1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22

2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.

DUM SPIRO-SPERO Forum Onkologiczne Strona Główna

Logo Forum Onkologicznego DUM SPIRO-SPERO
Forum jest cz?ci? Fundacji Onkologicznej | przejdź do witryny Fundacji

Czat Mapa forum Formularz kontaktowyFormularz kontaktowy FAQFAQ
 SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  AlbumAlbum
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat :: Następny temat
Guz płuca prawego
Autor Wiadomość
Ikar 


Dołączył: 23 Maj 2012
Posty: 6

 #1  Wysłany: 2012-05-23, 01:22  Guz płuca prawego


Witam

Jestem tutaj nowy i choć z jednej strony cieszę się, że tu trafiłem, to z drugiej czuję się fatalnie, bo przywiodła mnie tu przykra przyczyna.

Potrzebuję pomocy, kogoś, kto na podstawie do tej pory zebranej dokumentacji medycznej i posiadanej przeze mnie ogólnej wiedzy na temat dotychczasowych wydarzeń, pomoże mi zrozumieć z czym mam do czynienia.
A właściwie moja mama, bo to o Nią tutaj chodzi :cry:

Jakiś czas temu zaczęła się skarżyć na bóle w okolicy pleców z prawej strony.
Później dodatkowo zaczęła pluć krwią.
Po pewnych trudnościach zaczęła się właściwa diagnostyka.
Trafiła najpierw na oddział obserwacyjno diagnostyczny, gdzie zrobiono jej pewne badania, w tym dwukrtonie badanie bronchoskopowe.
Następnie dostała skierowanie na badanie PET

Poniżej w załącznikach cała dotychczasowa dokumentacja medyczna.

[ Dodano: 2012-05-23, 01:55 ]
Mama dostała skierowanie na PET i odebrała wynik - w załączniku

Z wynikiem tego badania miała się zgłosić na Oddział Chirurgii Klatki Piersiowej i Nowotworów
Jeszcze zanim nastąpił dzień, w którym mogła w końcu tam przyjść, odbyła się krótka konsultacja z ordynatorem, który (jak mniemam bo nie było mnie przy tym) na podstawie wyników badań/badania PET oświadczył, że zostaną usunięte albo dwa płaty tego płuca albo całe jedno chore płuco.

Później oczywiście jeszcze była konsultacja z dwoma innymi lekarzami. Pierwszy w dość zimny i oschły, nie mówiąc brutalny sposób wspomniał, że bardzo możliwe, że będzie trzeba jednak leczyć chemioterapią.

Drugi chirurg co prawda podniósł ją na duchu, ale dał do zrozumienia, że to raczej nie jest prawda z tą chemią i trzymał się pierwszej wersji - o planowym usunięciu dwóch płatów lub całego płuca.

Nadszedł w końcu dzień operacji, ale ta nie przyniosła oczekiwanego rezultatu :-(
Jak się później dowiedziałem, nie usunęli jej ani tych dwóch płatów ani całego płuca, gdyż podobno było to niemożliwe, ze względu na to, że zmiany nowotworowe są jakoś za blisko serca i jak sam oświadczył lekarz, nikt w takiej sytuacji nie podjąłby się próby usunięcia przez operację :cry:

Niestety był to dla mnie szok, co od niego usłyszałem, bo mama tak bardzo się obawiała sytuacji, w której operacja się nie powiedzie, bo nic jej nie wytną.

Następnego dnia bardziej spokojnie jeszcze raz zagarnąłem tego człowieka, tym razem bardziej świadomy i opanowany. Zależało mi na wiedzy o tym, co robić dalej, ale też podstawach chociażby.
Zapytałem, czy ten guz to jest nowotwór złośliwy? a ten lekarz trochę dziwnie odpowiedział, gdyż oświadczył, że nie ma nowotworów niezłośliwych i dał mi do zrozumienia, że jest złośliwy :cry:

Powiedział, że jest to rak/nowotwór drobnokomórkowy/drobnoziarnisty (nie wiem już chyba drugi szok mnie złapał bo nie mogę sobie przypomnieć czy powiedział dokładnie drobnokomórkowy czy drobnoziarnisty (czy jest jakaś różnica?))

Jedyna pozytywna (?) informacja jeszcze, jakiej się od niego dowiedziałem, jest taka, że teraz będzie trzeba rozpocząć leczenie onkologiczne (chemią (bo co prawda wspomniał o radioterapii, ale dodał, że to strasznie niszczy serce)). Na podstawie wycinka, który pobrali mamie podczas tej operacji, mają stwierdzić, jaki to jest rodzaj/typ raka i jaką chemią trzeba to będzie leczyć.

Niestety to koniec dobrej wieści, gdyż dodał jeszcze, że jednak chemia to przedłużenie życia :cry:

Żaden lekarz ani w ogóle inny człowiek w taki sposób mnie do tej pory nie zdołował :cry:
Ja wiem, że lekarz nie jest od pocieszania, a i nie każdy lekarz lekarzowi równy.

Martwi mnie to wszystko, ale też pogubiłem się już w tym całkowicie.
Wcześniej nikt nic nie wspomniał o komórkach nowotworowych, nic takiego chyba nie wykazało badanie bronchoskopowe. Później z kolei to, i to jeszcze oświadczenie, że to już wcześniej (przed operacją(?)) było wiadomo, że nowotwór i złośliwy, choć informacja była sprzeczna tak mi się wydaje, skoro informowano nas, że wytną te dwa płaty bądź całe płuco.

