesc poczuł sie tak żle, ze trafił do hospicjum. Jak wiec miał sie znalezc na czas w szpitalu skoro jest chodzącą śmiercią? Wzieła nas do gabinetu. Mamy zjawić się we wtorek rano. Bedzie konsylium w sprawie Tescia. Mamy skierowanie do szpitala ale nie wiadomo czy bedzie miejsce, mam dzwonic. Jesli bedzie chemia to zostanie w szpitalu jesli radio to nie. Dzisiaj Teść jest znowu w hospicjum. Pluje krwią, męczy się, krztusi, kaszle. Do tego doszło złe samopoczucie psychiczne. On zawsze dzielny, miły dla personelu medycznego, schodzący z drogi każdemu aby nie sprawić kłopotu tylko, płakał dzisiaj jak dziecko. Płakał, że od listopada jedzi po szpitalach i nikt nic nie wie w jego sprawie.

Chciałabym zazanczyć ,ze po dzisiejszy dzień nikt nam wprost nie powiedział czy Teść ma raka, jakiego ma, jakie są rokowania, kompletnie nic. NIC NIE WIEMY! Tyle tylko co w internecie wyczytamy.

Czego oczekuję od Was drodzy Forumowicze? Pomocy w ulżeniu Teściowi. Może podsuniecie jakiś pomysł, może ktoś z Was z czymś podobnym się zmagał?
Dlaczego tak jest, że jeden lekarz odsyłając do drugiego podważa jego teorie a wrećz nawet sie wyśmiewa z poprzednika i drwi? O co w ogóle chodzi tym lekarzom? Po prostu wiecznie nas odsyłają niczym niewygodnych gości. Teść nie ma już siły na to. Nie ma siły na chodzenie, jeżdzenie, diagnozy. Ja nie mam siły mówić, ze wszystko będzie dobrze. Nie licze na żadne leczenie. Czy damy radę w we wtorek jechać? Czy znowu nas nie odeślą?

Proszę o odpowiedz co w ogóle się dzieje w organizmie Teścia, co go toczy w sensie jaki to rodzaj raka, typ, cokolwiek, czy jest jaka rada, czy chemia, radioterapia może przynieść nam trochę czasu razem?
Wybaczcie błedy i chaotyczne pisanie. Jestem dzisiaj w fatalnym stanie.

Pozdrawiam wszystkich serdecznie.





















12.12.2014 załozenie po raz pierwszy stentu.jpg
Pobierz Plik ściągnięto 2689 raz(y) 452,16 KB

16.12.2014 wynik biopsji.jpg
Pobierz Plik ściągnięto 2690 raz(y) 259,9 KB

09.01.2015 bronchofiberskopia (ocena).jpg
Pobierz Plik ściągnięto 2549 raz(y) 729,58 KB

26.02.2015 RTG klatki.jpg
Pobierz Plik ściągnięto 2351 raz(y) 209,91 KB

04.12.2014 pierwszy pobyt w szpitalu.jpg
Pobierz Plik ściągnięto 2784 raz(y) 273,58 KB

23.12.2014 szpital.jpg
Pobierz Plik ściągnięto 2656 raz(y) 267,72 KB

05.01.2015 wynik bipopsji.jpg
Pobierz Plik ściągnięto 2637 raz(y) 134,23 KB

19.01.2015 stent po raz drugi.jpg
Pobierz Plik ściągnięto 2428 raz(y) 208,37 KB

29.01.2015 Biopsja pod TK.jpg
Pobierz Plik ściągnięto 2381 raz(y) 270,2 KB

10.02.2015 wynik badań.jpg
Pobierz Plik ściągnięto 2455 raz(y) 156,6 KB

 
Dronka82 



Dołączyła: 04 Cze 2014
Posty: 477
Skąd: Gliwice
Pomogła: 89 razy

 #2  Wysłany: 2015-03-14, 19:15  


To co napiszę jest banalne - nam jednak pomogło. Wzięłabym to, co mam (dokumentacje medyczną) i poszukała konsultacji prywatnie. Nie mówię o leczeniu, a o jednorazowej wizycie. Kiedy dostaliśmy diagnozę - tak właśnie zrobiliśmy. Znalazłam w internecie namiar na lekarza onkologa pracującego w CO i on, nie spiesząc się, spokojnie wytłumaczył nam co to, jak się leczy, jakie są opcje, ile kosztują zabiegi prywatne (kolosalne sumy). Wiedzieliśmy po prostu na co możemy liczyć w CO, jaki będzie kierunek leczenia. Możesz iść bez teścia, jedynie z dokumentami. Nas to kosztowało 100 pln, było warto. W gabinecie nikt nie miał czasu, bo "przemiał" maja niesamowity. System jest zrypany, nie lekarze. Powodzenia.
_________________
"Jes­teś duszą Wszechświata i duszy Wszechświatem!" (złotousty Tuwim)
 
