1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22

2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.

DUM SPIRO-SPERO Forum Onkologiczne Strona Główna

Logo Forum Onkologicznego DUM SPIRO-SPERO
Forum jest cz?ci? Fundacji Onkologicznej | przejdź do witryny Fundacji

Czat Mapa forum Formularz kontaktowyFormularz kontaktowy FAQFAQ
 SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  AlbumAlbum
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat :: Następny temat
Nie umiem sobie poradzić
Autor Wiadomość
astro 


Dołączyła: 02 Sty 2013
Posty: 105
Skąd: Trójmiasto
Pomogła: 5 razy

 #16  Wysłany: 2013-01-28, 13:48  


Witajcie :)

Cieszę się, że na moim wątku tak dużo osób podjęło dyskusję. Dziś każde słowo, każdy punkt widzenia jest dla mnie ważny.
Mój tata jest po I cyklu chemii i czuje się źle. Myślę, że to, co widzimy to tylko namiastka tego, jak czuje się na prawdę. Cały czas śpi i ma mdłości - bierze cisplatynę i epozyd (mam nadzieję, że nie popełniłam błędu w nazwie pisanej).
Może najpierw wyjaśnię, skąd bierze się pesymizm ... otóż mój tata ma drobnokomórkowego raka płuca, postać ograniczona. Tego raka nie da się pokonać, nie da się wyleczyć i żyć x lat. Ten rodzaj nowotworu bardzo dobrze "idzie" na chemię, szybko jest regresja, ale równie szybko wraca i jest już "chemiooporny". Medycyna nie jest w stanie tego rodzaju raka unicestwić, nie ma na niego leków. Przeżywalność to kilkanaście miesięcy. Właśnie z tego powodu nie potrafię optymistycznie patrzeć w przyszłość i traktować leczenia jako wybawienie od choroby. To tylko przedłużanie życia, a jego jakość z powodu leczenia właśnie znacznie traci na swej jakości.
Poza tym ciężko mi patrzeć na ojca, który jest jeszcze młody - ma 60 lat, byłego żołnierza, silnego chłopa, autorytetu i oparcia dla mnie w trudnych chwilach, w sytuacji, gdy choroba go zabija!!! Już nie wygląda zdrowo, jak na początku, już widać, jak chemia daje mu w kość ...
Nie dziwcie mi się więc, że mówię o umieraniu, bo właśnie umieranie jest jedyną pewną w tym nowotworze.
Mój tata oczywiście przeszukał Internet i wie wszystko o swojej sytuacji. Nie mówi za wiele, bo nie chce nas ranić, a my - pomimo tego, że nie ma nadziei - cały czas mówimy, że się uda, że wyjdzie z tego, że będzie żył jeszcze długo, długo ... Tata rozmawia z mamą o przyszłości - że nie chce być w hospicjum, że nie chce cierpieć, że muszą spłacić długi, żeby mama miała lżej i wiele tego typu tematów, które moją mamę dosłownie wciskają w podłogę.
Pozdrawiam,
Agnieszka
 
hope240 


Dołączyła: 24 Sty 2012
Posty: 142
Pomogła: 7 razy

 #17  Wysłany: 2013-01-28, 17:59  


Może popatrz na to z innej strony że może masz aż kilkanaście miesięcy, masz szanse być z tatą i spróbować powiedzieć mu wszystko co byś chciała. Spędzajcie ten czas razem i nie myślcie o tym co nieuniknione. Jeżeli coś ma być to tak będzie. Macie czas i dobrze go wykorzystajcie nie tylko myśląc że to już koniec.
trzymaj się i nie daj rozpaczy
Pozdrawiam i ściskam mocno
_________________
It just hits you. Out of nowhere.
And suddenly, the life you knew before is over.
 
izowita 



Dołączyła: 12 Paź 2012
Posty: 153
Skąd: Zawiercie
Pomogła: 17 razy

 #18  Wysłany: 2013-01-29, 21:15  


Gdy moj Tato trafil z DRP do szpitala lekarze dawali mu tydzien życia - gdy przeżył 2 tygodnie dawali mu najwyzej miesiąc - udało mu się wywalczyć jeszcze 15 miesięcy. Trzeba wierzyć, że u Was też się uda wyszarpać maksymalnie duzo czasu.
Starajcie się, żyć jak dotychczas, rozpieszczajcie tatę - róbcie mu drobne przyjemnosci ale bez przesady - wszystko szczere. Róbcie tak by Tato czuł się normalnie jak codzien dotychczas. Bedzie ciężko ale jest to wykonalne. Ten czas bedzie ważny dla Waszego Taty ale uwież że dla Was również bedzie bardzo cenny.
_________________
Izabela