Proszę o pomoc.
Chciałbym na podstawie dołączonej przeze mnie dokumentacji - wyników badań i tego, co napisałem (choć bardziej zależy mi na przetłumaczeniu wyników badań) dowiedzieć się, na czym tak naprawdę stoję? co to takiego?
Czy więc to faktycznie jest nowotwór-rak? Jeżeli tak, to jakiego typu? Czy złośliwy? Czy mogą być przerzuty?
No i przede wszystkim chyba czy można z tym jakoś walczyć? jakoś leczyć to?
I jaka jest szansa na wygraną? :cry:













rtg2.jpg
Pobierz Plik ściągnięto 4385 raz(y) 117,99 KB

bron1z3.jpg
Pobierz Plik ściągnięto 4658 raz(y) 457,67 KB

bron2z3.jpg
Pobierz Plik ściągnięto 4400 raz(y) 553,54 KB

bron3z3.jpg
Pobierz Plik ściągnięto 4613 raz(y) 308,02 KB

skierowaniePET.jpg
Pobierz Plik ściągnięto 4378 raz(y) 200,08 KB

wynikPET.jpg
Pobierz Plik ściągnięto 4215 raz(y) 371,39 KB

 
absenteeism 
Administrator



Dołączyła: 14 Paź 2009
Posty: 13332
Skąd: Łódź
Pomogła: 9431 razy

 #2  Wysłany: 2012-05-23, 09:08  


Na początek wyjaśnienie co do pojęć nowotwór łagodny / nowotwór złośliwy:
Nowotwory dzielimy na łagodne i złośliwe.
Nowotwory łagodne to te, które zwykle rosną powoli, miejscowo, nie tworzą przerzutów do węzłów chłonnych czy do innych narządów. To np. gruczolaki.
Nowotwory złośliwe to te, które mogą rosnąć szybko, naciekać inne tkanki, dawać przerzuty do węzłów chłonnych, szerzyć się drogą naczyń krwionośnych, tworzyć przerzuty w odległych narządach.
Nowotwory złośliwe mogą wykształcać się z różnych tkanek. Np. nowotwory złośliwe z tkanki glejowej (w mózgu) to glejaki, nowotwory złośliwe z tkanki nabłonkowej to raki, nowotwory złośliwe z tkanki nienabłonkowej to mięsaki.
Słowo "rak" oznacza zawsze nowotwór złośliwy, powstały z tkanki nabłonkowej.
Tak więc ta wypowiedź lekarza:
Ikar napisał/a:
nie ma nowotworów niezłośliwych i dał mi do zrozumienia, że jest złośliwy

jest nieco błędna, jeśli chodzi o samą logikę.

Jednak w tej sytuacji niestety lekarz ma rację, iż wygląda to na nowotwór złośliwy, niemniej jak do tej pory niepotwierdzony histopatologicznie.

W obrazie PET widać bardzo wysoki SUV zmiany w płucu (składającej się w zasadzie z kilku mniejszych zmian, które łączą się w jedną). Takie wartości SUV są zazwyczaj typowe dla raka płuca. Do tego mamy dość powiększone węzły chłonne, jednak wartości SUV w tym wypadku nie potwierdzają jednoznacznie ich przerzutowego charakteru.
Zapewne to było powodem podjęcia decyzji o zabiegu chirurgicznym - przyjęto, że rak jest w tej chwili ograniczony do płata płuca i faktycznie oznaczałoby to resekcyjność zmiany, jednak niestety tak to już bywa, że czym innym jest wynik badania obrazowego, a czym innym faktyczny obraz tego, co znajduje się w środku, po otwarciu pacjenta na stole operacyjnym. Jeśli faktycznie guz był zbyt blisko serca, to lekarz nie chciał ryzykować jego uszkodzenia, krwotoku, w konsekwencji ciężkich powikłań łącznie ze zgonem pacjenta.

Ikar napisał/a:
Powiedział, że jest to rak/nowotwór drobnokomórkowy/drobnoziarnisty (nie wiem już chyba drugi szok mnie złapał bo nie mogę sobie przypomnieć czy powiedział dokładnie drobnokomórkowy czy drobnoziarnisty (czy jest jakaś różnica?))

Tego, jaki to typ raka, nie wiadomo - nie uzyskano w badaniu histopatologicznym żadnego wyniku mówiącego o kom. nowotworowych, a tym bardziej o ich podtypie.
Owszem, jest taki nowotwór złośliwy płuca jak rak drobnokomórkowy, jednak o takim czy innym podtypie można mówić dopiero na bazie wyników z histopatologii go potwierdzających.
(no chyba, że w trakcie operacji pobrano fragment guza do badania histpat i uzyskano już taki wynik, a my tutaj o tym nie wiemy).

Ikar napisał/a:
Jedyna pozytywna (?) informacja jeszcze, jakiej się od niego dowiedziałem, jest taka, że teraz będzie trzeba rozpocząć leczenie onkologiczne (chemią (bo co prawda wspomniał o radioterapii, ale dodał, że to strasznie niszczy serce)).

W tym wypadku lekarzowi chodzi zapewne o to, że guz znajduje się zbyt blisko serca i naświetlanie może je uszkodzić.

Ikar napisał/a:
Niestety to koniec dobrej wieści, gdyż dodał jeszcze, że jednak chemia to przedłużenie życia

Niestety faktycznie główną metodą dającą szanse na trwałe wyleczenie pacjenta jest chirurgia, z następującą po niej (lub czasem mającą miejsce przed nią) chemio/radioterapią.
Póki co i tak musimy jednak czekać na wynik histpat z zabiegu operacyjnego.
_________________
 
Ikar 


Dołączył: 23 Maj 2012
Posty: 6

 #3  Wysłany: 2012-05-23, 21:31  


Dziękuję Ci bardzo absenteeism

Trochę to poprawiło mój stan psychiczny, nie ukrywam, bo chciałem wiedzieć, na czym stoimy, tzn. co wiadomo do tej pory i co wiadomo na pewno.
Ten lekarz jeden zraził mnie do siebie nie tylko przez to, że ma takie podejście i postawę gburowatą, ale informacje, których nam udzielił były takie pobieżne, a ile razy można kogoś zaczepiać i pytać.

absenteeism napisał/a:

Tak więc ta wypowiedź lekarza:
Ikar napisał/a:
nie ma nowotworów niezłośliwych i dał mi do zrozumienia, że jest złośliwy

jest nieco błędna, jeśli chodzi o samą logikę.