marzena66 
MODERATOR



Dołączyła: 13 Lip 2014
Posty: 9836
Skąd: gdańsk
Pomogła: 1765 razy


 #3  Wysłany: 2015-03-14, 19:23  


Włos się jeży na głowie, trzeba mieć zdrowie żeby chorować. Musiałam to napisać, przepraszam nie wypowiem się merytorycznie.

Dużo siły Wam życzę.
 
butterfly12 


Dołączyła: 13 Sty 2015
Posty: 91
Pomogła: 9 razy

 #4  Wysłany: 2015-03-14, 19:29  


Nie rozumiem w . Nie mam tam ani jednego lekarza który miałby czas usiąść i zastanowić się co dalej? Lekarz rodzinny tu nie pomoże. To jakieś totalne nieporozumienie. Trzeba tam jechać i postawić sprawę jasno-co się dzieje i ile to jeszcze może trwać. Takie jest moje zdanie.
 
GardenFlower 


Dołączyła: 14 Mar 2015
Posty: 16
Pomogła: 1 raz

 #5  Wysłany: 2015-03-14, 19:36  


Dronka 82 dziekuje za poradę, czy mogłabyś mi podac nazwisko tego lekarza na pw? Spróbowałabym się z nim skontaktować i umówić na wizytę.

Tak , Dronko, może źle się wyraziłam. System jest zły to i lekarze nie wyrabiają. Przykro tylko, że człowiek myśli ,ze będzie jakaś pomoc a w efekcie jest przekazywany dalej, dalej, i dalej.
Proszę też zebyście mnie źle nie zrozumieli. Nie jest tak, że liczymy tylko i wyłącznie na opiekę z kasy chorych bo tutaj nie mamy złudzeń jak jest.
Już raz bylismy u takiego lekarza na konsultacji. Zniechęcił nas konsultant, który powiedział nam ,że trzeba czekać na rozwój wypadków bo niby jest rak ale nikt nie może go zobaczyć i zbadać. Pewnie na tamten czas było za mało danych na temat zdrowia teścia. Ten lekarz też pracuje w WCO i byliśmy u niego prywatnie. Co więc robic skoro słyszysz coś takiego? Odgórnie mu nie wierzyć ? Czekac na ten rozwój wypadków czy robić coś dalej? Zaczelismy więc robić, trzymając się tego zakładu brachyterapii bo myśleliśmy ,że jesteśmy w dobrych rękach.

[ Dodano: 2015-03-14, 19:38 ]
Marzenko , Butterly , dziękuję za słowa otuchy i radę.
 
GardenFlower 


Dołączyła: 14 Mar 2015
Posty: 16
Pomogła: 1 raz

 #6  Wysłany: 2015-03-16, 10:28  


Witam serdecznie,

Teść nadal jest w hospicjum. Wczoraj zadzwonił do domu o godzinie 23 z płaczem, że pluje bardzo krwią i się dusi. Przyjechaliśmy na miejsce. Panie pielęgniarki zajeły się nim jeszcze przed naszym przyjazdem.
Usiadły z nami i powiedziały co myślą o tym. Otóż teść w każdej chwili może dostać krwotok , krótko mówiąc grozi mu śmierć. Przyszedł lekarz i również z nami porozmawiał.
Wytłumaczył nam ,że stan jest bardzo zły. Dodatkowo panie pielegniarki uświadomiły nas co dzieje się z teściem. Odpowiedziały na nasze pytania lepiej niż lekarze!
Wiemy już ,że ten okropny smród wydobywa się z napitych krwią płuc , że po prostu jest tam już martwica. Spuchnięte nogi, wilczy apetyt oraz momentami popadanie w gniew też świadczą o tym ,że idzie raczej ku gorszemu. Lekarz powiedział nam ,ze w każdej chwili może zdarzyć sie cos niedobrego.