Tato 9.02.1947 - 13.10.2012 ( 15 miesięcy walki z potworem )

Tato jestem z Ciebie dumna, że tak dzielnie znosiłeś chorobę.
 
astro 


Dołączyła: 02 Sty 2013
Posty: 105
Skąd: Trójmiasto
Pomogła: 5 razy

 #19  Wysłany: 2013-11-18, 15:13  


Witajcie, jestem z powrotem ...
Taka ma nawrót. I to taki, że nie da się już nic zrobić. Lekarz mówi, że jest chemia paliatywna, ale w taty sytuacji to może przynieść odwrotny skutek ... Tak, czy siak, tata sam podejmie decyzję.
W Sylwestra minie rok od diagnozy ... przez ten czas była walka - nie do końca wygrana - częściowa regresja. Regresja trwała tylko 4 m-ce.
Teraz lekarz mówi, że tacie zostało kilka miesięcy.
A mnie jakby ktoś tlenu pozbawił. Nie mogę oddychać. Nie mogę płakać. Nawet nie wiem, co czuję ... ból, pustkę, strach?
Boję się o mamę. Jak jej pomóc. Ona się dosłownie zabija ze zmartwienia ... Nie wiem, co robić, a mama chyba na mnie opiera wszystko - liczy, że ja to dźwignę, sama ucieka, chowa się ... Siłą rzeczy ja nie mogę tego zrobić, ktoś musi być twardy, gruboskórny, musi się śmiać, normalnie rozmawiać z tatą, itp. A potem idę do domu i do kupy pozbierać się nie mogę ... Boże. Jakie to trudne ...
_________________
"Wiele rzeczy można teraz odłożyć. Wiele może poczekać, ale czasu, który jest jeszcze nasz, wspólny - odłożyć na później nie można."
 
katka88 


Dołączyła: 18 Lis 2013
Posty: 2

 #20  Wysłany: 2013-11-18, 23:53  


straszne jest to zbieranie się do kupy. Zwłaszcza, że czasem człowiek przegrywa walke z samym sobą i płacze w pociągu pełnym ludzi i czuje się jeszcze bardziej samotny bo właściwie nikt na to nie reaguje.
Podziwiam Cię bo mi czasem cieżko wychodzi właśnie to śmianie i gruboskórność. Tęsknie za normalnościa, za fochami na chłopaka, za zwykłym byciem egoistką, księżniczka, za "a niech on się postara". Po chwili jednak przychodzi otrzeźwienie "przecież on choruje, cierpi, nie ma nic ważniejszego".
Najgorsze co może powiedzieć chory do bliskiej sobie osoby to "żyj dalej". Tzn najgorsze z perspektywy właśnie tego bliskiego, któremu własnie w tym momencie serce peka na miliard kawałkow.
Ale jak żyć dalej, jak żyć bez Ciebie....
Mój chłopak znajduje mi zajęcia, wymyśla zainteresowania. Ja się tego podejmuje, żyje każdego dnia wdychając podwójnie powietrze, zbieram się do kupy, ale to nie zmienia faktu, że gdy on jest w szpitalu to mnie ubywa. Nie wiem czy piszesz o tym uczuciu, ale czasem mam tak, że odnoszę wrażenie, jakby ktoś siedział mi na klatce piersiowej i wsadzał knebel w usta. Płaczę bezgłośnie i bez łez, krzycze milcząc i nawet nie staram sie zrozumieć o co mi chodzi w tym momencie. Potem idę spać, budzę się, ubieram roześmianą maskę, żyję, pracuje, spotykam się z ludźmi, racjonalizuje. Wieczorem po ściągnięciu maski rytuał się powtarza. Myślę, że mimo mojej "wielkiej gry", są osoby które myślą jak mi pomóc, tak jak ty myślisz jak pomóc swojej mamie. I nawet coś robią w tym kroku. I daję im to zrobić. I powiem Ci, że w jakimś malutkim stopniu, każdy z takich gestów pomaga dodaje mi sił...Więc chyba warto sie starać...
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  


logo

Statystki wizyt z innych stron
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group