No właśnie to było dla mnie dziwne, gdyż przecież nawet na stronie szpitala, w którym leży mama znalazłem informację, że leczy się tam nowotwory złośliwe i niezłośliwe, chyba że chodziło mu o coś innego, ale tak właśnie powiedział, jak napisałem.

absenteeism napisał/a:
Jednak w tej sytuacji niestety lekarz ma rację, iż wygląda to na nowotwór złośliwy, niemniej jak do tej pory niepotwierdzony histopatologicznie.


Ikar napisał/a:
Powiedział, że jest to rak/nowotwór drobnokomórkowy/drobnoziarnisty (nie wiem już chyba drugi szok mnie złapał bo nie mogę sobie przypomnieć czy powiedział dokładnie drobnokomórkowy czy drobnoziarnisty (czy jest jakaś różnica?))

absenteeism napisał/a:
Tego, jaki to typ raka, nie wiadomo - nie uzyskano w badaniu histopatologicznym żadnego wyniku mówiącego o kom. nowotworowych, a tym bardziej o ich podtypie.
Owszem, jest taki nowotwór złośliwy płuca jak rak drobnokomórkowy, jednak o takim czy innym podtypie można mówić dopiero na bazie wyników z histopatologii go potwierdzających.
(no chyba, że w trakcie operacji pobrano fragment guza do badania histpat i uzyskano już taki wynik, a my tutaj o tym nie wiemy).


To znaczy z tego co było nam mówione wcześniej (jeszcze przed tą operacją) podczas tego zabiegu pobierają jakiś fragment, wycinek, który idzie chyba do jakiegoś badania (analizy ?), które trwać miało 15 minut, czy do 15 minut. Nie wiem, czy o to może chodzić oraz czy na podstawie takiego (15 minutowego) badania tego wycinka stwierdza się, jaki to typ raka czy podtypie kom. nowotworowych.

Wiem, że coś podczas tej operacji pobierali, bo tamten lekarz mi to potwierdził, ale to w kontekście aby się dowiedzieć, jaki typ raka (?) i aby dobrać odpowiedni rodzaj chemii. I wyniki tego mają być dostępne za 7 - 10 dni, tak mi powiedział lekarz.

Jednak czy oni już wiedzą? Tego nie wiem. Chyba, że faktycznie podczas tej operacji, jak pobierali ten wycinek do zbadania to po 15 minutach już było wszystko wiadomo(?)

W każdym razie czy jeżeli miałby to faktycznie być ten rak drobnokomórkowy, to czy można to jakoś wyleczyć? czy są na to szanse? jeżeli tak to jak duże? i czy właśnie tą chemią można ewentualnie się pozbyć tego nowotworu?

Ikar napisał/a:
Jedyna pozytywna (?) informacja jeszcze, jakiej się od niego dowiedziałem, jest taka, że teraz będzie trzeba rozpocząć leczenie onkologiczne (chemią (bo co prawda wspomniał o radioterapii, ale dodał, że to strasznie niszczy serce)).

absenteeism napisał/a:
W tym wypadku lekarzowi chodzi zapewne o to, że guz znajduje się zbyt blisko serca i naświetlanie może je uszkodzić.


Ikar napisał/a:
Niestety to koniec dobrej wieści, gdyż dodał jeszcze, że jednak chemia to przedłużenie życia

absenteeism napisał/a:
Niestety faktycznie główną metodą dającą szanse na trwałe wyleczenie pacjenta jest chirurgia, z następującą po niej (lub czasem mającą miejsce przed nią) chemio/radioterapią.
Póki co i tak musimy jednak czekać na wynik histpat z zabiegu operacyjnego.


No cóż chyba rzeczywiście trzeba poczekać te 7 - 10 dni na jakieś może bardziej szczegółowe wyniki i wtedy skonsultować się z onkologiem :| bo co można teraz zrobić

Co do ostatnich informacji, dzisiaj udało mi się porozmawiać chwilę z ordynatorem, który jako lekarz jest bardziej wyrozumiały, czy może bardziej konkretny, bo udzielił mi pewnej informacji. Pytałem o to serce i on powiedział, że ten guz jest blisko woreczka osierdziowego, dlatego ono tak bije, ale tak już chyba pozostanie :|
Mój tata się też dopytywał o pewne szczegóły, a Pan ordynator powiedział, że po prostu musimy poczekać na te wyniki, więc może faktycznie trzeba poczekać, żeby wiedzieć coś więcej.

Oprócz tego raka drobnokomórkowego i czy można go wyleczyć chemią? czy jest to mimo wszystko możliwe?

Interesuje mnie też, czy mama może lub będzie mogła za jakiś czas normalnie się odżywiać, czy będzie musiała spożywać pokarmy według jakiejś diety? Chodzi mi o to, czy np. może lub będzie mogła pić sok z marchwii, buraczków, jeść kiwi, melon, no po prostu owoce i warzywa oraz pić herbatę (zieloną) ?
Obecnie już nie leży na intensywnej terapii, tylko wróciła na oddział. Jest co prawda jeszcze podłączona do aparatury monitorującej serce, tętno i ciśnienie oraz ma podawane jakieś leki przez te rurki (dożylnie chyba), ale już jej usunęli dren i dzisiaj już jadła trochę chleba z jakimś pasztetem, który podali na kolację.

Wiem, że pytam, drążę temat i jest to pewnie czasochłonne i pracochłonne, trochę może wyczerpujące żeby komuś takiemu jak ja odpisywać, ale naprawdę chciałbym wiedzieć, ta wiedza też jest potrzebna. Przykładowo jak już wspomniałem, otrzymałem od Ciebie bardzo dużo wyjaśnień, co zawsze w jakiś sposób zmienia postać rzeczy. Dziękuję Ci bardzo absenteeism za poświęcony czas i zaangażowanie. Szkoda, że w szpitalach nie ma więcej takich osób ;)
 
absenteeism 
Administrator



Dołączyła: 14 Paź 2009
Posty: 13332
Skąd: Łódź
Pomogła: 9431 razy

 #4  Wysłany: 2012-05-23, 21:44  


Ikar napisał/a:
Ten lekarz jeden zraził mnie do siebie nie tylko przez to, że ma takie podejście i postawę gburowatą, ale informacje, których nam udzielił były takie pobieżne, a ile razy można kogoś zaczepiać i pytać.