Jak wiecie jutro mamy skierowanie do szpitala od płuc.
Dzisiaj na obchodzie inny lekarz powiedział ,ze nie ma przeciwskazań aby Tesc nie miał jechać do tego szpitala. Dostał antybiotyk. Pluć krwią bedzie nadal.
Jesteśmy załamani bo jeden lekarz mówi ,że Tesc w kazdej chwili może odejsc a drugi ,ze mamy jechać.
Jesteśmy cały czas niepewni też miejsca w szpitalu. Pani doktor powiedziała mi ,ze mamy dzwonic i sie dowiadywac. Kwestia taka ,ze mi nikt ze szpitala telefonicznie tego nie powie. Wisze na telefonie od rana i w koncu udało mi się dodzwonić i porozmawiać z jakąś dobrą osobą. Wytłumaczono mi ,ze muszę byc osobiscie z Tesciem w szpitalu i dopiero na takiej podstawie mogę się " dowiadywać ?" czy będzie dla niego miejsce. A on jutro będzie o 7 rano zabrany z hospicjum , musi przejechac 50 km i teraz wielka niewiadoma co lekarz prowadzący zdecyduje. Nie rozumiem tego, nie potrafię zrozumieć.
Jedni lekarze kłada kreskę na Teściu, drudzy widzą szanse na leczenie, my oczywiscie każdą szanse chcemy wykorzystać tylko ,ze jak juz przychodzi co do czego nikt nam nie chce jej dać i znowu nas odsyłają.
Mam wrażenie ,że jesteśmy w jakimś chorym czyśćcu. Jeteśmy niczym bohaterowie jakiejś tragedii antycznej. Cokolwiek zrobimy, jakkolwiek postąpimy bedzie to dla nas niedobre. Jedziemy żle, nie jedzie żle. Jedni mówią to koniec nie szarpcie go tylko zabezpieczcie przeciwbólowo. Inni mówią jedzcie tylko sami nie potrafią powiedzieć po co..

Objawy na dzień dzisiejszy :
-krwioplucie, coraz większe i obfitsze
- odpluwanie jakby takich skrzepów krwi, takie jakby przecinki
-spuchnięte obie stopy, Tesc chyba już butów nie załozy
- nerwowość, a nawet panika, nie spał całą noc bo bał się spać
-okropny zapach , nie umiem tego określic, po prostu zbiera się , zbiera jakby takie powietrze nie wiem sama co i ujście przez buzię

W dniu dzisiejszym, rano jak juz pisałam , lekarz mówił ,ze teśc miał zapalenie oskrzeli, jakąs infekcje i dostał antybiotyk. Mamy jutro jechac do tego szpitala od płuc a nawet już dzisiaj po południu do domu. Ubłagaliśmy go ,zeby zatrzymał go do jutra rana. Nie chodzi tutaj o jakąs naszą wygodę bo i tak jesteśmy przy Tesciu w hospisjum przez cały czas na zmianę. Po prostu bardzo boimy się zabrac go do domu i tych dusznosci.

Co moge jutro zdziałać jesli szpital na s nie przyjmie i odesle do domu? Nie wiem chyba przykuję sie do kaloryfera kajdankami, zadzwonie do gazety lokalnej , nie mam pojecia.
Czy ktos jest w stanie zrozumieć tą cała sytuację ? Ja nie.
 
Madzia70 
LEKARZ Med.Rodzinnej Lekarz Hospicyjny



Dołączyła: 26 Lut 2011
Posty: 3397
Skąd: okolice Warszawy
Pomogła: 1777 razy

 #7  Wysłany: 2015-03-16, 11:09  


GardenFlower,
Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie - po co do tego szpitala? Celem włączenia leczenia? Ale w tym stanie nikt leczenia nie włączy - organizm jest za słaby.
No więc - po co?
_________________
"Zobaczyć świat w ziarenku piasku, Niebiosa w jednym kwiecie z lasu. W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar, W godzinie - nieskończoność czasu." - William Blake -
 
Jolana 
PRZYJACIEL Forum



Dołączyła: 23 Paź 2011
Posty: 2070
Skąd: Warszawa
Pomogła: 1506 razy

 #8  Wysłany: 2015-03-16, 11:17  


Opisy/ objawy wskazują na zaawansowanie choroby nowotworowej. Nie wiadomo - czy szpital przyjmie Teścia. Pytanie - czy warto osłabionego, cierpiącego człowieka dodatkowo narażać na te problemy. Czy warto?