Jeśli mam odpowiedzieć szczerze, to - do skutku :)

Ikar napisał/a:
Oprócz tego raka drobnokomórkowego i czy można go wyleczyć chemią? czy jest to mimo wszystko możliwe?

Trochę nie rozumiem pytania - czy jest możliwość wyleczenia raka drobnokomórkowego chemią? Czy o co chodzi?

Ikar napisał/a:
Interesuje mnie też, czy mama może lub będzie mogła za jakiś czas normalnie się odżywiać, czy będzie musiała spożywać pokarmy według jakiejś diety? Chodzi mi o to, czy np. może lub będzie mogła pić sok z marchwii, buraczków, jeść kiwi, melon, no po prostu owoce i warzywa oraz pić herbatę (zieloną) ?

Tzn. chodzi Ci o dietę w trakcie ewent. chemioterapii?
Jeśli tak, to nie ma specjalnych przeciwwskazań czy konkretnych zaleceń co do diety. Jasne, że lepiej unikać potraw ciężkostrawnych, obciążających wątrobę, trzeba też samemu wybadać po czym pacjent czuje się dobrze, po czym gorzej. Najlepiej jeść to, na co ma się apetyt, bo z tym bywa czasem ciężko.
_________________
 
ela1 
PRZYJACIEL Forum


Dołączyła: 27 Lut 2010
Posty: 2479
Pomogła: 516 razy

 #5  Wysłany: 2012-05-23, 21:47  


Ikar,witaj, po to jest to forum, aby w miarę możliwości pomagać zrozumieć tą chorobę :)

Ikar napisał/a:
Interesuje mnie też, czy mama może lub będzie mogła za jakiś czas normalnie się odżywiać, czy będzie musiała spożywać pokarmy według jakiejś diety?

Nie nie będzie potrzeby stosowania diety, wręcz przeciwnie, jak zacznie mama chemioterapię to najlepiej aby jadła to wszystko na co tylko będzie miała ochotę.
Dobrze jest, aby piła sok z buraka (można mieszać z jabłuszkiem itp.) na hemoglobinkę, no i powinna dużo pić, niekoniecznie wodę, jeżeli lubi zieloną cherbatkę to nie ma przeciwskazań.
Co do cytrusów np. grejfruty nam chemioterapeutka powiedziała aby nie podawać.

Lekarz ma rację, że trzeba poczekać na wynik hist-pat, bo teraz to tylko gdybanie.

pozdrawiam
_________________
"Odnajdź w sobie zalążek radości, a wtedy radość pokona ból"- R. Campell
 
Ikar 


Dołączył: 23 Maj 2012
Posty: 6

 #6  Wysłany: 2012-06-10, 23:59  


Od czasu mojej ostatniej wiadomości tutaj i korespondencji z Wami trochę się zmieniło.

Przede wszystkim pojawiły się wyniki tego ważnego badania histopatologicznego i o dziwo (z tego co udało mi się zorientować) nie jest to rak drobnokomórkowy (tak jak nam powiedział tamten chirurg po operacji), tylko niedrobnokomórkowy (tak jest na wyniku badania)

Poza tym była konsultacja z onkologiem, który jest zupełnie inny niż tamten (nieprzyjemny) chirurg.
Nie była to długa rozmowa, ale zawsze kolejny ważny krok. Onkolog-chirurg, z którym była konsultacja jest bardzo dobrym lekarzem, przynajmniej jeżeli chodzi o podejście do pacjenta, które trzeba podkreślić na prawdę robi dobre wrażenie i pomaga przejść przez to wszystko.

Odpisuję najpierw na poprzednie wiadomości.
Poniżej jednak dołączam kolejną dokumentację, w tym wynik badania histopatologicznego.
Kolejny raz bardzo proszę o pomoc i wytłumaczenie tego wszystkiego - głównie wyniku badania hist-pat.


absenteeism napisał/a:
Ikar napisał/a:
Ten lekarz jeden zraził mnie do siebie nie tylko przez to, że ma takie podejście i postawę gburowatą, ale informacje, których nam udzielił były takie pobieżne, a ile razy można kogoś zaczepiać i pytać.


absenteeism napisał/a:
Jeśli mam odpowiedzieć szczerze, to - do skutku :)


Ehhh już mam dosyć tego faceta, ta jego mina i w ogóle podejście... no ale masz rację

Ikar napisał/a:
Interesuje mnie też, czy mama może lub będzie mogła za jakiś czas normalnie się odżywiać, czy będzie musiała spożywać pokarmy według jakiejś diety? Chodzi mi o to, czy np. może lub będzie mogła pić sok z marchwii, buraczków, jeść kiwi, melon, no po prostu owoce i warzywa oraz pić herbatę (zieloną) ?

absenteeism napisał/a:
Tzn. chodzi Ci o dietę w trakcie ewent. chemioterapii?
Jeśli tak, to nie ma specjalnych przeciwwskazań czy konkretnych zaleceń co do diety. Jasne, że lepiej unikać potraw ciężkostrawnych, obciążających wątrobę, trzeba też samemu wybadać po czym pacjent czuje się dobrze, po czym gorzej. Najlepiej jeść to, na co ma się apetyt, bo z tym bywa czasem ciężko.


Rozumiem. Dziękuję za odpowiedź absenteeism :)



ela1 napisał/a:
Ikar,witaj, po to jest to forum, aby w miarę możliwości pomagać zrozumieć tą chorobę :)

Ikar napisał/a:
Interesuje mnie też, czy mama może lub będzie mogła za jakiś czas normalnie się odżywiać, czy będzie musiała spożywać pokarmy według jakiejś diety?

ela1 napisał/a:
Nie nie będzie potrzeby stosowania diety, wręcz przeciwnie, jak zacznie mama chemioterapię to najlepiej aby jadła to wszystko na co tylko będzie miała ochotę.
Dobrze jest, aby piła sok z buraka (można mieszać z jabłuszkiem itp.) na hemoglobinkę, no i powinna dużo pić, niekoniecznie wodę, jeżeli lubi zieloną cherbatkę to nie ma przeciwskazań.
Co do cytrusów np. grejfruty nam chemioterapeutka powiedziała aby nie podawać.

Lekarz ma rację, że trzeba poczekać na wynik hist-pat, bo teraz to tylko gdybanie.

pozdrawiam


Dziękuję za odpowiedź ela1



Poniżej dołączam trzy kolejne dokumenty
Bardzo proszę o pomoc - o wyjaśnienie tego, co zostało napisane w tej dokumentacji (głównie wynik hist-pat) i dodanie kilku słów od siebie - jak to wygląda? czy jest aż tak poważnie? no i chyba najważniejsze, czy chemia, na którą (chyba niedługo bo za niecałe 2 tygodnie) idzie mama może pomóc i pokonać ten nowotwór?








pooperacji1b.jpg
Po operacji 1
Pobierz Plik ściągnięto 4619 raz(y) 395,36 KB

doonkologa.jpg
Skierowanie do onkologa
Pobierz Plik ściągnięto 4319 raz(y) 302,33 KB

wynikhistop.jpg
Wynik badania histopatologicznego
Pobierz Plik ściągnięto 4352 raz(y) 172,55 KB

 
absenteeism 
Administrator



Dołączyła: 14 Paź 2009
Posty: 13332
Skąd: Łódź
Pomogła: 9431 razy

 #7  Wysłany: 2012-06-11, 09:10  


W wyniku histpat mowa jest o niskozróżnicowanym płaskonabłonkowym raku płuca G3. G3 oznacza właśnie owo niskie zróżnicowanie histologiczne, a tym samym najwyższy stopień złośliwości histologicznej.

Zapewne z racji nacieku na osierdzie odstąpiono od zabiegu operacyjnego i postanowiono włączyć chemioterapię. Przypuszczalnie po niej zostaną przeprowadzone badania obrazowe celem oceny odpowiedzi na leczenie i być może kwalifikacji do zabiegu chirurgicznego.
_________________
 
Marta82 


Dołączyła: 17 Lut 2012
Posty: 237
Skąd: Piła
Pomogła: 65 razy

 #8  Wysłany: 2012-06-11, 21:09  


Witaj na forum, wiedz, że to miejsce jest pełne życzliwych ludzi, którzy podzielą się z Tobą cenną wiedzą i specjaliści i my laicy, którzy po prostu zetknęliśmy się z tą straszną chorobą.
Dbaj o mamę, wspieraj ją, choć i Tobie na pewno będzie ciężko - wiem z własnego doświadczenia.
Pozdrawiam i trzymam za was kciuki.
_________________
Marta82
Kocham Cię mamusiu: 20.03.1947 - 15.01.2013 r.
 
Ikar 


Dołączył: 23 Maj 2012
Posty: 6

 #9  Wysłany: 2012-06-18, 15:14  


absenteeism napisał/a:
W wyniku histpat mowa jest o niskozróżnicowanym płaskonabłonkowym raku płuca G3. G3 oznacza właśnie owo niskie zróżnicowanie histologiczne, a tym samym najwyższy stopień złośliwości histologicznej.

Zapewne z racji nacieku na osierdzie odstąpiono od zabiegu operacyjnego i postanowiono włączyć chemioterapię. Przypuszczalnie po niej zostaną przeprowadzone badania obrazowe celem oceny odpowiedzi na leczenie i być może kwalifikacji do zabiegu chirurgicznego.


Dziękuję kolejny raz za pomoc w wytłumaczeniu mi tych informacji z badania histopatologicznego.
Nie brzmi to zbyt pozytywnie niestety :-( ten fragment o najwyższym stopniu złośliwości, ale co można zrobić, co ja mogę zrobić?
Będę oczywiście wspierał mamę, będziemy walczyć o życie i zdrowie.
Jeszcze raz dziękuję absenteeism za Twoją pomoc, gdyż jest bezcenna i rzeczywiście dużo znaczy dla mnie i mojej mamy :) jestem Ci bardzo wdzięczny

Marta82 napisał/a:
Witaj na forum, wiedz, że to miejsce jest pełne życzliwych ludzi, którzy podzielą się z Tobą cenną wiedzą i specjaliści i my laicy, którzy po prostu zetknęliśmy się z tą straszną chorobą.
Dbaj o mamę, wspieraj ją, choć i Tobie na pewno będzie ciężko - wiem z własnego doświadczenia.
Pozdrawiam i trzymam za was kciuki.


Nawet w moich najgorszych snach nie przypuszczałem, że będę kiedyś odwiedzał takie forum i prosił o pomoc w tak trudnej i ważne sprawie :uuu:
Człowiek nie zdaje sobie sprawy z wagi problemu i cierpienia ludzkiego, dopóki sam tego nie doświadczy lub ktoś na prawdę nam bliski :uuu:
Dziękuję Ci Marta82 za Twoje wsparcie i dobre słowo - to dużo dla mnie znaczy i jestem Ci wdzięczny :)


Jutro mama idzie na oddział i na chemię. Żałuję, że to nie chemia ambulatoryjna i znowu nie będzie jej w domu, w którym (tak mi się wydaje) każdy czuje się lepiej niż w szpitalu. No ale może to dobrze z jednej strony, może będzie miała lepszą opiekę lekarską, mam taką nadzieję :|

Zastanawia mnie jeszcze jedna, może dwie rzeczy.
Mama idzie na oddział na leczenie tą chemią.
Czy to znaczy, że ona już tam zostanie dopóki cała chemioterapia się nie skończy, czy może mama moja wróci do domu po tej pierwszej dawce?
Chodzi mi o to, czy będzie wracała do domu między braniem dawek tej chemii, czy od jutra zostanie już na stałe do końca, dopóki nie weźmie ostatniej dawki?
Wolałbym żeby wracała do domu, bo myślę, że domowa atmosfera jest lepsza i zadbałbym o to żeby miała jak najlepsze warunki żywieniowe i nie tylko.
(wiem, że o to powinienem zapytać lekarza i tak też zrobię, ale pytam, bo może ktoś z Was miał podobną sytuację?)