W mojej ocenie lepiej niwelować dokuczliwe objawy oraz zapewnić stałą opiekę w Hospicjum, które posiada specjalistyczny sprzęt, wykwalifikowaną kadrę medyczną przystosowaną do opieki nad pacjentami w tak ciężkim stanie choroby nowotworowej.
_________________
Aegrotus sacra est...
 
GardenFlower 


Dołączyła: 14 Mar 2015
Posty: 16
Pomogła: 1 raz

 #9  Wysłany: 2015-03-16, 13:17  


Madzia70, Jolana, bardzo dziekuje za porady. Jest to dla mnie nieoceniona pomoc duchowa, uspokaja trochę moje mysli.

A tymczasem.... W przerwie od pracy spotkałam wrcacającą Tesciową z hospicjum. Teść rzekomo czuje sie lepiej. Teściowa mowi ,ze rozmawiała z lekarzem i Teść przebył zapalenie oskrzeli. Dostał antybiotyk jak pisałam i ogolnie czuje sie dobrze tj. nie dusi sie juz tak ale nadal odpluwa slinę z krwią. Dodatkowo Teściowa rozmawiała z jakąs panią i jest pełna nadzieji , ze Tescia bedą juz jutro leczyc. Powiedziała mi ,ze jak jutro bedę to mam sie powoływac na zieloną kartę i na to, ze miesiac temu juz lekarz w szpitalu od płuc obiecał leczenie.
Mam wyrzuty sumienia ,ze nie wierzę w to leczenie:-(
To ja byłam tą osobą z ,ktorą Tesc sie poruszał po szpitalach, jak go woziłam, ja sie nim opiekowałam w tym czasie. Widzę ogromną zmianę w organizmie Tescia. Tesciowa oczywiscie z nami sie nie wybiera bo jak twierdzi , po co tam ona.

Mielismy tego pecha ,ze Tesc nje mogł byc leczony od razu poniewaz nikt nie wiedzial co mu jest, w sensie gdzie jest pierwotne ognisko. Priorytetem dla nas było fozszerzenie swiatła przełyku aby Tesc mogł funkcjonowac. Za jakis czas nawrot , zwezenie i od nowa wokół tego. Rak przełyku....A to płuca.
W każdym badz razie bardzo boje sie ,ze jest to stadium zaawansowane bardzo. Boje sie ,ze Tesc dostnie atak w samochodzie, boje sie ,ze go nie przyjmą bo nie będa widzieli ratunku. Z drugiej strony lekarka prowadzaca zaznajomiła sie po krotce z wynikami Tescia i rzekła : bedzie konsylium, albo bedzie szpital i chemia albo lampy.
Czy to mozliwe aby Tesc mogł sie na to załapać przy takim stanie zdrowia? Czy ta lekarka nie widzi co sie dzieje , przeciez ma wyniki bada , wie ,ze raz juz byl w hospicjum?
A moze to na jestem podła bo nie widze sensu ratowania Tescia?:-(

Wybaczcie wywody. Wiem, ze zadnego, gotowego rozwiazania na talerzu nie dostane. Po prostu gdzies chciałam sie "wygadac".

[ Dodano: 2015-03-16, 17:18 ]
W miedzyczasie napływają nastepne wieści. Ze szpitala "od płuc" zadzwoniła doktor prowadzaca. Pyta czy Teść jutro bedzie (rano w jego sprawie ma byc konsylium)
Informujemy lekarkę jak wygląda sprawa. Następuje zmiana planów, jutro mamy nie przyjeżdżać , mamy być w srode rano i nastąpi niezwłoczne przyjęcie na oddział.

Czyli juz wiadomo ,ze nas nie odeślą!
Poki co hospicjum idzie nam bardzo na rękę i Tesc spokojnie do środy rano moze u nich przebywać. Jestesmy szcześliwi ,ze ma opieke fachowców, dostep do leków, tlenu w razie potrzeby itd.
Byle wytrwac do srody rano.