Druga sprawa, która mnie zastanawia to właśnie to żywienie podczas brania chemii.
Wiem, że pisaliście o braku jakichś szczególnych przeciwwskazań dotyczących diety i jedzenia, w co oczywiście wierzę, bo ma to sens.
Jednak czy są środki (jedzenie, picie), które mogą pomóc mamie lepiej znieść tą chemię, żeby miała siły więcej i może żeby nie było tak ciężko z tymi skutkami ubocznymi?
Czytam w każdej wolnej chwili na temat żywienia w ogóle i w sytuacjach choroby nowotworowej, ale chętnie usłyszę, przeczytam Wasze wskazówki, rady i cenne informacje.

Chciałbym pomóc mamie jak najlepiej znieść chemię i jej skutki uboczne takie jak te nudności, wymioty.
Napotkałem i przeczytałem różne opinie o rozmaitych produktach i środkach, które mogą w tym pomóc takich jak np. jakiś sok noni (?), herbatki ziołowe (?)
Czy ktoś może wymienić coś, co pomoże lepiej znieść chemię i pomóc organizomowi w walce z chorobą?

Interesuje mnie też czy oprócz tej zielonej herbaty mama będzie mogła pić herbatkę z ziół ?
Chodzi mi o dwie takie herbatki (które poleca Pani mgr Stefania Korżawska):

Jedna z tych herbatek ziołowych zawiera:
liść pokrzywy, kwiat krwawnika, kwiat nagietka

Druga herbatka zawiera takie zioła:
ziele majeranku, owoce anyżku, owoce kminku, owoc głogu, kwiat dziewanny

zapytałbym jeszcze o takie rzeczy jak migdały, suszone morele, ziarna słonecznika czy dyni (ale do tego postaram się dojść sam żeby Was nie zamęczać bo już i tak dużo dla mnie i mojej mamy zrobiliście :) )

Mama mi jeszcze opowiadała o pewnym panu, który też był leczony chemią, ale te skutki uboczne były bardzo małe. Nie wymiotował chyba w ogóle. Z tego co opowiadał to brał coś, ale nie pamiętam, co to było, być może tzw. wilcza kora czy koci pazur (cat's claw), ale nie zamierzam podawać mamie niczego, co nie jest sprawdzone i co mogłoby do końca nie być bezpieczne :|
 
absenteeism 
Administrator



Dołączyła: 14 Paź 2009
Posty: 13332
Skąd: Łódź
Pomogła: 9431 razy

 #10  Wysłany: 2012-06-18, 15:37  


Ikar napisał/a:
Czy to znaczy, że ona już tam zostanie dopóki cała chemioterapia się nie skończy, czy może mama moja wróci do domu po tej pierwszej dawce?
Chodzi mi o to, czy będzie wracała do domu między braniem dawek tej chemii, czy od jutra zostanie już na stałe do końca, dopóki nie weźmie ostatniej dawki?

A jaki schemat chemioterapii mama będzie otrzymywać?

Chemioterapia dzieli się na poszczególne cykle. W danym cyklu jest kilka dni, w trakcie których podaje się chemię. Cykl trwa zwykle 3-4 tygodnie.
Tłumacząc na przykładzie:
W jednym ze schematów chemii (stosowanym akurat w raku drobnokomórkowym) cykl trwa 21 dni. W dniach 1, 2, 3 podawane są cytostatyki (czyli ta chemia), i wtedy pacjent jest w szpitalu, zaś potem (dni 4 - 21) wraca do domu. Przy 21 dniu kończymy liczenie I cyklu i następnego dnia stawiamy się na chemię kolejną - czyli na 2 cykl, a więc liczenie dni znów rozpoczynamy od nowa (dzień 1, 2, 3 - szpital i kroplówki ; 4 - 21 w domu itd.).
To był tylko przykład, oczywiście, zależnie od schematu, jaki mama będzie otrzymywać, schemat podawania kroplówek i pobytu w szpitalu będzie nieco inny.
Są też schematy, w których pacjent przychodzi do szpitala na 1 dzień (1 dzień cyklu) i wówczas ma podawaną kroplówkę, wychodzi potem do domu i wraca do szpitala 8 dnia cyklu na kolejną kroplówkę (pacjenci nazywają to często "dolewką"), po której znów idzie do domu (tak jest w jednym z popularnych schematów stosowanych w raku niedrobnokom.).

Ikar napisał/a:
Napotkałem i przeczytałem różne opinie o rozmaitych produktach i środkach, które mogą w tym pomóc takich jak np. jakiś sok noni (?), herbatki ziołowe (?)

Odradzam. Noni pewnie nie zaszkodzi, ale kosztuje tyle kasy, że lepiej przeznaczyć ją na coś, co sprawi mamie przyjemność, jakąś niespodziankę.
Herbatki ziołowe mogą z kolei wpływać na metabolizowanie leków (i niekoniecznie korzystnie), do tego mogą obciążyć wątrobę, która i tak będzie już obciążona z racji chemioterapii.

Ikar napisał/a:
Jednak czy są środki (jedzenie, picie), które mogą pomóc mamie lepiej znieść tą chemię, żeby miała siły więcej i może żeby nie było tak ciężko z tymi skutkami ubocznymi?

Przede wszystkim na razie nie wiadomo, czy i jakie mama będzie miała skutki uboczne. Na wymioty i mdłości, jeśli leki nie będą wystarczająco pomagać, czasem dobra jest coca cola.
Naprawdę - niech mama po prostu je to, na co ma ochotę.

Ikar napisał/a:
Interesuje mnie też czy oprócz tej zielonej herbaty mama będzie mogła pić herbatkę z ziół ?

Wszystko, co chcesz mamie dodatkowo podawać, należy na początek skonsultować z lekarzem prowadzącym.
Jeśli nie będzie widział p/wskazań, to mama zrobi jak będzie chciała.

Ikar napisał/a:
Mama mi jeszcze opowiadała o pewnym panu, który też był leczony chemią, ale te skutki uboczne były bardzo małe. Nie wymiotował chyba w ogóle. Z tego co opowiadał to brał coś, ale nie pamiętam, co to było, być może tzw. wilcza kora czy koci pazur (cat's claw), ale nie zamierzam podawać mamie niczego, co nie jest sprawdzone i co mogłoby do końca nie być bezpieczne

Nie każdy pacjent mocno odczuwa skutki uboczne chemii - jedni reagują lepiej, inni gorzej. Żadna vilcacora czy inne cuda w tym nie pomogą. Masz absolutną rację w tym, że nie będziesz podawał mamie tego, co nie jest sprawdzone - brawo.
_________________
 
Ikar 


Dołączył: 23 Maj 2012
Posty: 6

 #11  Wysłany: 2012-06-24, 16:30  


Dziękuję Ci bardzo absenteeism

Kolejny raz mnie ratujesz i pomagasz bardziej niż niejeden lekarz lub kilku razem
Taka konsultacja, doświadczenia wiele znaczą dla mnie (a zwłaszcza dla mojej mamy)


Jeżeli chodzi o ostatnie wydarzenia.

Mama trafiła na oddział chemioterapii.
Pierwszego dnia dostawała środki nawadniające.
Drugiego już dostała chemię. Najpierw chyba tzw. biała chemia, potem były dwie takie kroplówki w czarnych woreczkach, czyli chyba tzw. czarna chemia i jeszcze dwie kroplówki-butelki ze środkiem nawadniającym (coś chyba jak pierwszego dnia albo oczyszczającym (?))
Czyli łącznie 5 takich kroplówek-butelek, choć mama twierdzi, że w tym dniu całym dostała 7 (więc może jeszcze jakieś dwie zanim przyjechałem).
Podczas chemii w ten dzień nie było źle, może nawet całkiem nieźle, bo mama nie wymiotowała, nie skarżyła się też za bardzo. Jedynie może na szczypanie w rękę jak miała podawaną chemię.
Jak sama mama teraz mówi, myślała, że tak się będzie czuła później też.
Po drugim dniu, a więc trzeciego została wypisana do domu. Zapisano jej:
Setronon - przeciwwymiotny
Anesteloc - 1 tabletka na czczo
Pabi-Dexamethason - pierwszego i drugiego dnia 8 tabletek, a trzeciego 4 tabletki
Ketonal forte - 2 tabletki na dobę (jeszcze przed chemią parę razy ją tak bolało w klatce piersiowej na środku chyba i jak już była w szpitalu to zanim jej przepisali lekarze do domu, też miała bóle w nocy i nie mogła przez to spać :-( dopiero nad ranem dostała coś przeciwbólowego)

Dodatkowo mama bierze jeszcze:
Magne B6 - magnez, bo mówi, że jej nogi cierpną
Melatonina 3 mg - na spanie, bo ma problemy ze snem (teraz jest już lepiej bo śpi, chociaż te 5 godzin jak prześpi to zawsze coś lepiej, niż te nieprzespane noce wcześniej :|

Pytaliśmy lekarza, czy są jakieś przeciwwskazania jeżeli chodzi o pokarmy i napoje w czasie i po chemii. Dostaliśmy odpowiedź, że nie. Tak więc teoretycznie zioła czy herbatki ziołowe niby może mama pić, jednakże w czasie chemii nic mamie takiego nie podawałem, dla pewności żeby było dobrze i lek działał jak należy. Jedynie była zielona herbata, zwykła owocowa no i woda. Jadła trochę arbuza, chleb z pomidorem i pietruszką, no i to jedzenie, które było podawane w szpitalu.
Jeżeli chodzi o zwykłe przeciwwskazania, czyli unikanie potraw ciężkostrawnych, to dowiedzieliśmy się, żeby nie jeść cytrusów.

Teraz pewne problemy i ciężkie skutki uboczne :-(
Jak już napisałem mama całkiem nieźle się czuła podczas gdy dostawała chemię i teraz gdy jest już po, parokrotnie mi oświadczyła, powiedziała, że myślała, że po chemii będzie się tak samo czuła.
Niestety czuje się gorzej :|
Oczywiście oprócz bólu, pobolewania ciała, zwłaszcza pleców, ale też rany po operacji, mama ma mdłości, chyba dość straszne mdłości. Nie wymiotowała jeszcze, ale widzę, jak te mdłości jej dokuczają i uniemożliwiają spożywanie pokarmów, herbat (zielonej niestety też za wiele nie może wypić) i soku z buraczka też nie pije przez te mdłości :| (zrobiłem mamie syrop z buraczków, zawsze trochę pije, ale to nie jest tak jak powinno być).

Te tabletki na mdłości nie działają za dobrze. Mama weźmie tabletkę i jest może troszkę lepiej, ale to mało :|
Później najwyżej drugą tabletkę przeciwwymiotną, ale to by było na tyle, bo maksimum to 2 takie tabletki dziennie, a mdłości dalej są :|

Niestety mama ma straszne zaparcia też :| Z tego, co mi powiedziała, to ostatni raz oddawała stolec w poniedziałek (czyli 6 dni temu) :|

W wolnej chwili dołączę kolejną dokumentację medyczną, może to coś więcej powie, naświetli sytuację.

Czy mogę coś zrobić żeby pomóc mamie w tych mdłościach, by oprócz tych tabletek zmniejszyć jakoś te dolegliwości, mdłości po chemii? :-(
Może powinniśmy powiedzieć lekarzowi, że te tabletki są za słabe?

Także jeżeli chodzi o te zaparcia. Czy mogę jakoś pomóc mamie żeby mogła w końcu pójść do toalety i się wypróżnić? :|

Trochę się obawiam tych mdłości, które dalej trwają od dnia, kiedy mama została wypisana do domu (a więc już 4 dni)
Mama się zastanawia, czy to może nie czasem przez te tabletki Pabi-Dexamethason (dwa dni po wypisaniu miała brać 8 a dzisiaj 4), ale to nasze tylko myśli luźne. Obawiam się z tego powodu, ponieważ mama ma w środę przyjechać na tzw. "dolewkę". Potem do 10 lipca miałaby trochę spokoju od tej chemii.