Pozdrawiam ciepło,
 
Madzia70 
LEKARZ Med.Rodzinnej Lekarz Hospicyjny



Dołączyła: 26 Lut 2011
Posty: 3397
Skąd: okolice Warszawy
Pomogła: 1777 razy

 #10  Wysłany: 2015-03-16, 17:22  


GardenFlower,
Jeśli obecnie Teść jest w na tyle dobrym stanie, że CHCE tego przewiezienia, próby leczenia - podejmijcie ją. Jeśli zostanie zakwalifikowany do chemio- czy radioterapii - jest jakaś szansa na przedłużenie lub poprawienie komfortu życia, funkcjonowania.
Nie jesteś podła, ani nie miej wyrzutów sumienia. To leczenie i tak będzie leczeniem tylko paliatywnym. Jesteś bardzo odpowiedzialna, zastanawiając się nad wszystkimi aspektami i konsekwencjami leczenia.
:flower:
_________________
"Zobaczyć świat w ziarenku piasku, Niebiosa w jednym kwiecie z lasu. W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar, W godzinie - nieskończoność czasu." - William Blake -
 
gosiat 


Dołączyła: 12 Gru 2014
Posty: 161
Pomogła: 17 razy

 #11  Wysłany: 2015-03-16, 18:59  


Uważam że jeśli teść chce podjąć próbę leczenia i czuje się na siłach to warto spróbować...choćby tylko po to by poprawić Jego komfort życia i wydłużyć je choć trochę...mam nadzieję że lekarze spróbują coś zrobić i teść będzie mógł żyć nadzieją na lepsze jutro...i nie będzie się bał spać.
a to że szukasz,pytasz to nic złego...po prostu chcesz pomóc bliskiej Ci osobie.powiedz teściowi żeby upoważnił Cię do informowania o stanie zdrowia i co mają zamiar robić,wtedy będziesz wiedziała wszystko bez obawy że teść coś przekręci. Powodzenia
_________________
Tatuś walczył 3 tygodnie - diagnoza DRP z przerzutami do kręgosłupa i wątroby 05.12.2014r. - 26.12.2014r. (*)
 
jolapol 


Dołączyła: 25 Lip 2012
Posty: 272
Pomogła: 69 razy

 #12  Wysłany: 2015-03-16, 19:45  


"drudzy widzą szanse na leczenie"
wg naszego prawa i standardów udziela się pomocy/m.in. reanimuje do końca. Pytanie czy etyczne jest męczenie i tak już udręczonego człowieka zabiegami, które nie pomogą a może wzmogą cierpienie. Przepraszam ,że jestem taka obcesowa, ale może warto posłuchać i wsłuchać się w to, co chciały wam powiedzieć pielęgniarki z hospicjum. Ja też chciałam " walczyć" o życie mamy. Dopiero pielęgniarka paliatywna zapytała mnie po co chcę to robić- dla siebie, żeby uspokoić sumienie? bo dla mamy to tylko wydłużenie cierpienia, nie życia. Powalczcie o leki przeciwbólowe i przeciw lękowe.

[ Dodano: 2015-03-16, 19:54 ]
"Tesciowa oczywiscie z nami sie nie wybiera bo jak twierdzi , po co tam ona. "- Jeśli będziesz miała możliwość , weź ją do lekarza. Niech od kogoś innego niż ty usłyszy prawdę. To normalne , że żyje nadzieją, ze liczy na wyzdrowienie. U nas było tak, że gdy mówiliśmy w przypadku choroby teściowej teściowi głośno i jednoznacznie, ze to rak i to stan paliatywny, to prawie nas nie pobił. Ze niby my- synowe- życzymy jej śmierci. Sam do lekarza nie poszedł, bo się bał. Gdy od nas usłyszał prawdę, to się obraził.
 
Madzia70 
LEKARZ Med.Rodzinnej Lekarz Hospicyjny



Dołączyła: 26 Lut 2011
Posty: 3397
Skąd: okolice Warszawy
Pomogła: 1777 razy

 #13  Wysłany: 2015-03-16, 20:55  


jolapol napisał/a:
wg naszego prawa i standardów udziela się pomocy/m.in. reanimuje do końca.

Nieprawda.
1. W stanach terminalnych lekarz nie ma obowiązku podejmowania i prowadzenia
reanimacji lub uporczywej terapii i stosowania środków nadzwyczajnych.
2. Decyzja o zaprzestaniu reanimacji należy do lekarza i jest związana z oceną szans
leczniczych.
(Art. 32 Kodeksu Etyki Lekarskiej)
_________________
"Zobaczyć świat w ziarenku piasku, Niebiosa w jednym kwiecie z lasu. W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar, W godzinie - nieskończoność czasu." - William Blake -
 
jolapol 


Dołączyła: 25 Lip 2012
Posty: 272
Pomogła: 69 razy

 #14  Wysłany: 2015-03-16, 21:34  


Madzia70, przepraszam za błąd i dziękuję za doinformowanie :)

[ Komentarz dodany przez Moderatora: Madzia70: 2015-03-16, 21:38 ]
Joleczko, cała przyjemność po mojej stronie :flower: Na co dzień podejmujemy decyzje o zaprzestaniu uporczywej terapii dla dobra pacjentów, więc temat mam oswojony ;)

 
GardenFlower 


Dołączyła: 14 Mar 2015
Posty: 16
Pomogła: 1 raz

 #15  Wysłany: 2015-03-16, 22:06  


Madziu70 :) , Gosiat, Jolapol :) dziekuje za cenne uwagi. Naprawdę w takim czasie w jakim sie znajdujemy liczy sie dla nas kazda rada.

Tak, tak Tesc bardzo chce walczyc. Jest bardzo pogodnym człowiekiem. Na wszystkie zabiegi ochoczo sie zgadza, niektóre naprawdę dały mu w kość ale nigdy nie lamentował. Dla slużby zdrowia zawsze uprzejmy, grzeczny chocby nie wiem co. Ba! On nawet sam usprawiedliwia lekarzy czy pielegniarki. Ostatnio stojacy ledwo na nogach , po kilkugodzinnym czekaniu miał jeszcze serce usmiechnac sie do lekarki, ktora ledwo na niego spojrzała i zyczyc jej miłego dnia.

Ja zawsze dazyłam zeby było jak najlepiej jak zapewne wszyscy tutaj obecni, każdy z nas chce dla siebie i swoich bliskich jak najlepiej. Dlatego tutaj jestesmy. Ja bardzo wierzyłam nie w wyleczenie Tescia oj nie bo sprawę sobie zdawałam o co chodzi ale wierzyłam, ze zostanie on objety medycyną paliatywną, namiastką jakiegos leczenia, działaniami, ktore poprawia mu komfort zycia i byc moze przedłuzą trochę. Dla nas najgorsze było ,ze oprocz badan nic nie było robione. Tesc dzielnie sie im poddawał. Nie rozumiem wleczenia tak chorego człowieka na bronchofiberskopie. Tesc był tak wymeczony, ze pewnego razu tak jak przyjechalismy w południe tak ze szpitala wyszlismy o 19 wieczorem poniewaz musiał dostac kroplowki wzmacniajace inaczej nie dał by rady dojsc do auta. I znowu za jakis czas kolejne badanie i znowu wymeczenie i znowu nic nie wiadomo. Czy taki człowiek nie mogłby zostac na dwa dni w szpitalu i zrobiono by mu potrzebne badania jesli nikt nie potrafi ustalic skali choroby?
U Tescia załamanie przyszlo gdy znowu jechalismy do szpitala tym razem na USG wezłow , bez tego badania prowadzacy lekarz nie chciał nas widziec. To wtedy Tesc sie załamał.
A jesli jest zle to dlaczego nikt tego nie powie? Jesli jest zle to trzeba skupic sie na czyms innym bo przeciez nastąpi zmiana priorytetów.

Jestem w stanie jezdzic z Tesciem codziennie te 100 km jesli bedzie trzeba do konca jego zycia. Chce jednak miec poczucie ,ze jedziemy tam aby mu ulzyc. Do tej pory tej pewnosci nie mam, bo poki co to od grudnia jedzimy tylko na diagnostyke :-(

Mam nadzieje, ze teraz wszystko sie ruszy. Tesc sie bardzo cieszy,ze pojedziemy w srode. O niczym innym nie mowi, tylko o tym, ze w koncu jedziemy, ze bedzie trudno ale da rade, ze w koncu cos z nim beda robic.
Ciesze sie wiec z nim i chyba oddam sie niezbadanym wyrokom niebios , w sensie co bedzie to bedzie, jesli chce to jedziemy w srode.

Wybaczcie powtorki, bledy stylistyczne i inne. Mam jakies splatane mysli , o stu rzeczach na raz mysle, ktore dotyczą Tescia.
Najwazniejsze na razie to fakt ,ze miejsce na niego czeka. Nie chcialabym widziec zawodu na jego twarzy jesli byloby inaczej. Serce by pekło i pewnie zrobiłabym cos bardzo głupiego i szalonego byleby postawic na nasze , byleby tylko go zostawili.

Spokojnej nocy Wam wszystkim zyczę.
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  


logo

Statystki wizyt z innych stron
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group