Zrobiłem mamie miętowej herbaty i rozcieńczyłem z wodą - na te mdłości. Może odrobinę pomogło, ale nieznacznie.

Proszę o pomoc :(
 
absenteeism 
Administrator



Dołączyła: 14 Paź 2009
Posty: 13332
Skąd: Łódź
Pomogła: 9431 razy

 #12  Wysłany: 2012-06-24, 17:06  


Ikar napisał/a:
Drugiego już dostała chemię. Najpierw chyba tzw. biała chemia, potem były dwie takie kroplówki w czarnych woreczkach, czyli chyba tzw. czarna chemia i jeszcze dwie kroplówki-butelki ze środkiem nawadniającym (coś chyba jak pierwszego dnia albo oczyszczającym (?))

Na każdej kroplówce jest napisane co jest w środku - najprościej to sprawdzić w ten sposób :)
Nie ma żadnej czarnej chemii - niektóre cytostatyki są wrażliwe na światło, dlatego są podawane w czarnych, nieprzezroczystych woreczkach i często też rurka od kroplówki jest czarna.

Ikar napisał/a:
Te tabletki na mdłości nie działają za dobrze. Mama weźmie tabletkę i jest może troszkę lepiej, ale to mało
Później najwyżej drugą tabletkę przeciwwymiotną, ale to by było na tyle, bo maksimum to 2 takie tabletki dziennie, a mdłości dalej są

Czy mama bierze ten Setronon regularnie co 12h? To istotne, żeby przynajmniej przez pierwsze kilka dni po chemioterapii nie brać leków p/wymiotnych wtedy, gdy są odczuwane nudności, ale regularnie co X h nawet wtedy, gdy nudności nie ma - łatwiej jest im po prostu zapobiegać, niż leczyć na bieżąco.

Jeśli Setronon nie pomaga, spokojnie można zapytać lekarza np. o Metoclopramid.

A próbowała mama np. zimnej coca coli?

Ikar napisał/a:
Także jeżeli chodzi o te zaparcia. Czy mogę jakoś pomóc mamie żeby mogła w końcu pójść do toalety i się wypróżnić?

Oczywiście do konsultacji z lekarzem prowadzącym, ale tak bez recepty to np. Lactulosum w syropie, Bisacodyl w czopkach / tabletkach.
_________________
 
Ikar 


Dołączył: 23 Maj 2012
Posty: 6

 #13  Wysłany: 2012-06-24, 22:05  


absenteeism napisał/a:
Ikar napisał/a:
Drugiego już dostała chemię. Najpierw chyba tzw. biała chemia, potem były dwie takie kroplówki w czarnych woreczkach, czyli chyba tzw. czarna chemia i jeszcze dwie kroplówki-butelki ze środkiem nawadniającym (coś chyba jak pierwszego dnia albo oczyszczającym (?))

Na każdej kroplówce jest napisane co jest w środku - najprościej to sprawdzić w ten sposób :)
Nie ma żadnej czarnej chemii - niektóre cytostatyki są wrażliwe na światło, dlatego są podawane w czarnych, nieprzezroczystych woreczkach i często też rurka od kroplówki jest czarna.


Rozumiem. Tak też myślałem, że to ochrona przed światłem słonecznym. Użyłem sformułowania "czarna chemia", bo tak ją po prostu nazywają pacjenci ;)

Ikar napisał/a:
Te tabletki na mdłości nie działają za dobrze. Mama weźmie tabletkę i jest może troszkę lepiej, ale to mało
Później najwyżej drugą tabletkę przeciwwymiotną, ale to by było na tyle, bo maksimum to 2 takie tabletki dziennie, a mdłości dalej są

absenteeism napisał/a:
Czy mama bierze ten Setronon regularnie co 12h? To istotne, żeby przynajmniej przez pierwsze kilka dni po chemioterapii nie brać leków p/wymiotnych wtedy, gdy są odczuwane nudności, ale regularnie co X h nawet wtedy, gdy nudności nie ma - łatwiej jest im po prostu zapobiegać, niż leczyć na bieżąco.

Jeśli Setronon nie pomaga, spokojnie można zapytać lekarza np. o Metoclopramid.

A próbowała mama np. zimnej coca coli?


To trochę zmienia postać rzeczy, a przynajmniej daje do myślenia.
Mama bierze te tabletki przeciwwymiotne - ten Setronon, gdy te mdłości się nasilają. Zwykle 2 tabletki dziennie. Być może jednak jest tak, że to jest bardziej zapobiegawcze działanie i powinno być brane regularnie co 12 godzin. Jednakże mama tak zaczęła brać te tabletki, ponieważ dostała takie hmmm "wytyczne" od lekarza - "w razie wymiotów". Spróbujemy więc regularnie co 12 godzin.
Mam jednak pewne obawy mimo wszystko, bo ta tabletka chociaż trochę pomoże, to potem po jakimś czasie znowu jest tak samo :|
Ale dziękuję za odpowiedź, w takim razie zapytamy też lekarza o Metoclopramid lub coś innego, może lepiej zadziała inny środek.

Szczerze mówiąc o tej zimnej coca coli zapomniałem ;) ale jutro jak nie pomoże tabletka i nic się nie zmieni, to spróbujemy później zimnej coca coli, może to pomoże.

Ikar napisał/a:
Także jeżeli chodzi o te zaparcia. Czy mogę jakoś pomóc mamie żeby mogła w końcu pójść do toalety i się wypróżnić?

absenteeism napisał/a:
Oczywiście do konsultacji z lekarzem prowadzącym, ale tak bez recepty to np. Lactulosum w syropie, Bisacodyl w czopkach / tabletkach.


Postaram się też poruszyć ten temat z lekarzem, a tymczasem może kupię ten syrop Lactulosum

Dziękuję Ci absenteeism

Będę pisał o postępach
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  


logo

Statystki wizyt z innych stron
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group